poniedziałek, 31 grudnia 2012

Kto nie zna Janusza Weissa?

Być może młodszemu pokoleniu nazwisko Janusza Weissa niewiele mówi. Kabaret "Salon Niezależnych" bywa wprawdzie wspominany, ale sentyment i rozbawienie wzbudza głównie wśród tych, którzy pamiętają go sprzed ponad 30 lat i im z pewnością nie jest ono obce. Trochę młodsi powinni pamiętać jego niezwykle zabawne dialogi w audycjach "Dzwonię do Pana w nietypowej sprawie" w Radio ZET, którego wraz z Andrzejem Woyciechowskim był twórcą. Ale od paru lat nie są już one nadawane.
Mam właśnie za sobą lekturę jego wspomnień z  lat dzieciństwa i młodości, zatytułowanych "Pierwszy ogród", wydanych właśnie przez oficynę Zwierciadło.Zabrała mi ona niecałe dwa dni, a właściwie wczorajszy wieczór i dzisiejsze przedpołudnie. Bo książka wciąga. Zwłaszcza, gdy już na pierwszych stronach dowiedziałem się, że autor nie tylko jest moim rówieśnikiem, ale też urodził się w maju. Tyle, że jego dziecięce i młodzieńcze lata mijały w prominenckiej kamienicy z przestronnym ogrodem z basenem w centrum Warszawy, moje zaś w chłopskiej rodzinie na wsi. Co nie znaczy, że też nie było szczęśliwe. Bo było.

piątek, 28 grudnia 2012

Przerwa chorobowa

Zupełnie niespodziewanie niegroźna zdawałoby się gorączka przekształciła się w zapalenie płuc.Kuracja w domowych warunkach okazała się nieskuteczna i w nocy z 6. na 7. grudnia wylądowałem w szpitalu przy ul. Koszarowej.
Wrażenia z pierwszych chwil - niezapomniane. Już w samych szerokich drzwiach do izby przyjęć jedną igłę wbito mi w palec, drugą w żyłę w łokciu, zaraz potem owinięto ramię w rękaw urządzenia do pomiaru ciśnienia, a chwilę potem już leżałem na kozetce i przyklejano mi elektrody do pomiaru EKG. I przez cały czas zadawano półsłówkami pytania niezbędne do kwestionariusza wywiadu. Każde moje słowo więcej ponad wymagane budziło irytację personelu. A potem na blisko pół godziny jakby o mnie zapomniano. W końcu jednak przyszedł jakiś inny milczek i zawiózł mnie do rentgena, a potem na oddział wewnętrzny X (tzn. dziesiąty), gdzie w zimnej sali, jakby nie było ogrzewania, wskazano mi jedno z dwóch wolnych łóżek. Pomyślałem, że jeśli tak to ma dalej wyglądać, to na własnej skórze doświadczę tego wszystkiego złego, co się o naszej służbie zdrowia opowiada.

środa, 28 listopada 2012

Frasyniuk i Ruch Palikota

Wrocławski Klub Przedsiębiorczości Ruchu Palikota zorganizował  dziś spotkanie z jedną z legend pierwszej "Solidarności" Władysławem Frasyniukiem.  Od kilku lat nie jest on już czynnym politykiem, ale obserwuje polską scenę polityczną i po swojemu naszą politykę komentuje. Po swojemu, czyli wyraziście, bez ogródek i obaw, że komuś się narazi. Dlatego dość często pojawia się w mediach, zarówno elektronicznych, jak i drukowanych.
Działacze Ruchu Palikota chcieli poznać jego opinię o swojej partii, jej  sposobie funkcjonowania w polityce na szczeblu centralnym i lokalnym oraz posłuchać rad, na czym partia powinna skupić swoje wysiłki i jak działać, żeby wysiłki przyniosły oczekiwany skutek.No i żeby RP stał się poważną siłą polityczną i powiększał elektorat.

piątek, 23 listopada 2012

Sukces Dolnośląskiej Szkoły Wyższej

Parę tygodni temu nasza biblioteka proszona była o różne informacje o publikacjach pracowników uczelni  Co jakiś czas to się zdarza, bo jak nie jest potrzebne jakieś sprawozdanie dla ministerstwa, to szykuje się jakaś kolejna wizyta PAK-i, więc niczego nie przeczuwaliśmy.
A tu taka bomba! Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego  postanowiło nagrodzić milionem złotych najlepiej realizowane kierunki studiów. I okazało się, że z ogółem 62 takich nagród dwie zainkasowała Dolnośląska Szkoła Wyższa! A konkretnie Wydział Nauk Pedagogicznych za licencjackie studia pedagogiczne i Wydział Nauk Społecznych, za magisterskie studia dziennikarskie..Więcej otrzymało tylko 6 uczelni - uniwersytetów i politechnik, a tyle samo dalszych 9. Mało tego, studia pedagogiczne w naszej uczelni uzyskały najwyższą punktację w kraju!
Dodatkowym powodem do satysfakcji jest to, że tacy wrocławscy potentaci jak Uniwersytet i Uniwersytet Ekonomiczny, posiadający dwa lub więcej razy więcej wydziałów uzyskały po jednej nagrodzie, a Politechnika czy Uniwersytet Przyrodniczy - żadnej.

piątek, 16 listopada 2012

Ruch Palikota partią lewicową. Co dziś znaczy "lewica"?

Wreszcie, rok po wejściu do Sejmu, rusza dyskusja nad tożsamością ideową Ruchu Palikota. Jest bowiem oczywiste, że to, co się udało w październiku zeszłego roku, czyli wejście z bardzo dobrym wynikiem do Sejmu na fali sprzeciwu wobec postępującej klerykalizacji kraju za przyzwoleniem partii rządzących, z dość enigmatycznymi hasłami o gospodarce i polityce społecznej nie wystarczy na ponowny sukces. Tym bardziej, że ci, co zagłosowali na Ruch Palikota oczekują zmian w kraju i trudno od nich oczekiwać zrozumienia, że możliwości partii opozycyjnej są mocno ograniczone.
Z kolei partii Palikota nie może zadowolić ponowne wejście do Sejmu z takim wynikiem, jak przed rokiem, bo znów nie będzie miała większego wpływu na bieg spraw w państwie. I skazuje ją to na wieczną opozycyjność lub co najwyżej na rolę mniejszego koalicjanta, co wprawdzie daje nieco większe szanse na realizację własnych propozycji modernizacji kraju niż z ław opozycji, ale  nie pozwala realizować własnych koncepcji zmian w państwie.

środa, 14 listopada 2012

Lewica? Prawica? Czy po prostu Ruch Palikota?

Goszczący kilka tygodni temu we Wrocławiu Janusz Palikot zapytany o ideologie Ruchu Palikota opisał ją w zwięzłym zarysie i spuentował określeniem "liberalna lewica o zielonym zabarwieniu".. I hasło to młodzi działacze wrocławscy uznali za punkt wyjścia do dyskusji o charakter polityczny partii.
Dyskusja w gronie blisko 40 osób odbyła się 13 listopada na pięterku restauracji "Bernard" we Wrocławskim Rynku, znanej z doskonałego czeskiego piwa o tej właśnie nazwie.
Pierwszy z wprowadzających Kuba Kłosiński zaczął od spraw definicyjnych oraz wyobrażeń o lewicowości i prawicowości wynikających z badań opinii społecznej, zaś drugi - Bartek Ciążyński - zwrócił uwagę jak w medialnym odbiorze postrzegany jest Ruch Palikota, czyli że jest to antyklerykalny ruch mniejszości seksualnych walczących o dostęp do narkotyków.. Niby wszystko prawda, ale trochę jak  z radzieckiego powiedzenia o zegarku:nieważne czy ukradł, czy jemu ukradli, ważne coś z tym zegarkiem było nie tak. czyli, że jest potrzeba wykreowania pozytywnego wizerunku partii.

wtorek, 13 listopada 2012

Sędzia Janina Jankowska

Janina Jankowska stała się dla mnie znaną dziennikarką po wybuchu "Solidarności" w 1980 r. Entuzjastycznie przyłączyła się do ruchu, a rok później została laureatką Prix Italia za reportaż "Sierpień 1980". Oczywiście w stanie wojennym była internowana. I od tego czasu już jest nie tyle dziennikarką co arbitrem w sprawach zawodowych, etycznych i politycznych. I  we wszystkich sprawach wypowiada się z rosnącą pewnością siebie.

wtorek, 6 listopada 2012

Z prawa na lewo



Ryszard Kalisz jest jednym z bardzo nielicznych na polskiej scenie polityków przygotowanych do swojej roli. Nie bez kozery  kilkakrotnie bywał wybierany do ekskluzywnej dziesiątki najlepszych posłów w opinii tygodnika „Polityka”. Ma wykształcenie prawnicze i doświadczenie zawodowe jako adwokat, głównie jako specjalista od prawa gospodarczego. A że od czasów studenckich znał się z Aleksandrem Kwaśniewskim, który zaczął robić błyskotliwą karierę polityczną jeszcze w rządach Messnera i Rakowskiego, więc bywał dość często angażowany przezeń jako ekspert. Kiedy więc doszło do obrad Okrągłego Stołu w 1989 r., nie zabrakło go i tam. Potem został doradcą Kwaśniewskiego jako przewodniczącego Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej,  skąd już wiodła prosta droga do kierowniczych funkcji w Kancelarii Prezydenta, a następnie do stanowisk ministerialnych i do Sejmu.

środa, 31 października 2012

Ruch Palikota: liberalna lewica o zielonym zabarwieniu

Wziąłem dziś udział w dwóch spotkaniach: wrocławskiego oddziału Ruchu Kobiet w ramach Ruchu Palikota oraz w rozmowie z przewodniczącym Ruchu. To pierwsze miało charakter otwarty, drugie teoretycznie zamknięte, ale  faktycznie też otwarte.
W pierwszym udział wzięła też wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, która opowiedziała o działaniach partii na rzecz równego statusu kobiet - ich samych i ich sumień. Następnie krótki wykład o sytuacji społecznej kobiet w Polsce wygłosiła prof. Ewa Waszkiewicz. Właściwie było to powtórzenie tez wygłoszonych przez poprzedniczkę, tyle, że popartych cytatami z Konstytucji RP oraz danymi statystycznymi. Zabierający głos jako trzeci Janusz Palikot zaczął od wysokiego "c". Starał się uświadomić zebranym, że zadowalanie się gestami rządu takimi jak obietnica wydłużenia urlopu macierzyńskiego do roku lub zwiększenie wydatków na żłobki jest przejawem myślenia właściwego niewolnikom, a nie wolnym obywatelom, którzy wybierają władzę, żeby im służyła. Chyba to podziałało, gdyż liczne głosy w dyskusji świadczyły o poczuciu podmiotowości mówczyń (ale i mówców). A oboje posłowie bądź to udzielali odpowiedzi, bądź informowali, co klub poselski RP robi w kwestii poruszanych spraw. lub co zamierza w najbliższych miesiącach zrobić. Podobał mi się plan złożenia w najbliższych tygodniach projektu ustawy o dwumiesięcznym urlopie "tacierzyńskim", który ojcowie mogliby brać w okresie innym niż urlop macierzyński. Żeby był naprawdę wykorzystany na opiekę nad dzieckiem. W pewnym stopniu przyhamuje to może mężczyznom karierę zawodową, ale czemu posiadanie dziecka ma hamować karierę tylko kobietom?

wtorek, 23 października 2012

Narkomani : wsadzać czy leczyć?

Tytuł wpisu może mylić. Narkomani to są przecież osoby uzależnione od narkotyków, a mnie, podobnie jak Kamilowi Sipowiczowi, o którego książce chcę napisać, chodzi o osoby, które miały raz lub mają sporadycznie kontakt z narkotykami, lub jak woli to ujmować Sipowicz, psychodelikami. Ale tytułem chcę sprowokować ewentualnych Czytelników do postawienia sobie pytania karać czy leczyć oraz próby zastanowienia się nad odpowiedzią.
 Tak się porobiło, że nie wypaliwszy w życiu nawet pół papierosa, nie znając smaku ani woni narkotyków, przejąłem się walką o depenalizację marihuany. Przekonał mnie argument znawców problemu, że jest to substancja dalece mniej uzależniająca i mniej szkodliwa niż nikotyna lub alkohol, które przecież są w sprzedaży i sprawiają olbrzymi problem społeczny.W coraz większej liczbie krajów zaczyna się rozumieć, że bardziej skuteczną - i tańszą - metodą zmniejszania rozmiarów zjawiska używania narkotyków jest rezygnacja z karania używających, zapobieganie, edukacja i leczenie niż sadzanie w więzieniach. Tą drogą poszły m.in. Czechy i już odczuwają  wynikające stąd korzyści.

niedziela, 21 października 2012

Inauguracja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej

Jak zwykle po fali inauguracji nowego roku akademickiego, przypadającej na pierwsze dni października, dopiero osiemnastego dnia tego miesiąca odbyła się szesnasta już w historii uczelni inauguracja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej.
Moją uwagę przyciągnęły dwa jej punkty: przemówienie rektora, prof. Roberta Kwaśnicy oraz wystąpienie przedstawicielki studentów i doktorantów, której personaliów nie pomnę.
Mowa rektora, który stale doskonali swe, dawniej przeze mnie nie przeczuwane, a znamy się bez mała pół wieku, talenty oratorskie, to była mądra rozprawa z wygłoszonymi niedawno niedorzecznościami przez premiera rządu Donalda Tuska. Nie biorąca się zresztą znikąd, lecz z tez bankiera Andrzeja Klesyka, któremu wtórować zaczęła obecna minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka oraz znaczna część żurnalistów. Główna  teza Klesyka sprowadza się do zdania, że uczelnie wyższe to fabryka bezrobotnych.. Że w ogóle kształci się u nas za dużo humanistów (przez co należy rozumieć także i absolwentów kierunków z zakresu nauk społecznych), a za mało inżynierów. Jakby była to tylko kwestia wyboru, a nie predyspozycji psychicznych i intelektualnych! Nawiasem, sam Klesyk jest z wykształcenia ekonomistą. Premier Tusk (z wykształcenia historyk) dokonał jeszcze dalej idącego uproszczenia, jeśli nie zgoła prymitywizacji tezy Klesyka. W programie Tomasza Lisa powiedział, że woli być pracującym hydraulikiem niż bezrobotnym politologiem! Jakby politolog nie mógł uzyskać papierów umożliwiających mu pracę w innym zawodzie!

niedziela, 14 października 2012

Dokończone lektury: Andrzej Stasiuk, Juliusz Machulski

Dokończyłem obie książki zaczęte przed tygodniem. "Grochów" Andrzeja Stasiuka to w sumie cztery opowiadania. Pierwsze trzy osadzone w realiach wiejskich  wydały mi się bliskie z perspektywy pamięci własnych przeżyć i własnego ówczesnego postrzegania nie bardzo rozumianego świata zwierzęcego i świata dorosłych. Trzeba było samemu to i owo przeżyć, żeby sobie dane zdarzenia poukładać w całość i na swój sposób zracjonalizować.Taki wydał mi się sens tych obrazów dzieciństwa. Tytułowe opowiadanie autor dedykuje swemu zmarłemu przedwcześnie zmarłemu przyjacielowi. Ciekawe wydały mi się przytoczone obrazy z "chłopackiego" wieku spędzanego w  mało atrakcyjnej, ale mającej swój czar okolicy Warszawy. Pomyślałem sobie w czasie lektury, że jeśli miało się te młodość szczęśliwą, lub po prostu beztroską, to każde miejsce, w którym się wzrastało miało swój czar i z perspektywy czasu budzi sentyment i nostalgię.  Też mam takie swoje miejsca, do których lubię wracać, jak nie "w realu", to przynajmniej we wspomnieniach. Te obrazy u autora mieszają się ze wspomnieniami wspólnych z kolegami podróży samochodem po Europie i po kraju. Pisane z dbałością o detale w opisie dróg i widoków,  podobnie jak w innych paru książkach, mnie jakoś nie pociągały. Czytałem uważnie, w nadziei, że może jest w nich coś szczególnego, skoro autor poświęca im tyle uwagi, ale nie znalazłem. Może z wyjątkiem niektórych bieszczadzkich dróg, które kilka lat temu przejechałem.Więc może gdybym przejechał trasy wschodniej i południowej Europy, to i one zdałyby mi się ciekawsze? Ale przecież powinno być inaczej - zaciekawiać powinny drogi i miejsca nieznane z autopsji, ale w poznaniu których powinny pomóc och opisy.

niedziela, 7 października 2012

Jak funkcjonować w Internecie?

Należę do ludzi, którzy dość intensywnie funkcjonują w Internecie: od sześciu lat piszę bloga, zabieram głos na forach społecznościowych, pisząc własne opinie o wydarzeniach politycznych, kulturalnych, czasem też naukowych i komentując opinie innych piszących. Jednocześnie funkcjonuję zawodowo, kierując biblioteką wciąż jeszcze młodej, ale już widocznej na rynku edukacyjnym uczelni publicznej i działając aktywnie w środowisku zawodowym poza murami własnej biblioteki. Z tej racji uznałem za stosowne podanie linka ze strony www kierowanej przeze mnie biblioteki do mego bloga. Ostatnio też zaangażowałem się, na szczęście w mikroskali, w aktywność polityczną.Jednak nawet ta skala każe mi ujawnić własne liberalno-lewicowe poglądy polityczne oraz umiarkowany antyklerykalizm.
Zarówno zamieszczając kolejne wpisy na blogu jak i zabierając głos na forach społecznościowych, zwłaszcza gdy odczuwam pewną ich kontrowersyjność, zastanawiam się ile mi wolno jako osobie kojarzonej przez wielu z zatrudniającą mnie od 15 lat, czyli ab urbe condita, uczelnią. Która sama okazuje swoim pracownikom zaufanie, a nawet docenia tych, którzy występują w mediach,  najlepiej w roli uznanych ekspertów.


niedziela, 23 września 2012

Kto pamięta Martę Mirską?

Starsze pokolenie pamięta i nuci sobie być może piosenki "Pierwszy siwy włos", "Rozstanie z morzem", "Niezapominajkę" lub "Hej chłopcy". Część z nich z pewnością zna też ich wspaniałą wykonawczynię, śpiewającą aksamitnym altem. To właśnie była Marta Mirska. Taki bowiem przybrała artystyczny pseudonim Alicja Nowak po swoich pierwszych sukcesach, które odniosła jako refrenistka w wileńskim kabarecie literackim "Ksantypa", którego głównymi postaciami byli Artur Maria Swinarski i Józef Prutkowski, a występowali w nim m.in. Hanki Bielicka, Ordonówna i Skarżanka oraz Jerzy Duszyński..
Po wojnie wraz z Mieczysławem Foggiem i Tadeuszem Millerem (Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem) stała się prawdziwą gwiazdą estrady. Zanim nastąpiła tzw. "bitwa o handel" zarządzona przez niesławnej pamięci Hilarego Minca prywatne wytwórnie płytowe tłoczyły płyty z jej piosenkami kilka razy w roku, kiedy tylko uzbierał się materiał, na który wystarczało wtedy cztery utwory. Intensywnie koncertowała w całym kraju jako tzw. gwóźdź programu. Oprócz piosenek przedwojennych i powojennych, tych drugich nierzadko komponowanych pod jej emploi, śpiewała piosenki zagraniczne popularne w owym czasie Besame mucho, Marjolaine, Rumba negra, Paryski Gavroche, do których często sama pisała polskie teksty.

czwartek, 20 września 2012

Podzwonne dla "Przekroju"

Uważa się, że "Przekrój", pismo polskiej powojennej inteligencji przeżywało najlepsze lata gdy kierował nim Marian Eile, który skompletował znakomity zespół redakcyjny i równie znakomitych współpracowników. Mnie wydaje się, że nie straciło ono chyba nic także i później. Aż do czasu prywatyzacji prasy. Tygodniki, które zachowały mniej więcej te same składy redakcyjne, stworzyły spółdzielnie dziennikarskie i nie dokonywały nieustannych zmian redaktorów naczelnych, do dziś radzą sobie dobrze na rynku prasy. "Przekrój" takiego szczęścia nie miał. Przechodził z rąk do rąk, kolejni wydawcy stawiali na czele redakcji wciąż nowych redaktorów, a że spadek nakładu wciąż się utrzymywał, tracili cierpliwość i zmieniali naczelnych coraz częściej.
I ten trend trwa. Od kilku miesięcy redaktorem naczelnym pisma, wydawanego aktualnie przez spółkę Presspublica (też przechodzącą co kilka lat z rąk do rąk), jest niedawny dziennikarz "Gazety Wyborczej" Roman Kurkiewicz, człowiek o wyrazistych poglądach lewicowo-liberalnych, a przy tym erudyta i miłośnik książek. Krok po kroku zjednał sobie ludzi o podobnym profilu polityczno-społecznym, którzy wraz z częścią dotychczasowych dziennikarzy tworzą redakcję i krąg stałych współpracowników. Od kilku lat swoimi rysunkami wzbogaca pismo wybitny grafik i człowiek o niepospolitym poczuciu humoru Marek Raczkowski.

wtorek, 18 września 2012

Bibliotekarze są kreatywni? Ależ to oczywiste!

W dniach 13-14 września odbyła się w Łodzi XIV doroczna konferencja naukowa, zorganizowana przez Sekcję Bibliotek Niepublicznych Szkół Wyższych przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Jej organizacji podjęła się młoda, skromna liczebnie, ale dzielna załoga biblioteki  tamtejszej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Tematem były kreatywność i innowacje w bibliotekach akademickich.
W porządku obrad było blisko 30 wystąpień, których intencją było ukazanie kreatywności w pracy bibliotek w wielu jej przejawach i aspektach: w projektowaniu witryn internetowych, tworzeniu planów marketingowych i promocyjnych, organizacji przedsięwzięć o charakterze kulturalnym i rekreacyjnym, których dodatkowym zamierzeniem było przełamanie stereotypów związanych z bibliotekami i jej pracownikami czy wdrażaniu nie stosowanych dotąd instrumentów zarządzania, np. ocen okresowych pracowników.

poniedziałek, 10 września 2012

Moi mistrzowie. Suplement 3. Profesor Marian Huczek

Kiedy już zdawało się, że osiągnąłem dojrzałość w zawodzie (od lat byłem już starszym kustoszem dyplomowanym, czyli miałem najwyższy tytuł jako bibliotekarz akademicki) i biegłość w badaniach nad historią książki i bibliotek, natrafiłem na człowieka, który mnie naukowo przeorientował. Wprawdzie od kiedy zająłem się bibliotekarstwem praktycznym, najpierw jako prezes stowarzyszenia bibliotekarzy, a potem dyrektor biblioteki rósł mój dystans do bibliologii, gdyż zacząłem odczuwać, że ta dyscyplina coraz mniej służyła jako podstawa teoretyczna zarówno praktykowaniu bibliotekarstwa, jak i badaniom nad współczesnym funkcjonowaniem bibliotek. Zwłaszcza od kiedy do bibliotek wkraczać zaczęły nowoczesne metody zarządzania nimi i marketingu. Natomiast wciąż jeszcze pozwalała wyjaśniać zjawiska z ich przeszłości.

niedziela, 2 września 2012

Od Tarnowa po Czerniowce - koleją i czym się dało

Wyimaginowaną podróż z Tarnowa przez Przemyśl, Stryj, Stanisławów i pomniejsze miejscowości do Czerniowiec, zbaczając czasem z głównego traktu, odbył austriacki eseista, publicysta i tłumacz Martin Pollack, slawista m.in. po studiach na Uniwersytecie Warszawskim. A że była to podróż wyimaginowana, więc mógł ją umiejscowić mniej więcej na przełomie XIX i XX wieku. Zatrzymując się na poszczególnych stacjach autor odbywa wędrówki po miastach i miasteczka, po ich głównych ulicach, placach i parkach, a także mniej schludnych przedmieściach lub okolicach poza rogatkami. Wędrówki te stwarzają okazję do -dość pobieżnego - opisu architektury i układu urbanistycznego odwiedzanych miejscowości. Bardziej zajmowała go bowiem atmosfera miejsc, zamieszkujący je ludzie, stosunki ludnościowe i gospodarcze. Własne obserwacje autor wzmacnia dość obszernymi cytatami z opisów podróży z czasów jego peregrynacji lub wspomnień świadków, spisanych już w poprzednich latach.  Poświęca zresztą trochę uwagi autorom tych opisów oraz innym postaciom historycznym związanym z odwiedzanymi miejscowościami. Jakże bowiem nie napisać czegoś więcej o wrośniętym w krajobraz Drohobycza Brunonie Schulzu czy huculskim legendarnym zbójniku Dowbuszu, XVIII-wiecznym bohaterze kilku powieści polskich i ukraińskich autorów?

środa, 22 sierpnia 2012

Demokracja - opium dla ludu

O tym, że demokracja ma liczne wady wiadomo od wtedy, gdy pojawiła się jako system ustrojowy. Ale stale ewoluuje. Chyba we właściwą stronę, stając się dostępna oraz szerszym kręgom społecznym. A tam, gdzie jej nie ma jest przedmiotem dążeń inteligencji oraz niższych wart społecznych.
Oczywistość? Tak! Więc czemu o tym piszę? Otóż kupiłem do biblioteki książkę austriackiego filozofa polityki Erika von Kuehnelta-Leddihna "Demokracja - opium dla ludu"., wydaną niedawno przez warszawską oficynę "Prohibita". Z krótkiej charakterystyki sporządzonej przez księgarnię internetową można było sądzić, że jest to poważna naukowa publikacja, ukazująca słabe strony demokracji. Nie sądziłem jednak, że jest to totalna rozprawa z demokracją liberalną. Autor uważa, że poszerzanie kręgów ludzi uprawnionych do uczestnictwa w demokracji to efekt manipulacji ideologów, którzy potrzebowali coraz szerszego poparcia w wyborach. W efekcie biorą w nich udział ludzie bez odpowiedniego statusu majątkowego, wykształcenia, analfabeci, w nawet kobiety i osoby areligijne., czyli nie kierujący się wartościami chrześcijańskimi.   Tylko czekać, gdy prawa wyborcze dostaną dzieci. I tak przez 117 stron. Dopiero w posłowiu dochodzi do puenty. Otóż to właśnie demokracja liberalna doprowadziła do tego, że masy powołały do władzy Hitlera, którego naczelny propagandysta Goebbels zaczytywał się w pismach Platona i czerpał z dorobku autorów Rewolucji Francuskiej.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Nacjonalizm oczami antropologa

Wydarzenia ostatnich lat, różne marsze z pochodniami, dziwnymi sztandarami, pikniki z zamawianiem po pięć piw gestem jednej ręki skłoniły mnie do zapoznania się z istotą nacjonalizmu. Toteż na wolnych kilka dni od święta, które moja mama nazywała Matki Boskiej Zielnej do niedzieli, bo mieliśmy w bibliotece pranie wykładzin,. wziąłem pachnącą jeszcze świeżym drukiem książkę prof. Krzysztofa Jaskułowskiego "Wspólnota symboliczna : w stronę  antropologii nacjonalizmu" (Gdańsk : Katedra, 2012). Zaintrygowała mnie, gdyż autor analizuje przejawy tej ideologii najświeższymi wydarzeniami i zjawiskami w kraju, którymi żyliśmy - i  wciąż żyjemy - w ciągu ostatnich kilku lat. Analizie antropologa zostały więc poddane reakcje prawicowych publicystów i historyków na książkę Jana T. Grossa "Strach", stosunek prawicowych polityków do akcesu Polski do Unii Europejskiej, mitologizacja katastrofy smoleńskiej przez polityków PiS, wydarzenia związane z tzw. walką o krzyż przed pałacem prezydenckim, emancypacyjne dążenia mniejszości etnicznych (Kaszubów i  Ślązaków oraz tzw. stadionowy patriotyzm. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że na książkę składają się artykuły autora publikowane przez ostatnie dwa lata w pracach zbiorowych oraz czasopismach naukowych. Całość jest jednak spójna i gdyby nie pewne drobne powtórzenia oraz brak podsumowania trudno byłoby się tego domyślić.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Państwo i kościół. Co może oznaczać ich rozdzielenie

Jeden z odwiedzających mój blog napisał, że opowiada się za rozdzieleniem Kościoła i państwa. Należy więc z tego wnosić, że on tej rozdzielności nie dostrzega. Przypuszczam zresztą, że nie on jeden.
Tymczasem Konstytucja RP z 1997 roku w pkt. 3 art. 25 zawiera zapis o autonomii oraz wzajemnej niezależności obu podmiotów. Podobny zapis znajduje się w art. 1 konkordatu między Polską a Watykanem.
Czemu więc znaczna część obywateli naszego kraju nie odczuwa tego rozdziału w praktyce?

sobota, 28 lipca 2012

Batalion czołgów, czyli między Szwejkiem a CK Dezerterzy

Jedną z książek stanowiących Mariuszowi Szczygłowi asumpt do wynurzeń na temat szwejkowania i w ogóle bycia Czechami jest powieść Josefa Skvoreckiego "Batalion czołgów". Właśnie ją kończę i polecam jako lekturę tym, którzy lubią dobrą zabawę literacką.
Miejscem akcji jest niewielka miejscowość, gdzie stacjonował na początku lat pięćdziesiątych 7. Batalion Czołgów Armii Czechosłowackiej. Opowiedziane historie o tym, jak przygotowywano żołnierzy do egzaminu na Odznakę Juliusza Fucika lub finalizowano konkurs na wiersz o tematyce wojskowej odmalowują całe zakłamanie wszelkich "walk o..." toczonych w czasach stalinowskich. Tyle, że wiekszość autorów opisuje to z powagą, zaś Skvorecky czyni to z niesłychanym wręcz humorem. Do uśmiechu nie usposabiają jednak same opisane historie (te bywają rozmaite, czasem dramatyczne), lecz sposób ich opisania. Np. o pewnej sztuce w teatrze praskim, w którym wedle autora negatywna bohaterka aktorka, ubrana jest w jasny kostium i chodzi na szpilkach, podczas gdy postać pozytywna, lekarka, nosi kitel, buty na plaskim obcasie, we włosy ma wpiętą wsuwkę i inne postępowe ozdóbki.

czwartek, 26 lipca 2012

W Kórniku

Od wtorku odpoczywam po rocznej pracy. Żona zaproponowała okolice Poznania i sama wybrała miejsce stacjonowania.  Mieszkamy więc do niedzieli w uroczym, ładnie położonym nad Jeziorem Kórnickim hotelu "Daglezja". Na skraju miasteczka, nieopodal zaczynającej się tu autostrady wiodącej do Poznania i przy drodze na Mosinę i Stęszew. Jest niedrogi (niespełna 170 zł za wygodny dwuosobowy pokój ze śniadaniem w formie bufetu z dużym wyborem serów, wędlin i zieleniny)., a personel profesjonalny i uczynny.
Nie potrafiłem podłączyć się do bezprzewodowego Internetu, ale tuż przy drzwiach do naszego pokoju stoi komputer do dyspozycji gości. I z niego korzystam.
We wtorek było tylko rozeznanie terenu, w ramach którego trafiłem do miłej knajpki tuż przy schodach pałacu Działyńskich. Wczoraj obeszlismy z żoną arboretum przy pałacu, a po obiedzie zrobiłem sobie długą wędrówkę wokół jeziora. Po drodze napotkałem dość okazał dom, w którym 90 lat temu przyszła na świat Wisława Szymborska. Nie wszedłem do środka, bo zdał mi się zamieszkały przez jakąś rodzinę lub rodziny. Obszedłem dookoła, zrobiłem zdjęcia i poszedłem dalej, do Bnina, który stanowi dziś już część Kórnika.

sobota, 21 lipca 2012

Czego chcieli wyborcy Ruchu Palikota w październiku zeszłego roku?

Dziesięć procent głosów wyborców w rok po utworzeniu nowego bytu na scenie politycznej, który najpierw przybrał postać stowarzyszenia a dopiero na kilka miesięcy przed wyborami powołał partię, to niewątpliwie był duży sukces. Niespodziewany nawet dla pilnych i uzbrojonych w naukowe narzędzia obserwatorów sceny politycznej.
Niespodziewany tym bardziej, że w czasie objazdów Polski przez lidera Ruchu nie prezentował on całościowej wizji Polski, jaką chciałby tworzyć. Zarówno 15 tez sformułowanych jeszcze jesienią 2010 roku, jak i 35 ogłoszonych na początku roku 2011 obracały się wokół kilku spraw: urzeczywistnienia konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła i państwa (a co za tym idzie liberalizację prawa ustanowionego pod naciskiem Kościoła przez posłusznych mu parlamentarzystów), "uprzyjaźnienia" państwa przez zmniejszenie mitręgi biurokratycznej obywateli oraz zapewnienia większej wolności gospodarczej, zwłaszcza dla małych i średnich firm. I to, wzmocnione niezwykłą aktywnością Janusza Palikota, który zjechał w kampanii przedwyborczej Polskę wzdłuż i wszerz, trafiając także do małych miast oraz jego atrakcyjność medialna, wystarczyło do tego, że Ruch Palikota stał się trzecią siłą polityczną w kraju.
Rzeczywistość pokazała jednak, że partia opozycyjna ma bardzo ograniczone możliwości wpływania na zmiany, a do tego trzeba się zmierzyć z mediami, które w analizach życia politycznego są bardzo powierzchowne (widać na więcej nie oczekuje opinia publiczna) oraz językiem propagandy kościelnej, która dążenie do ograniczenia wpływu kleru na stanowienie prawa, nawet w postaci nieśmiałych prób czynionych przez rząd, nazywa kłamliwie walką z religią i kościołem. Ponadto walka polityczna wymaga nieustannej obecności w mediach, komentowania bieżących wydarzeń, wygłaszania pomysłów pozwalających na tzw. zaistnienie w mediach. A  najlepiej sprzedają się wnioski o dymisję ministrów, o powołanie komisji sejmowej pod byle pretekstem lub zgłaszanie skarg i zawiadomień do prokuratury. I Ruch Palikota też chcąc nie chcąc w tym wyścigu (głównie rywalizując z PiS-em i jego odpryskami, ale też i z SLD) bierze udział. Z dość umiarkowanym skutkiem.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Czego chcemy? Zanim zaczniemy szukać odpowiedzi


Wiceprzewodniczący Klubu Przedsiębiorczości Waldek Olik, człowiek bardzo zajęty, ale niezwykle przy tym zorganizowany, już kilkakrotnie próbował wzniecić dyskusję nad sprawami zasadniczymi, którymi Ruch Palikota na różnych szczeblach organizacyjnych – od kół poprzez okręgi aż do Zarządu Głównego - powinien się zająć.
Ostatnio zebrał te sprawy w postać kwestionariusza, złożonego z pozornie łatwych pytań:
- czego chcemy ?
- do czego dążymy ?
- kogo reprezentujemy ?
- rola i znaczenie zarządu krajowego, okręgowego, klubowego
- co nowego proponujemy ?
- reagujemy czy tworzymy ?
- ewolucja czy rewolucja ?
- z kim nam po drodze ?
- sposoby pozyskiwania sympatyków, członków ( kogo i jak )
- powiększenie elektoratu z grona ludzi nie biorących udziału w wyborach
- co mamy ?
- czego potrzebujemy ?
- kto nam pomoże ?
- kto nam zagraża ?

wtorek, 10 lipca 2012

Laska nebeska (Nowy "Szczygieł")

Po niespotykanych sukcesach dwóch pierwszych książek, przetłumaczonych już na kilka języków, przenoszonych na deski sceniczne, nagradzanych  w prestiżowych konkursach, Mariusz Szczygieł napisał książkę trzecią. Jej tytuł "Laska nebeska" ludziom z mego pokolenia kojarzy się z sentymentalną piosenką, śpiewaną przed laty przez nieżyjącego już Waldemara Matuskę (rok temu miałem okazję położyć kwiat na jego grobie w panteonie wielkich Czechów na Vysehradzie) i Evę Pilarovą, a tłumaczącą się jako niebiańska miłość.
Jest to znów książka o Czechach, tych dzisiejszych i tych z okresu komunizmu i choć na razie nie zyskała takiego rozgłosu jak "Gottland" czy "Zrób sobie raj", to jestem pewien, że jeszcze przebije się na listy bestsellerów i zyska rzesze czytelników. Jest to cykl mini-esejów, zainspirowanych przez książki czeskich autorów, co już jest czymś godnym uwagi, bo otrzymuje się dzięki temu listę lektur, które należy przeczytać, jeśli się tego nie zrobiło.  Stwierdziłem, że mam duże braki, bo poza "Dziejami dobrego wojaka Szwejka", które przeczytałem już kilka razy, paru zbiorami opowiadań Bohumila Hrabala, "Żartem" Kundery i "Z Elwirą u wód" Miroslava Kapka nie przeczytałem chyba nic więcej. W kolejce na liście "do przeczytania", którą mam na swoim służbowym komputerze czeka "Batalion czołgów" Josefa Skvorecky;'ego. Książkę Szczygła pożyczyłem ze swojej biblioteki, ale po lekturze kilku pierwszych eseików uznałem, że warto mieć swój egzemplarz. Po to, żeby po niego sięgnąć i przeczytać sobie jakiś kawałeczek jeszcze raz, a poza tym mieć swój własny przewodnik po literaturze czeskiej i czynić zeń użytek.

czwartek, 5 lipca 2012

Bibliotekarze Wrocławia (znów) na kręgielni.

Nie udało się w Tygodniu Bibliotek, który i tak był w tym roku we Wrocławiu bardziej obfity niż poprzednie, udało się dwa miesiące później. Oto dzięki szczodrobliwości Zarządu oddziału Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, który sfinansował wynajęcie na dwie godziny kręgielni oraz rektorowi (a może też i kanclerzowi?) Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, który ufundował nagrody i upominki,  3 lipca odbył się w kręglarni "Miraż"  drugi turniej kręglarski bibliotekarzy Wrocławia.

środa, 4 lipca 2012

Ruch Palikota i przedsiębiorcy

Stworzenie lepszych warunków funkcjonowania małego i średniego biznesu stały się jednym z celów nowej partii od samego jej początku. W szczególności chodzi o uproszczenie procedur ich tworzenia oraz o jasne przepisy dotyczące podatków i ubezpieczeń społecznych, tak, żeby zminimalizować rozmaitość ich interpretacji, a już zwłaszcza interpretowania ich przez urzędników skarbowych i ZUS. Państwo ma bowiem taką filozofię, że czego nie może ściągnąć od wielkich firm, bo albo korzystają z różnego typu ulg albo wywijają się od płacenia należności dzięki firmom doradczym, na które je stać, albo z tzw. szarej strefy (tu szacuje się, że obejmuje ona 30 % zatrudnionych) wetuje sobie "skubaniem" firm, które starają się należycie ponosić przepisane prawom koszty.koszty. A to wymyśli się jakieś nowe opodatkowanie, a to na nowo naliczy jakieś koszty, a to na nowo dokona wykładni obowiązującego prawa, na skutek czego nie tylko trzeba od pewnego momentu płacić więcej, ale też wyrównać opłaty za lata minione.
Spotkało to osoby prowadzące działalność gospodarczą. Według wykładni z 1999 r. ich składki na ZUS wnosiły one pewne opłaty, ale według nowej interpretacji tej samej ustawy (z 1975 r.!), dokonanej przez sam ZUS w 2009 r., nie tylko naliczone zostały nowe stawki, ale zażądano ich wyrównania od 1999 roku. Wyliczono je na dziesiątki i setki tysięcy złotych. Rząd nie miał wyjścia wyjścia, musiał obiecać ustawowe umorzenie tych należności. I zrobił to po swojemu. To znaczy, kto już dostał wezwanie, ten już przepadł. Ustawa obejmie tylko pozostałych, jak się szacuje 20 do 30% małych firm, którym jeszcze "zaległych" kwot nie naliczono. Zdumiewa, że prawo sięga tu wstecz, i to aż o od 10 do 13 lat!
O tej kwestii i szeregu innych dyskutowano dziś w gronie działaczy Ruchu Palikota i przedsiębiorców z posłem Ruchu Palikota Łukaszem Gibałą (to ten, którzy przeszedł do RP z Platformy Obywatelskiej) oraz szefem tworzącego się think tanku drem Krzysztofem Iszkowskim.

Fot. Piotr Porożyński




piątek, 29 czerwca 2012

Palikot we Wrocławiu

Gdzieś mi przepadł wpis o kongresie lokalnym Ruchu Palikota  i wizycie Janusza Palikota we Wrocławiu.  Może jak sam znikł, to sam się odnajdzie?

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Kto jest lemingiem?

Nie wiadomo, kto po raz pierwszy nazwał elektorat Platformy Obywatelskiej lemingami. Czyli takimi ludzkimi odpowiednikami gryzoni, wokół których narosło wiele mitów, w tym ten o skłonności do autodestrukcji. podczas masowych wędrówek do miejsc, gdzie jest luźniej niż w dotychczasowych. Faktycznie szybko się mnożą i gdy jest im ciasno, szukają sobie nowego miejsca. Ale wzajemnie się nie duszą i nie zadeptują. Jakby jednak nie było, lemingi niczym nie zasługują sobie na negatywne konotacje.W każdym razie nie bardziej niż inne gryzonie.
Ów mit o skłonności lemingów do autodestrukcji został przez elektorat PiS dodatkowo wzbogacony o stereotyp o rzekomej skłonności do ułatwionego życia i podatności na manipulację.

sobota, 9 czerwca 2012

Gottland czyli Czechosłowacja

Po sześciu latach od pierwszego wydania ukazało się lekko zaktualizowane wznowienie książki Mariusza Szczygła  Gottland, obrosłej tymczasem licznymi nagrodami dla autora, edycjami w wielu innych krajach, a nawet podobno udatnymi inscenizacjami teatralnymi. Autor zaś, u nas wciąż znany jako reporter, w Czechach nazywany jest "spisovatelem", czyli pisarzem. Aktualizacja zaś polega na informacjach odautorskich o tym, co się zdarzyło od pierwszego wydania, a więc najczęściej o śmierci przywoływanych postaci lub o dotarciu do nowych dokumentów.

piątek, 8 czerwca 2012

Moi mistrzowie. Suplement 2. Irena Lenartowicz

Podczas konferencji w Gdańsku uświadomiłem sobie, że w tym małym panteonie moich mistrzów powinna znaleźć się też pani Irena Lenartowicz, kierowniczka biblioteki gromadzkiej (a potem gminnej) w Zagrodnie, do której należała też wieś mego dzieciństwa Uniejowice.
Pamiętam, że pierwszy raz do biblioteki gromadzkiej, mieszczącej się jeszcze w odległym od domu o ok.3,5 - 4 km budynku Gromadzkiej Rady Narodowej, dziś Urzędu Gminy, poszedłem razem z kolegą chyba jako uczeń III lub IV klasy., czyli w 1958 lub 59 roku. A potem poszedłem już tylko raz, żeby pożyczone książki oddać. Odstręczyła mnie od tej biblioteki pani bibliotekarka, która nie kryła zniecierpliwienia, że nie bardzo wiemy, co chcemy i do tego nie jesteśmy zapisani. Najpierw nie chciała nas zapisać, bo byliśmy niepełnoletni i powinni byli nas zapisać rodzice, ale w końcu na podstawie legitymacji szkolnych (na tyle byliśmy przezorni, że je ze sobą zabraliśmy) nas zapisała.  Następnie kazała nam wyszukać książki w katalogu, który liczył chyba ze cztery skrzynki. O jakimś pouczeniu, jak to się robi nie było mowy, a pani sprawiała wrażenie tak srogiej, że nie śmieliśmy prosić o pomoc. Wyszukaliśmy więc jakieś niewiele nam mówiące książki, pani je wyszukała na półkach i podała przez okratowane okienko, pouczając, że najdalej za dwa tygodnie trzeba je oddać i przynieść poręczenie od rodziców.

czwartek, 31 maja 2012

Biblioteczne grillowanie

W sobotę 26 maja wziąłem udział w szóstym, ale pierwszym we Wrocławiu Bibliogrillu, który odbył się na terenie oddanej niedawno do użytku bibliotece Uniwersytetu Ekonomicznego. Pisałem o modzie na nazywanie bibliotek centrami, ale okazało się, że z funduszy unijnych da się zbudować centrum informacyjne, a bibliotekę już nie.
Organizatorami tego typu przedsięwzięć są młodzi ludzie z serwisu bibliosfera.net, którzy niezależnie od Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich podjęli się trudu integrowania środowiska bibliotekarskiego.
Sama impreza ma formę campu, czyli połączenia kilku krótkich prezentacji o  charakterze naukowym lub publicystycznym z piknikiem.  O istocie i historii tych imprez opowiedział na początek ich spiritus movens Krzysztof Lityński


środa, 23 maja 2012

Balcerowicz o demokracji i kapitalizmie

Miałem dziś okazję uczestniczyć w dość kameralnym spotkaniu z prof. Leszkiem Balcerowiczem, który przybył do Wrocławia (inni zwykle przyjeżdżają lub przylatują, ale znaczące persony przybywają) na uroczystość otwarcia Sky Tower. Znalazł jednak półtorej godziny, żeby w kawiarni "Literatka" podyskutować z zainteresowanymi o gospodarce. Nie konkretnie o polskim tu i teraz, choć i o tym wspominał, i o to go pytano, lecz o mechanizmach.

niedziela, 20 maja 2012

Bibliotekarze i czytelnicy

VI doroczna konferencja z cyklu Bałtyckich konferencji "Zarządzanie i organizacja bibliotek" poświęcona była bibliotekarzom i czytelnikom w dobie nowych technologii i koncepcji organizacyjnych bibliotek. Temat dość pojemny i zawsze aktualny, gdyż zawsze mamy do czynienia z ciągłym postępem technologicznym i organizacyjnym. Tyle, że w ostatnich latach postęp mocno przyspieszył.
Na konferencję zjechało się blisko setki uczestników z kraju oraz najbliższej nam zagranicy, którzy zaprezentowali ok. 60 referatów i prezentacji. Dlatego też część obrad toczyła się w sekcjach, w wyniku czego nie było możliwości usłyszenia wszystkich. Inna sprawa, że i chłonność umysłu jest ograniczona. Sam zresztą jedną sesję sobie podarowałem i wybrałem się na spacer po nieodległej gdańskiej starówce. A przy okazji przy piwku przejrzałem codzienną prasę, bez której nie umiem żyć.
Nawał referatów sprawił, że na prezentację lub odczytanie każdy miał raptem kwadrans. I chyba tylko ja jeden uniknąłem poganiania ze strony moderatora, gdyż zmieściłem się co do minuty. No, ale za mną stoją dziesiątki lat.doświadczenia i dziesiątki wygłoszonych referatów czy też prezentacji. A przedmiotem mego wystąpienia był Karol Głombiowski, pod którego kierunkiem w 1970 r. napisałem pracę magisterską, a osiem lat później - doktorską. Pod jego ręką jako redaktora naczelnego pisma "Studia o Książce" przez 14 pełniłem funkcje sekretarza redakcji. Celem było przedstawienie go jako nauczyciela, badacza i mistrza. W kwadrans trudno zrobić to wszystko, ale że teksty mają być opublikowane, skupiłem się na kwestiach najważniejszych lub nawet takich, na które w naukowym tekście nie mogłyby się pojawić.Poszło dobrze, bo umiem zapanować nad uwagą słuchaczy. Zapomniałem tylko zaznaczyć, że w przyszłym roku powinniśmy (w sensie postulatywnym) obchodzić setną rocznicę urodzin mistrza. Ale chyba udało mi się pomóc zrozumieć, co jest istotą mistrzostwa w zawodzie i w nauce. I że szczęściem jest trafienie na etapie edukacji lub początków kariery zawodowej trafić na kogoś, kto na miano mistrza zasługuje.
Większość autorów jakby nie wzięła pod uwagę przyszłej publikacji i przyjęła różne strategie występów: czytała swoje teksty bardzo szybko, co czyniło percepcję mocno utrudnioną, a czasem wręcz niemiłą uszom, ignorowała poganianie przez moderatorów i jakby nigdy nic doczytywała swoje teksty do końca lub pomijając istotne fragmenty przechodziła do podsumowań. Przyznaję, że bardzo mnie męczy, gdy autorzy prezentacji przedstawiając wyniki ciekawych czasem badań ilościowych, pokazując slajdy w postaci wykresów lub tabel jednocześnie je "opowiadają", zamiast ograniczyć się do konkluzji.
 Wydaje się, że miarą nadążania za postępem technologicznym powinien też być profesjonalizm w wystąpieniach publicznych. Tym bardziej, że bibliotekarze w coraz większym stopniu stają się edukatorami, pomagającymi czytelnikom w poruszaniu się w świecie książki i informacji, który coraz szybciej staje się światem w cyberprzestrzeni.
Było dość dużo referatów i prezentacji posiadających tzw. jądro naukowe (termin ze słownika mego mistrza), będących wynikami własnych badań (niemal wyłącznie ilościowych), które wzbogacają wiedzę faktograficzną w dziedzinie bibliotekoznawstwa lub mogą okazać się pomocne przy organizacji pracy bibliotek, ale były też takie, w których owego jądra nie dostrzegłem. Być może przysłane pełne teksty jednak kryteria naukowości spełniają.
Jak to u Majki (Wojciechowskiej, dyrektorki biblioteki Ateneum - Szkoły Wyższej i zarazem przewodniczącej Komisji Zarządzania i Marketingu w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich, przy powołaniu której maczałem palce), pod względem organizacyjnym wszystko zagrało. Tym razem także dzięki współudziałowi Biblioteki Gdańskiej PAN, gdzie drugiego dnia toczyły się obrady i gdzie gdy już wychodziliśmy, rozpoczynały się prace do rozpoczynającej się wieczorem w całej Polsce imprezy "Noc w muzeum".
Dla mnie pobyt w Gdańsku to także okazja do spotkania z mieszkającymi tu przyjaciółmi, rodziną oraz z morzem. Pogoda była taka sobie, ale jednak pozwoliła na to, żeby przejść się promenadą nadmorską do Sopotu, zjeść zupę rybną (tym razem trafiłem w którejś knajpce na plaży na pyszną zupę typu krem, w której pływały kawałki gotowanych jarzyn oraz ryby) oraz ryby smażonej (w innej podobnej knajpce, już w Sopocie, był to świetnie przyprawiony dorsz) a także przejść się sławnym "Monciakiem" w Sopocie, przy którym trafiłem na taki prawdziwy pub, z długą ladą, za którą znajduje się kilka dystrybutorów piwa. W tym także jednego lokalnego, czyli Specjalu
Organizatorzy już teraz zaprosili na konferencje przyszłoroczną, poświęconą bibliotece jako przestrzeni kultury i nauki. Jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego, zechcę tam znów być.



Komentarze

Szanowni Wpisowicze komentarzy! Nie wiedząc o skutkach skasowania komentarzy na moim profilu (sądziłem, że oczyszczę tylko profil, a wpisy pozostaną nadal widoczne), kliknąłem raz na "usuń" z fatalnym skutkiem...
Przepraszam i obiecuję, że w przyszłości będę bardziej rozważny

środa, 16 maja 2012

Bunt w nauce

Pojawiła się iskierka nadziei, że zatrzymany zostanie coraz szybszy wzrost cen czasopism naukowych.  Abonament na niektóre z nich zaczął oscylować wokół 20 000 dolarów rocznie. W wciągu ostatnich 6 lat koszt dostępu bibliotek amerykańskich wzrósł o 145 procent. Oznacza to wzrost kosztów badań naukowych i ograniczenie możliwości uprawiania ich na najwyższym poziomie dla coraz większej liczby ośrodków badawczych.
I oto, jak donosi "Gazeta Wyborcza",  władze Biblioteki Uniwersytetu Harvarda zaleciły pracownikom naukowym, żeby nie publikowali artykułów w  renomowanych czasopismach tradycyjnych, lecz żeby ogłaszali je w ogólnie dostępnych czasopismach elektronicznych. Być może w ślad za tą bogatą uczelnią (jej aktywa oceniane są na 32 mld dolarów) pójdą inne.

niedziela, 13 maja 2012

Tydzień Bibliotek we Wrocławiu, ciąg dalszy

W sobotę 12 maja nastąpił efektowny finisz Tygodnia Bibliotek we Wrocławiu. Oprócz imprezy oficjalnej, o której była już  mowa, zorganizowanej przez lokalne ogniwa Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, cały cykl imprez przygotowała Biblioteka Miejska. Zaś grupa młodych bibliotekarek (i bibliotekarzy :)) z uczelni wyższych Wrocławia zorganizowała w Rynku duże fotogramy poświęcone pracy bibliotekarzy. Ponadto przez prawie cały dzień w księgarni "Tajne komplety" z ich inicjatywy odbywały się imprezy związane z książką i czytaniem dla dzieci oraz dyskusje i prezentacje poświęcone różnym kwestiom bardziej szczegółowym.
Miałem przyjemność pełnić funkcję moderatora dyskusji panelowej poświęconej problemom bibliotekarstwa i zawodu bibliotekarza w XXI wieku. Najpierw mnie zdziwiło, że aż dwoje (z czworga zaproszonych panelistów chciało poświęcić uwagę nowemu zawodowi brokera informacji. Okazało się, że jak najbardziej słusznie, gdyż problem ten wzbudził też żywą reakcje sali, na której zgromadziło się ok. 30 słuchaczy. Uradowało mnie, że konkluzja dyskusji całkowicie pokryła się z moim zdaniem  na ten temat. Że w gruncie rzeczy ów broker informacji to bibliotekarz specjalizujący się w wyszukiwaniu informacji. Jest tylko kwestia odpłatności za usługi. Którą zresztą można wprowadzić w każdej bibliotece. Na takiej samej zasadzie jak odpłatne są np. usługi reprograficzne.  Ponadto paneliści mówili o potrzebie szukania nowego miejsca lub nowych form usług bibliotecznych w obliczu upowszechniania się oferującego coraz więcej internetu oraz o potrzebie upowszechniania właściwie rozumianej edukacji informacyjnej. Bo na dobra sprawę trzeba jej uczyć w szkołach i uczelniach akademickich tak jak uczy się innych przedmiotów, tyle, że wyszukiwanie i wykorzystywanie informacji, w odróżnieniu np. od historii czy fizyki jest umiejętnością praktyczną. ja sam zaś poruszyłem kwestię podziałów w środowisku zawodowym, wynikających z jednej strony ze specyfiki pracy, z drugiej zaś ze statusu prawnego bibliotek oraz wskazałem możliwości zakopywania rowów.

środa, 9 maja 2012

Dzień Bibliotekarza we Wrocławiu

Dziś, 9 maja o godz. 11.00 bibliotekarze Dolnego Śląska spotkali się w jednej z sal Centrum Kongresowego we Wrocławiu, tuż koło Hali Stulecia na uroczystościach z okazji inauguracji tegorocznego Tygodnia Bibliotek i Bibliotekarzy.
Jak zwykle na początek nastąpiło rozdanie odznaczeń i nagród. Odznaczenie państwowe było tylko jedno, podpisane przez prezydenta państwa jeszcze ponad rok temu. Nie zdążyło jednak wtedy dojechać na czas na uroczystości w Nowej Rudzie.Wśród wielu innych było przyznanie tytułu Dolnośląskiego Bibliotekarza Roku, którym została kierowniczka wrocławskiej Mediateki p. Anna Janus. Kandydatkę wytypowała Komisja Nagród i Odznaczeń przy Zarządzie Okręgu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich pod moim przewodnictwem.
Potem gość uroczystości, prezes Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich Elżbieta Stefańczyk, zarazem wicedyrektor Biblioteki Narodowej, zaprezentowała obecne kierunki prac organizacji i poinformowała przy okazji, że jest już niemal pewne, że za 5 lat Wrocław będzie gospodarzem Kongresu Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń i Instytucji Bibliotekarskich (IFLA), na które przybywa zwykle ok. 5000 uczestników z całego świata. Sam byłem czynny w tej organizacji przez wiele lat, jako członek z wyboru kilku sekcji i innych ogniw statutowych. Należałem m.in. do współzałożycieli Okrągłego Stołu Zarządzania Stowarzyszeniami Bibliotekarzy.
Uroczystość uświetnił kilkunastoosobowy big band pod kierunkiem kierownika Katedry Muzyki Jazzowej wrocławskiej Akademii Muzycznej prof. Aleksandra Mazura (znakomitego przy tym konferansjera), który zagrał kilka standardów tego gatunku. A potem przy winku i piwku oraz kanapeczkach odbywały się rozmowy koleżeńskie, dla mnie tym bardziej miłe, że otrzymałem mnóstwo gratulacji.

Biblioteka - aktywna przystań w dążeniu do wiedzy

Po czterech latach znów zawitałem do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Jastrzębiu Zdroju jako autor prezentacji na konferencji szkoleniowej. Tym razem poświęconej edukacyjnej funkcji bibliotek. Mówiłem o o bibliotece jako miejscu uczenia się bibliotekarzy, czyli o organizacyjnym uczeniu się. Żeby bowiem pełnić aktywną rolę w zapewnianiu dostępu do wiedzy, trzeba samemu stale ją wzbogacać. Chodziło mi zwłaszcza o ukazanie, co może robić kadra kierownicza bibliotek, jak motywować pracowników do uczenia się, jak stwarzać po temu warunki i co czynić, żeby uczenie się w pracy i przez pracę przynosiło oczekiwane efekty. I na koniec opowiedziałem, jak to robimy w naszej bibliotece. A zaraz potem udzieliłem wywiadu lokalnej telewizji.

piątek, 4 maja 2012

Przyjaciel Fundacji "Maciuś"

Dziś po powrocie do domu czekała mnie miła niespodzianka. Polska Fundacja Pomocy Dzieciom Maciuś przyznała mi z okazji tegorocznego Dnia Dziecka dyplom.

czwartek, 3 maja 2012

Kongres Ruchu Palikota

Postanowiłem pojechać na 1-majowy kongres Ruchu Palikota. A właściwie polecieć, bo bilet w jedna stronę kosztuje raptem 99 zł. Trzeba wprawdzie dostać się jakoś na lotnisko, a z niego do domu, a parking kosztuje drogo. Ten sposób transportu wybrało ok. dziesięciorga zwolenników i członków RP z Wrocławia. Dalszych ok. 50 przyjechało autokarem.
Poleciałem dzień wcześniej, żeby przejść się starówką i odwiedzić rodzinę.
Dzień kongresu zaczął się od spotkania naszego klubu z posłanką Haliną Raczyńską z okręgu wałbrzyskiego, od której spodziewamy się pomocy w przyciągnięciu przedsiębiorców reprezentujących mały i średni biznes.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Dyskryminacja niepublicznych

http://www.mmwroclaw.pl/408616/2012/4/9/dyskryminacja-studentow-prywatnych-uczelni-w-bibliotekach-awfu-i-uwr?category=news

Miesiąc temu napisałem na moim "starym" blogu. I rozeszło się po różnych portalach, m.in. tu.

piątek, 27 kwietnia 2012

Pierwszy ułan Drugiej Rzeczypospolitej

Bolesław Długoszowski herbu Wieniawa (1881-1942) znany jest głównie jako bohater licznych anegdot i autor bon motów,  a lepiej znającym historię także jako adiutant marszałka Piłsudskiego.
Jest to wystarczający powód, żeby chcieć dowiedzieć się o tej barwnej postaci więcej. I oto trafia się okazja, gdyż podwarszawska oficyna LTW wznowiła zbiór  wspomnień Długoszowskiego, starannie opracowanych przez prof. Romana Lotha, który też poprzedził je wstępem.
Nie przeczytałem jeszcze całej, liczącej ponad 300 stron książki, opatrzonej dość licznymi fotografiami. Ale zrobię to. Nie tylko z chęci bliższego poznania losów kawalerzysty, jego wojennych peregrynacji, przygód dyplomatycznych (cudem uszedł z życiem w komunistycznej Moskwie) i spotkań z
marszałkiem. Tym bardziej, że autor  niezbyt dbał o szczegóły: lekko koloryzował, mylił nazwiska przywoływanych postaci, oczywiście tych epizodycznych oraz kontaminował, czyli łączył dwie lub więcej postaci w jedną, na skutek czego wydawała się ona barwniejsza. Błędy te i zabiegi są jednak prostowane przez edytora. Drugim ważnym, jeśli nie zgoła ważniejszym powodem zamiaru doczytania książki aż do indeksów jest zachwyt niepospolitym darem narracji  autora, bogactwem słownictwa z użyciem słów, które tymczasem wyszły z użycia oraz zachowaną, dziś już uważaną za archaiczną, składnią.


wtorek, 24 kwietnia 2012

Jak zmieniałem bloga

Zdenerwował mnie portal ONET, na którym korzystanie z blogów było utrudnione, a triumfalnie podana informacja o usunięciu awarii okazała się nieprawdziwa. Najpierw powróciłem na Wirtualną Polskę, z której kiedyś przeniosłem się na ONET, gdyż niektóre funkcje okazały się uciążliwe.
Dziś w pracy Ewa Rozkosz zasugerowała korzystanie z Bloggera i pomogła mi założyć konto. Jest tu duża swoboda budowy wyglądu bloga, opatrywania wpisów tagami, które układają się w słownik (jeśli się pilnuje ich gramatyki), a dodatkowe funkcje są intuicyjne. Ale jeszcze paru rzeczy związanych z blogowaniem na tym portalu trzeba się będzie nauczyć.
Chyba tu zostanę na dobre.
PS.
Dziś zyskałem nową przewagę blogowania na Blogspot'cie. Jako osoba o dość wyrazistych poglądach społecznych i politycznych mam zwolenników, ale i przeciwników. Ci pierwsi potrafią wyrazić swoje zdanie w sposób cywilizowany, ci drudzy zaś, najwyraźniej zwolennicy PiS i Rydzyka, nie umieją napisać jednego zdania bez obelg i insynuacji, a nawet pogróżek. Te ostatnie sobie zarchiwizowałem i gdy będzie trzeba przekażę komu należy.
A że mogłem sobie ustawić publikowanie lub usuwanie komentarzy po uprzednim ich przeczytaniu, więc wpisy chamskie nie mają szans ujrzenia światła dziennego. Może to tych "pisarzy" zniechęci.
Można się ze mną nie zgadzać i polemizować, jak to czynił do niedawna pewien pan, podpisujący się jako "bezstronny", z którym lubiłem się spierać, ale nie można dawać upustu własnej agresji i braku wychowania.



Bibliotekarze w Pradze

Piątek i sobotę 20 i 21 kwietnia spędziłem w Pradze. Wycieczkę bibliotekarzy wrocławskich zorganizował jak co roku Zarząd Oddziału Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Cena była niewygórowana, a Praga kusi swoja architekturą, klimatem i gospodami z ulubionym przeze mnie gulaszem z knedliczkami i piwem. Tym bardziej, że nie trzeba jeść obowiązkowej u nas zieleniny. Bez niej Czesi nie są gorszego zdrowia niż my i tyle samo mniej więcej żyją.

Drugi powód wyjazdu był można rzec towarzyski. Miło jest spędzić czas wśród koleżanek i kolegów po fachu, do tego w większości zrzeszonych w Stowarzyszeniu Bibliotekarzy Polskich, odnowić stare znajomości i zawrzeć nowe, porozmawiać o sprawach zawodowych w podróży i gdzieś w którejś praskiej gospodzie czy kawiarni.