sobota, 30 listopada 2013

Biblioteki i bibliotekarze XXI wieku - konferencja we Wrocławiu

Już kilka lat liczy sobie Niewielka, ale aktywna organizacja pod nazwą "Korporacja Wrocławskich Bibliotekarzy", której inicjatorką była prof. dr hab. Maria Pidłypczak-Majerowicz, moja koleżanka jeszcze od czasów studiów, a potem bliska wpółpracownica w Bibliotece Uniwersyteckiej. Dobrze mi się z nią pracowało, bo poza znakomitą znajomością fachu i prostolinijnością, miała w sobie więcej niż ja empatii, dzięki czemu nauczyłem się bardziej rozumieć ludzi, ich potrzebę uznania oraz poczucia więzi z firmą. Ale jej widać ze mną mniej dobrze, gdyż gdy zaproponowano jej pracę w charakterze nauczyciela akademickiego, odeszła z biblioteki. Kilka lat później wyjaśniła, że nie uśmiechała się jej współpraca z drugą moją zastępczynią, której zaproponowałem stanowisko wypełniając testament zmarłej jej poprzedniczki w tym charakterze śp. Haliny Pabiszowej. Potem szybko uzyskała kolejne stopnie naukowe, w rezultacie czego pracowała jako profesor na Uniwersytecie Wrocławskim, a ostatnio - choć nie wiem, czy wciąż, bo zapomniałem zapytać - na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.
Główną formą aktywności korporacji są doroczne konferencje, które następnie owocują publikacjami naukowymi. Ale widać ja także wśród organizatorów dorocznych obchodów Tygodnia Bibliotek i Bibliotekarzy. Organizuje wtedy różnego typu dyskusje i wystawy.
Wczoraj, 29 listopada, w siedzibie Dolnośląskiej Biblioteki Pedagogicznej, odbyła się piąta konferencja pod hasłem "Biblioteki i bibliotekarze XXI wieku - kształcenie, oczekiwania a rzeczywistość" i chyba pierwsza, na którą zostałem zaproszony, do tego z sugestią zabrania głosu w dyskusji. Jak się okazało - panelowej, stanowiącej pierwszą część spotkania.

wtorek, 26 listopada 2013

Brak mi ISBNik-a

Zrobiłem dziś remanent na mojej poczcie mailowej. M.in. zarchiwizowałem na moim komputerze  wszystkie znajdujące się wśród "odebranych" numery biuletynu. Okazało się, że dwa czy trzy figurowały jako "nieprzeczytane". Bardziej prawdopodobne jest jednak, że przeczytałem je na poczcie służbowej, na której też je otrzymywałem.
Przychodziły one na moja pocztę od chyba 2001 roku, a od kilku ostatni lat regularnie co tydzień, z przerwami wakacyjnymi lub związanymi ze szpitalnymi lub uzdrowiskowymi przerwami jego redaktora, którym niezmiennie był mój - mam chyba prawo tak napisać - kolega po fachu i przyjaciel Wojciech Rozwadowski. Ostatni numer otrzymałem w końcu sierpnia, z informacją, że to już jest koniec. Bo nowe obowiązki zawodowe nie pozwalają Wojtkowi na kontynuowanie pracy. Bezinteresownej, trzeba dodać i absorbującej czasowo. Zniknął też profil ISBNik-a z Facebooka.

piątek, 22 listopada 2013

Umarł Janek Burakowski

Chciałem pisać dziś o Narodowym Programie Rozwoju Czytelnictwa. Na stronie Ministerstwa Kultury nie znalazłem pełnego tekstu programu, więc zajrzałem na portal Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. A tam dziś na pierwszym miejscu informacja, że w wieku 79 lat zmarł ten od ponad 30 lat mój bliski kolega.Pisywałem na moich blogach (bo po drodze były dwa) o książkach Janka Burakowskiego, które mi przysyłał. Ostatnio w maju - o Jego książce poświęconej Władysławowi Andersowi. 
Już jako adept zawodu bibliotekarskiego napotykałem Jego artykuły w prasie bibliotekarskiej, a osobiście poznałem go i co kilka miesięcy spotykałem na seminarium doktoranckim u prof. Karola Głombiowskiego na Uniwersytecie Gdańskim. Przygotowywał pracę poświęconą bibliotekom publicznym na Warmii. Ale szło mu to wolno i w końcu dał sobie z nią spokój.
Los nas znowu zetknął w 1981 r., kiedy w wyniku wyborów do władz Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich zostałem przewodniczącym Zarządu Głównego i zaproponowałem mu zostanie jednym z dwóch moich zastępców. Cieszył się bowiem w środowisku bibliotekarzy bibliotek publicznych dużym autorytetem, będącym wynikiem jego pracowitości, aktywności publicystycznej oraz pryncypialności i konsekwencji w sposobie bycia. Zjednywał sobie tym sposobem uznanie w szeregach bibliotekarzy, ale i nastręczał problemów w relacjach z władzami. I choć był bardzo zaangażowany politycznie, musiał pożegnać się z posadą wicedyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie. W rezultacie osiadł w Sierpcu, gdzie do emerytury kierował tamtejszą Biblioteką Miejską. Wrósł w to środowisko tak mocno, że stał się najbardziej chyba aktywnym – w działaniu i pisaniu – działaczem towarzystwa regionalnego.

niedziela, 10 listopada 2013

Czy bibliotekarz ma prawo do błędu?

Cóż za pytanie? Tak pewnie zareaguje większość tych, którzy łaskawie zechcą rzucić okiem na to, o czym tu od kilku lat pisuję. Odpowiedź jest przecież oczywista. Każdy ma prawo, więc bibliotekarz też.
To w czym problem? Ano w tym, że błędy są rozmaite i w rozmaity sposób są traktowane przez zwierzchników tych, którym błędy się zdarzają.
Nie chodzi mi tu o błędy polegające na literówkach w rekordach bibliograficznych czy przypisaniu danemu tytułowi błędnej sygnatury, zwłaszcza gdy zdarzają się sporadycznie. A jeśli zdarzają się częściej, to uważałbym że błąd popełnił raczej ktoś, kto powierzył obowiązki komuś, kto się do pewnego rodzaju prac nie nadaje lub nie dostrzegł w czas symptomów braku staranności i nie zareagował zwróceniem uwagi. Albo nie stworzył klimatu, w którym staranność jest w cenie.
Chodzi tu głównie o biblioteki, w których panuje kultura zmiany, a więc o takie, których kierownictwo zakłada, że biblioteka powinna stale poprawiać jakość usług, co wymaga nastawienia się na zmieniające się potrzeby użytkowników i nie tylko rozpoznawanie ich i nadążanie za nimi, lecz także zaskakiwanie ich potrzebami chwilowo nieuświadomionymi. Zakłada też, że w gruncie rzeczy nic w bibliotece nie jest święte. Poza budżetem, rzecz jasna, obowiązującym prawem, dobrem czytelników, prawami pracowników oraz... normami MARC 21. Realizacja tak rozumianej kultury organizacyjnej wymagać może nie tylko wprowadzania nowych rodzajów usług, lecz także modyfikowania tych już świadczonych, zmiany w organizacji przestrzeni biblioteki oraz zmiany procedur wewnętrznych, dzięki którym nowe lub zmienione usługi mogą być oferowane.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Kulturalny Wrocław w latach PRL-u

Już chyba dwa lata temu do mego pliku "Do przeczytania" figuruje wspomnieniowa książka Marii Berny "Wieża radości" (Wrocław, 2011). Do sięgnięcia do niej w końcu zmotywowały mnie codwutygodniowe spotkania grona wrocławskich inicjatorów stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska, w których bierze udział autorka tej książki. Dziś już starsza, ale zawsze elegancka nie tylko w odzieniu, ale rzekłbym głównie w sposobie bycia pani.
Pamiętam ją z czasów gdy jako młody człowiek dość regularnie bywałem we wrocławskim "Empiku" (dawniej Klubie Międzynarodowej Książki i Prasy), którym pani Maria kierowała. Zazdrościłem mojej koleżance ze studiów a potem z pracy, która znała panią dyrektor osobiście i kiedyś mnie jej przedstawiła. Tylko po to, żebym też mógł ją poznać i ewentualnie tym się wśród znajomych pysznić. Wynikało z tego tylko tyle, że zauważywszy ją mogłem się jej ukłonić. Potem sporadycznie spotykałem ją w latach osiemdziesiątych, gdy jako prezesowi Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich wypadało mi bywać na rozmaitych naradach i uroczystościach. A na przełomie lat 90tych i obecnego stulecia jej nazwisko często spotykałem w mediach, gdyż pani Berny reprezentowała Dolny Śląsk w Senacie RP.