Starsze pokolenie pamięta i nuci sobie być może piosenki "Pierwszy siwy włos", "Rozstanie z morzem", "Niezapominajkę" lub "Hej chłopcy". Część z nich z pewnością zna też ich wspaniałą wykonawczynię, śpiewającą aksamitnym altem. To właśnie była Marta Mirska. Taki bowiem przybrała artystyczny pseudonim Alicja Nowak po swoich pierwszych sukcesach, które odniosła jako refrenistka w wileńskim kabarecie literackim "Ksantypa", którego głównymi postaciami byli Artur Maria Swinarski i Józef Prutkowski, a występowali w nim m.in. Hanki Bielicka, Ordonówna i Skarżanka oraz Jerzy Duszyński..
Po wojnie wraz z Mieczysławem Foggiem i Tadeuszem Millerem (Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem) stała się prawdziwą gwiazdą estrady. Zanim nastąpiła tzw. "bitwa o handel" zarządzona przez niesławnej pamięci Hilarego Minca prywatne wytwórnie płytowe tłoczyły płyty z jej piosenkami kilka razy w roku, kiedy tylko uzbierał się materiał, na który wystarczało wtedy cztery utwory. Intensywnie koncertowała w całym kraju jako tzw. gwóźdź programu. Oprócz piosenek przedwojennych i powojennych, tych drugich nierzadko komponowanych pod jej emploi, śpiewała piosenki zagraniczne popularne w owym czasie Besame mucho, Marjolaine, Rumba negra, Paryski Gavroche, do których często sama pisała polskie teksty.
Sam doskonale pamiętam te piosenki z dzieciństwa, gdyż często rozlegały się z wiszącego nad moim łóżkiem tzw. kołchoźnika, czyli głośnika, który nadawał głównie I program Polskiego Radia, ale w określonych porach także programy lokalne z Wrocławia ( w tym nadawaną od 1956 r. audycję satyryczna "Studio 202", w której wtedy najbardziej podobały mi się dialogi Jóżka i Miśka, którzy, jak się później dowiedziałem, lwowskim bałakiem naśladowali przedwojenne dialogi Szczepcia i Tońka z "Wesołej Lwowskiej Fali") i Złotoryi.Zwłaszcza w nadzwyczaj popularnych koncertach życzeń (w tych nadawanych ze Złotoryi często były to życzenia dla znanych mi panien z mojej wsi, którym m.in. piosenki śpiewane m.in. przez Martę Mirską dedykowali ubiegający się o ich względy kawalerowie. Równie często pojawiały się piosenki Mieczysława Fogga. Nadawano też piosenki Nataszy Zylskiej, Olgierda Buczka, Chóru Czejanda, pieśni ludowe śpiewane przez zespoły "Mazowsze" i "Śląsk", a także popularne arie operetkowe.
Pod koniec lat pięćdziesiątych moda na piosenki Mirskiej zaczęła mijać, a ona sama ze swoim głosem i upodobaniami nie potrafiła się do zmian dostosować. Coraz rzadziej zapraszano ją do udziału w koncertach estradowych, znacznie rzadziej też pojawiała się w radio, które przecież dało jej olbrzymią popularność, brała w nim bowiem udział w koncertach na żywo, głównie w koncertach orkiestry radiowej najpierw Jana Cajmera (w czasach mojego dzieciństwa i młodości o kimś pracowitym mawiało się często "zasuwa jak Cajmer o północy", bo dopiero o tej porze w czasach stalinowskich można było nadawać koncerty orkiestr tanecznych), a później Edwarda Czernego.Wpływ na to mieć zaczęła też słabość artystki do alkoholu, która stale postępowała i nawet w późnym wieku, gdy coraz częściej zdarzało się jej trafiać do szpitala, starała się mieć ze sobą buteleczkę "pocieszycielki". Dlatego też w 1966 r. , w wieku 48 lat, wycofała się z działalności koncertowej i nagrywania płyt.
Późne lata jej życia to pasmo udręk. Sama chora na serce, z trudem wstająca z łóżka, opiekowała się sparaliżowanym po udarze mózgu mężem i właściwie żyła w biedzie i zapomnieniu. Nawet nie mogła liczyć na rodzinę. Autorzy o tym wprost nie piszą, ale z opisu różnych sytuacji, z wypowiedzi artystki o o innych piosenkarzach wynika, że nie dbała o przyjazne z nimi relacje, chętnie zaś przypinała im mniej lub bardziej słuszne łatki. Od czasu do czasu przypominali sobie o niej redaktorzy radiowi, czasem odwiedzali ją w domu po krótkie wywiady. Pocieszeniem była korespondencja i rozmowy telefoniczne z dwoma mężczyznami, którzy byli wielbicielami jej sztuki, kolekcjonowali jej płyty i nagrania, gromadzili wycinki prasowe i listownie oraz telefonicznie nie pozwalali jej myśleć, że zapomnieli o niej wszyscy.
O tym wszystkim przeczytać można w książce opracowanej przez dwóch dziennikarzy Janusza Świądra i Tadeusza Stolarskiego.Napisanej bez większego polotu, momentami plotkarskiej, ale zalecającej się licznymi fotografiami ze zbiorów artystki, sprawiającą wrażenie solidnej dyskografią oraz dwiema płytami piosenek, z niewielkimi wyjątkami dziś już zupełnie zapomnianych, zasługujących jednak na przypomnienie.
Zawsze myślalam, ze "Pierwszy siwy wlos" to piosenka Fogga :)) Ale pamiętam jak mama zawsze z uwielbieniem śpiewala z radiem tą piosenkę. Kolchoźnik tez pamiętam - u dziadka i wszyscy na krzeslach wokol i ...cisza, wszyscy zasluchani. Pierwsze radio jakie pamiętam z domu to DIOR, olbrzymie pudlo, zajmujące pol stolu ale...Głosu z Ameryki ojciec musial sluchać, zagluszanego na wszelkie sposoby. Mirska pamiętam, kiedy przypomnialeś tytuly utworow jakie śpiewala, wtedy nie przywiązywalo się tak wagi do nazwisk jak dziś.
OdpowiedzUsuńTyle wspomnień w Twoim wpisie, cala nasza mlodośc.
Dobrej nocy i milych snow zyczę
Elizo - małe sprostowanie, nie było w Polsce nigdy produkowane radio o nazwie DIOR. W Dzierżoniowie na Dolnym Śląsku powstała Fabryka Odbiorników Radiowych "DIORA". Po wojnie - na początku lat 50-tych sztandarowym produktem tej fabryki było małe radyjko o nazwie "PIONIER" w brązowej bakelitowej skrzynce. Miało zaledwie 3 lampy radiowe + lampa prostownicza. Było taniutkie i miało trafić pod strzechy. Produkowano też wersję "lux" tego radyjka w sosnowej drewnianej skrzynce - rozmiarami nie wiele większe od bakelitowego pierwowzoru. Ponieważ jestem radioamatorem- mam w swoich zbiorach także czynne - a jakże, radyjko "PIONIER". Większe i bardziej technicznie skomplikowane radioodbiorniki w tym słynne radio "STOLICA" produkowane było od połowy lat 50-tych. Po "PIONIERZE" znane było tez powszechnie radio "AGA" już w lepszej fornirowanej skrzynce i "szlagierem" - magicznym okiem, które pozwalało lepiej dostroić radio do częstotliwości fali odbieranej stacji radiowej.Największy rozwój fabryki w Dzierżoniowie nastąpił w latach 70-tych (za czasów Gierka). Produkowano już wtedy wysokiej klasy sprzęt radiowy na tranzystorach, magnetofony, mini-wieże radiowe itp. Szkoda,że po "przemianach" ustrojowych fabrykę zlikwidowano - zachłystywaliśmy się wtedy "japońskimi" tandetnymi gadżetami.Podobny los spotkał zresztą wszystkie polskie fabryki radiowe i telewizyjne oraz słynna w świecie Fabrykę Głośników w Wrześni.Żal serce ściska - jak łatwo pozbywamy się wszystkiego co z takim mozołem w Polsce wybudowano własnymi rękami i rozumem. Pozdrawiam !!!!
UsuńMirska miała Foggowi za złe, że "ukradł" jej przebój, zmienił nieco słowa i nagrał na płycie oraz jeździł z nią w trasy. Łatwiej mu ją było spopularyzować, gdyż był zasiedziałym warszawianinem, gwiazdą estrady już przed wojną, pamiętano jego występy w czasie Powstania Warszawskiego, a poza tym był człowiekiem łatwiejszym w obejściu, więc miał więcej przyjaciół, także tych wpływowych.
OdpowiedzUsuńJako dzieciak też nie przywiązywałem wagi do nazwisk. Ale teraz chętnie wracam do piosenek i kina lat mego dzieciństwa i wczesnej młodości, a jako bibliotekarz książki o tamtych czasach mam na wyciągnięcie ręki.
Nawiasem, Fogg też napisał książkę (Od palanta do belcanta), która miała kilka wydań. I oczywiście też ją przeczytałem.
Pozdrawiam, Elizo.
Stefanie !!!! ŚPISZ albo ignorujesz publikację komentarzy na Twoim blogu ????
OdpowiedzUsuńWiktorze, nie jestem blogerem zawodowym. Pracuję. Bywa, że i w sobotę.
UsuńA słuszność podanych przez Ciebie informacji potwierdzam. W latach 60tych jako student pracowałem w "Diorze" w ramach spółdzielni studenckiej "ROOBOT". Dowożono nas z Wrocławia do sprzątania po remoncie i wymianie szaf pracowniczych, ciężkich, metalowych, które wynosiliśmy na specjalnych szelkach, a potem za ich pomocą wnosiliśmy nowe, jeszcze cięższe.
"Pioniera" w ebonitowej obudowie mieliśmy w domu, zanim wuj, który sobie kupił jakieś nowe cudo, z wbudowanym adapterem, nie dostarczył nam używanego radia "Preludium" z "magicznym oczkiem".
Prostuję, obudowa była nie ebonitowa, lecz bakelitowa. Nie pamiętam już, czy brązowa, czy marmurkowa w ni to brązowym, ni orzechowym odcieniu.
UsuńStefan - słusznie obudowa była b a k e l i t o w a . Ebonit się do tego nie nadaje - jest łatwopalny. A kolor był brązowy ale w różnych odcieniach - czasami "marmurkowy". :-)))))))Warto jeszcze dorzucić do kolekcji Zakłady Radiowe im.M.Kasprzaka w Warszawie oraz Zakłady Radiowe "OMIG" w Warszawie, które wyprodukowały pierwsze polskie miniaturowe radyjko na tranzystorach, wcale nie gorsze niż japońskie.Dzisiaj po tych kilkudziesięciu fabrykach "elektronicznych i radiowych" pozostało tylko wspomnienie.
OdpowiedzUsuńPamiętam, męczyłem rodziców, żeby mi kupili "Szarotkę" na baterie. I wymęczyłem. I służyła dobrych kilka lat. Jak szliśmy do PGR-u zarobić sobie przy zbiorze chmielu, towarzyszyły nam piosenki Szczepanika, Połomskiego, San tor, Filipinek czy Alibabek. Era Marty Mirskiej już mijała. Czasem szedł jeszcze "Siwy włos" (ale raczej w wykonaniu Fogga)lub "Zachodni wiatr"
OdpowiedzUsuńAleż nie! 'Pierwszy siwy włos' to piosenka... mojej mamy:) jestem normalnie w szoku, że ktoś jeszcze ją śpiewał, he, he,
OdpowiedzUsuńBrylanciku, w latach 50tych i 60tych śpiewała lub nuciła tę piosenkę cała Polska! Nie obył się bez niej żaden dancing - od Warszawy do Pcimia
OdpowiedzUsuńΝie ϳestеm aż takim Internet maniakiеm jesli mam bуć
OdpowiedzUsuńuczciwa, lecz tωoјe forum jest tak wciągające i rzeczywіście swoboԁnie się jе
czytа, że nie mogłаm siе oderωać.
W iѕtociе miło:), tak tгzуmać!. Wіеlkіe dzięκizа wѕpaniаłą lekturę.
Here is my web page ... okna drewniane
Bardzo mi miło. Zapraszam częściej
OdpowiedzUsuńTo jest faktycznie ωybornу kawałek:
OdpowiedzUsuń) wielkie dzięki dla pracujących na rzеcz blogów.
Feel free to visіt my web sitе Prawo jazdy Opole Strazak
Hi to every one, since I am truly keen of reading this webpage'spost to be updated on a regular basis.
OdpowiedzUsuńIt contains fastidious information.