Uważa się, że "Przekrój", pismo polskiej powojennej inteligencji przeżywało najlepsze lata gdy kierował nim Marian Eile, który skompletował znakomity zespół redakcyjny i równie znakomitych współpracowników. Mnie wydaje się, że nie straciło ono chyba nic także i później. Aż do czasu prywatyzacji prasy. Tygodniki, które zachowały mniej więcej te same składy redakcyjne, stworzyły spółdzielnie dziennikarskie i nie dokonywały nieustannych zmian redaktorów naczelnych, do dziś radzą sobie dobrze na rynku prasy. "Przekrój" takiego szczęścia nie miał. Przechodził z rąk do rąk, kolejni wydawcy stawiali na czele redakcji wciąż nowych redaktorów, a że spadek nakładu wciąż się utrzymywał, tracili cierpliwość i zmieniali naczelnych coraz częściej.
I ten trend trwa. Od kilku miesięcy redaktorem naczelnym pisma, wydawanego aktualnie przez spółkę Presspublica (też przechodzącą co kilka lat z rąk do rąk), jest niedawny dziennikarz "Gazety Wyborczej" Roman Kurkiewicz, człowiek o wyrazistych poglądach lewicowo-liberalnych, a przy tym erudyta i miłośnik książek. Krok po kroku zjednał sobie ludzi o podobnym profilu polityczno-społecznym, którzy wraz z częścią dotychczasowych dziennikarzy tworzą redakcję i krąg stałych współpracowników. Od kilku lat swoimi rysunkami wzbogaca pismo wybitny grafik i człowiek o niepospolitym poczuciu humoru Marek Raczkowski.
W efekcie tygodnik zyskał wyraziste oblicze ideowe, zajął się problemami ludzi pracy, bezrobotnych oraz środowisk stanowiących różnego typu mniejszości społeczne. Piszą o nich wybitni specjaliści z tytułami naukowymi oraz publicyści i reporterzy. Pismo poświęca też uwagę podobnym problemom występującym za granicą, zamieszczając przekłady z prasy zagranicznej oraz publikując wywiady z politykami lub specjalistami.
Znajdą w nim coś także ci, którzy przywiązani są do "starego Przekroju", gdyż na jednej z ostatnich stron znajduje się montaż dawnej ostatniej strony pisma z wierszami L.J. Kerna, wycinkami z prasy, bon motami Wacusia oraz aktualnych rysunków Raczkowskiego oraz przezabawnych "sztuk teatralnych w cyklu "Kinoteatrzyk Przemka Jurka", nierzadko składających się z samych didaskaliów.
Dlatego kiedy któregoś czerwcowego dnia chcąc mieć coś do poczytania w wolnej chwili kupiłem "Przekrój", przeczytałem go niemal od deski do deski i zacząłem kupować, regularnie czytać i podrzucać do poczytania bywalcom naszej biblioteki. Zwłaszcza studenci naszej uczelni mogli bowiem wzbogacić swoją wiedzę o trudnej młodzieży, zjawisku ubóstwa i nędzy, patologiach społecznych stąd się biorących, problemach społecznych wynikających z globalizacji oraz globalnego kryzysu itd.
Kilka miesięcy to jednak za mało, żeby pismo po latach spadania nakładu nagle zaczęło notować wzrost. I po raz kolejny wydawcy brakło cierpliwości. I zachował się jak niedawny właściciel klubu piłkarskiego Polonia Warszawa, który co kilka miesięcy zmieniał trenerów i nie mógł pojąć, że poczucie tymczasowości nie sprawi, że nagle drużyna zacznie wygrywać. Na początku września przeczytałem gdzieś, że z końcem miesiąca zmieni się redaktor naczelny, a na jego miejsce przyjdzie pani, która do tej pory redagowała bezpretensjonalne pisma dla pań, których zainteresowania obracają się wokół mody, wydarzeń towarzyskich i utrzymania domu.
W numerze z ostatniego poniedziałku redaktor Kurkiewicz zamieścił wstępniak, który zatytułował w swoim stylu "Na wstępie zakończmy". Jest to jakby lista wątpliwości, czy tak należało redagować pismo, jak to robił. Każdy akapit zaczyna się od "A może by tak...". Najbardziej wymownie brzmi ostatni, dlatego go przytoczę:
"A może by tak dla innych, dla wszystkich, dla wielu, a nie dla nielicznych, rzadkich, odosobnionych, wyjętych spod praw, może by ogólnie? Może by lepiej? Może by więcej? Może by taniej? Może by szybciej?"
Na te pytania i wszystkie poprzednie tu nie przytoczone moja odpowiedź brzmi: Należało właśnie tak. Z pewnością można by lepiej. Ale lepiej można zawsze.
Mam nadzieję, że poglądy, pasja i talent pisarski redaktora Kurkiewicza nie zostaną zmarnotrawione. Że w najgorszym razie stanie się stałym współpracownikiem któregoś z renomowanych pism jak "Polityka" czy "Newsweek" lub może stworzy portal na miarę "Na:temat", który zyska podobną popularność. Mam też nadzieję, że gdzie indziej będę mógł czytać felietony Adama Ostolskiego, Mariusza Ziomeckiego, a w porywach też Anny Dryjańskiej i Anny Grodzkiej.
Od października znów "Przekrój" przestaje dla mnie istnieć.
PS.
We wrześniowym numerze miesięcznika "Press" zestawiono 10 grzechów "Przekroju".. Są to wypowiedzi ludzi mediów i medioznawców. Sam godzę się tylko z częścią owych grzechów, zwłaszcza tym najczęściej podawanym, mianowicie brakiem pomysłu wydawcy na charakter tygodnika, czego efektem jest nerwowość w zmianach redaktorów. Po 1989 roku było ich ponad 10, w tym ostatni, Roman Kurkiewicz, już dwukrotnie. Każda zmiana powoduje dezorientację czytelników. Jedni przestają kupować, inni zaczynają. I zanim nowych czytelników przybędzie, wydawca traci cierpliwość i zmienia redaktora, a ten linię redakcyjną.
Zgadzam się Panie Stefanie PRZEKRÓJ pod wodzą Kurkiewicza był tygodnikiem poruszającym ważne sprawy może w radykalnej formie ale takiego głosu brakowało w polskiej prasie w której królują teksty bezkształtne i miałkie bez wyrazu... też przestanę kupować z żoną PRZEKRÓJ bez Kurkiewicza mamy nadzieję że Pana Romana będziemy mogli czytać gdzieś indziej pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziś kupiłem nowy numer i wciąż pod redakcją Kurkiewicza! I co najważniejsze nie zdarzają się już numery dwutygodniowe, jak jeszcze w czasie miesięcy letnich. Może poprawia się kondycja pisma i zmiana została przesunięta w czasie?
OdpowiedzUsuń