Konflikt na Ukrainie trwa i powoli Europa się z nim oswaja, rada, że Putin mniej mówi ostatnio o zamiarach dalszej eskalacji i rozszerzania apetytów na inne kraje poradzieckie. Oswajają się też z tym Polacy, a politycy korzystają z każdej okazji, żeby na jego tle rozgrywać własne interesy.
Nie widać przy tym ani w elitach, ani w szerokich kręgach społeczeństwa chęci uzyskania choćby minimum wiedzy o Ukrainie, jej historii, kulturze i dniu dzisiejszym. Na ogól wiedza ta zaczyna się i kończy na rzezi wołyńskiej, która istotnie tkwi w relacjach polsko-ukraińskich jak zadra. I jeśli po obu stronach granicy nie będzie widać gotowości znalezienia w tej kwestii wspólnego języka ze strony polityków, dokąd badanie tego epizodu historii będzie interesowało tylko garstkę historyków, dotąd ta zadra będzie tkwić, a określenia typu "banderowcy", "faszyści" będą budziły złe emocje.
Wśród Polaków funkcjonuje też stereotyp o "niepełności" narodowości ukraińskiej, o słabo zakorzenionej tożsamości narodowej ludności Ukrainy, będącej rezultatem relatywnie późnego wykształcenia się narodowości i płytkości kultury narodowej.
Faktem jest, że na wschodzie Ukrainy przeważa żywioł rosyjski. Ale przecież nie kwestionuje się tego, że na znacznej części obszaru kanady panuje żywioł francuski, Hiszpanię zamieszkują Baskowie i Katalończycy, Belgię Walonowie i Flamandowie, Anglię Szkoci i Walijczycy itd. i nie kwestionuje się mimo to suwerenności tych państw.
A o piśmiennictwie i w ogóle kulturze ukraińskiej po prostu wiemy mało. W znacznym stopniu dzieje się tak na skutek dyskryminacji kultury ukraińskiej, najpierw przez władze carskie, a potem sowieckie. Dość przypomnieć, że stanowisko sekretarza Ukraińskiej partii Komunistycznej stracił
Petro Szełest tylko za to, że wydał propagandową księgę o socjalistycznej Ukrainie w języku narodowym, a nie rosyjskim. Zaś artyści i ludzie pióra za "nacjonalizm" byli zabijani, więzieni lub zsyłani na Syberię, gdzie marli z zimna, katorżniczej pracy lub nie leczonych chorób. Przeżywali ci, którzy w porę zdołali emigrować lub przyjęli role koncesjonowanych twórców, którym pozwalano na twórczość w granicach konwencji "sztuki socjalistycznej". Więc nawet jeśli w Polsce ukazywały się przekłady powieści
Ołesia Honczara, to mało kto po nie sięgał, gdyż treściowo były banalne, a formalnie tradycyjne.
Po 1991 r. zaczęły ukazywać się już wartościowe książki ukraińskich pisarzy, dwoje z nich -
Oksana Zabużko i
Jurij Andruchowycz - było u nas honorowanych prominentnymi nagrodami (Angelus), ale mimo to nie przebiły się do szerszej publiczności.
Od lat kulturę i literaturę ukraińską próbuje w Polsce popularyzować
Bogumiła Berdychowska. Właśnie doczytałem do końca jej wydaną jeszcze w 2006 r. publikację "Ukraina : ludzie i książki". Przedstawia w niej wybitnych, ale też i mniej znanych twórców, zasłużonych dla umacniania tożsamości narodowej, żyjących na przestrzeni XX wieku, a niektórych do dziś.. Z tych wybitnych, znanych w Polsce tylko w kręgu bliżej interesujących się sprawami ukraińskimi, autorka prezentuje m.in. sylwetki i dokonania (polityczne i pisarskie)
Wasyla Stusa (zamęczonego w łagrze w 1985 r. w wieku 47 lat),
Myrosława Marynowycza (regularnie więzionego dysydenta, a w niepodległej Ukrainie zasłużonego dla odnowienia Cmentarza Orląt Lwowskich),
Wiaczesława Briuchowieckiego (twórcę jednej z najlepszych w wolnej Ukrainie uczelni zwanej Akademią Kijowsko-Mohylańską), stałego publicystę paryskiej "Kultury"
Bohdana Osadczuka, Ołesia Honczara,
Iwana Dziubę, wielca zasłużonego dla badań nad kulturą i językiem ukraińskim, znanego w świecie slawistę
Jurija Szewelowa (1908-2002) oraz malarkę i i witrażystkę
Ałłę Horską, zamordowana skrytobójczo w 1972 r. współtwórczynię witrażu przedstawiającego Tarasa Szewczenkę w foyer Uniwersytetu Wileńskiego. Rektor tej uczelni sam rozbił go dzień po odsłonięciu.
Z postaci mniej znanych, a dla Polaków ważną, Berdychowska przedstawiła sylwetkę księdza
Antina Nnawolskiego (1894-1965), zasłużonego dla obrony Polaków i Żydów w czasie wojny, nawołującego wiernych dla udzielenia im schronienia i samego służącego im za przykład odwagi.
W książce znajdują się też rozdziały, w których autorka przedstawia spory ideowe i literackie we współczesnej Ukrainie, ważniejsze periodyki kulturalne oraz istotne dla tożsamości ukraińskiej inicjatywy wydawnicze.
Chciałoby się, żeby po tę książkę, która wciąż jest w sprzedaży księgarskiej, sięgnęli ci, którzy szafują epitetami "banderowcy" czy "upowcy" pod adresem narodu ukraińskiego, żeby poznali główne wątki sporów politycznych i kulturalnych toczących się w dzisiejszej Ukrainie. Ale znając życie zachęcę do czytania tylko tych, którzy w poznawaniu kultury innych narodów kierują się ciekawością świata, a nie obawami przed osłabieniem własnych uprzedzeń
PS.
Wczoraj na Cmentarzu Osobowickim pożegnaliśmy prof. Józefa Długosza, wicedyrektora Biblioteki i Ośrodki Informacji naukowej politechniki Wrocławskiej, a potem dyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej, po którym ja objąłem na kilka lat to stanowisko. Przekazał je w godny sposób i jeszcze przez jakiś czas pracował jako kustosz, służąc mi radami i informacjami. Miałem wrażenie, że bardziej od bibliotekarstwa pociągała go historia, z zakresu której uzyskał doktorat i habilitację, by do emerytury poświęcać się dydaktyce akademickiej na Uniwersytecie Opolskim. Był człowiekiem skromnym i cichym. Mimo to zdziwiło mnie, że w tej ostatniej drodze towarzyszyła mu niewielka grupka żałobników