Od studniówki (w szkolnej sali gimnastycznej, z grającą na co dzień w kawiarni sekcją rytmiczną) zaczęła narastać gorączka przedmaturalna. Niedługo potem bowiem pisaliśmy maturę próbną.
Wprawdzie jeszcze gdzieś do marca, a może nawet do początku kwietnia realizowany był program kształcenia, ale w razie gdy ktoś był wzywany do odpowiedzi i niezbyt sobie radził, słyszał najczęściej (a wraz z nim cała klasa) z wyrazem zatroskanie w głosie profesora "No, nie wiem, jak ty sobie poradzisz na maturze". A potem już powtórki, sprawdziany "z całego materiału" oraz wspólne uczenie się u złotoryjskich kolegów i koleżanek. Sam najchętniej odwiedzałem jedną z koleżanek z równoległej klasy. Róża mi się podobała, a nie miałem dość odwagi, żeby jej wcześniej zaproponować "chodzenie". Ale skoro ona mi zaproponowała wspólne uczenie się z nią i jej dwiema czy trzema koleżankami, a jej rodzice mnie polubili... Z maturą dała sobie radę, ale potem mimo zdanych egzaminów na studia nie została przyjęta. Przyjąłem to z przykrością.
Wprawdzie jeszcze gdzieś do marca, a może nawet do początku kwietnia realizowany był program kształcenia, ale w razie gdy ktoś był wzywany do odpowiedzi i niezbyt sobie radził, słyszał najczęściej (a wraz z nim cała klasa) z wyrazem zatroskanie w głosie profesora "No, nie wiem, jak ty sobie poradzisz na maturze". A potem już powtórki, sprawdziany "z całego materiału" oraz wspólne uczenie się u złotoryjskich kolegów i koleżanek. Sam najchętniej odwiedzałem jedną z koleżanek z równoległej klasy. Róża mi się podobała, a nie miałem dość odwagi, żeby jej wcześniej zaproponować "chodzenie". Ale skoro ona mi zaproponowała wspólne uczenie się z nią i jej dwiema czy trzema koleżankami, a jej rodzice mnie polubili... Z maturą dała sobie radę, ale potem mimo zdanych egzaminów na studia nie została przyjęta. Przyjąłem to z przykrością.