czwartek, 24 czerwca 2021

Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich kurczy się

Byłem wczoraj na pierwszym "na żywo" zebraniu koła Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich po złagodzeniu przebiegu pandemii i związanych z nią obostrzeń. Sprawozdawczo-wyborczym, bo właśnie dobiega kolejna czteroletnia kadencja władz organizacji na wszystkich szczeblach. Przygotowam się, czyli zamierzałem zgłosić dwa - trzy pomysły działań, które miałyby wyprowadzić lokalne struktury poza schemat "od Dnia Bibliotekarza do Dnia Bibliotekarza". Okazało się, że zebranie było tylko sprawozdawcze.
Mając doświadczenie w zakresie procedur demokratycznych zasugerowałem, żeby przed wyborem komisji mandatowo-skrutacyjnej dokonać zgłoszeń kandydatów do zarządu, gdyż w skład komisji nie mogą wchodzić osoby kandydujące na funkcje. Gdyż w przeciwnym razie zamknęłoby się trzem osobom drogę do kandydowania na funkcje.
I zaczęło się. Nikt z zebranych nie zgodził się kandydować na przewodniczącą (bo z mężczyzn byłem tylko ja i jako niedawno dopisany do koła, złożonego z bibliotekarzy zatrudnionych w bibliotekach publicznych, a do tego emeryt, nie mogłem być brany pod uwagę. Niemal każda zgłaszana koleżanka (po fachu), z jednym tylko wyjątkiem, wymawiała się, że jest "na wylocie", to znaczy w wieku bliskim emerytalnego.
Zaproponowałem, żeby za dwa tygodnie zwołać zebranie w drugim terminie, a tymczasem może ktoś w drodze rozmów zgodzi się pełnić funkcję, co pozwoli też na wybór sekretarza i i skarbnika, czyli funkcji mniej eksponowanych. Zebrani uznali jednak, że trzeba wyzbyć się zludzeń.
Padła więc uchwała o rozwiązania koła. A to oznacza, że nikt z członków SBP nie będzie reprezentował zrzeszonych wobec dyrekcji biblioteki i bibliotekarze bibliotek publicznych Wrocławia nie będą mieli swego delegata na zjazd oddziału i okręgu SBP. O ile jeszcze liczba kół w oddziale wrocławskim jest wystarczająca do kontynuowania jego działalności.
Przy okazji okazało się, że rozwiążaniu uległo też koło przy Dolnośląskiej Bibliotece Pedagogicznej i w całym Wrocławiu ostało się tylko koło w Insntytutach Psychologii i Pedagogiki przy Bibliotece Uniwersyteckiej. Po powrocie do domu zajrzałem na stronę internetową Stowarzyszenia. W dorocznych sprawozdaniach zbiorczych Zarządu Głownego przeczytałem, że zjawisko kurczenia się Stowarzyszenia ma charakter ogólnopolski. Oczywiście w różnym natężeniu. Bodaj tylko w jednym okręgu odnotowano powstanie nowego koła.
Oczywiście pojawiły się utyskiwania na biblioteczną młodzież. Nie chciałem zaogniać sytuacji, ale wręcz prosiło się o spytanie, czy choc raz urządzono spotkanie młodych pracowników, spytano jak widzą swoją pracę teraz i w najbliższych latach, czy wiedzą coś o SBP jego działalności i czy nie widzą w nim swego miejsca. A jesli nie widzą, to dlaczego. Dyskusja z pewnością dałaby jakieś wnioski jak nie dla młodych, to dla działających, bo skorygowałaby być może ich aktywność.
Wniosek zasadniczy wydaje się oczywisty: Stowarzyszenie gwałtownie się starzeje, a młodsze i średnie pokolenie nie widzi powodu, żeby do niego należeć i działać na rzecz swego środowiska zawodowego.

wtorek, 22 czerwca 2021

Dzieciństwo w autobiograficznej twóczości pisarzy

Sam mający wiejskie dzieciństwo rzuciłem w bibliotece okiem na książkę, którą dwa - trzy lata temu nabyłem do biblioteki. Ale wprowadzając tzw. metadane do katalogu poprzestałem na akceptacji hasła przedmiotowego (Dzieciństwo w literaturze - 20 w.) z katalogu centralnego. Być może moim wkładem były hasła biograficzne osób, Branko Ćopićia (1915-1984) i Tadeusza Nowaka (1930-1991) których  opowiadania o charakterze biograficznym stały się asumptem do analizy kulturowej dzieciństwa w Serbii i Polsce w pierwszej połowie 20 wieku. Poproszę więc koleżanki, z którymi jeszcze rok temu pracowałem, żeby dodały hasła "Dzieci wiejskie - Serbia - 1900-1950" i "Dzieci wiejskie - Polska - 1900-1950". Bo według poetyki twórców katalogu hasła podawane są na ogół w liczbie mnogiej, ale np. "Oko" akurat w liczbie pojedyńczej.
Książka początkowo zdała mi się mało odkrywcza, gdyż moje dzieciństwo było dość podobne. Ale zwróciła moją uwagę na otoczenie, w którym ja wzrastałem czterdzieści i dwadzieścia lat temu, ale którego elementy zdały mi się tak naturalne, że uznałem za niewarte baczniejszej uwagi. A przecież mój świat roślin i zwierząt,tzw. Inny - w moim przypadku Niemcy, Cyganie (wtedy nikt nie mówił o Romach), Ukraińcy czy Rosjanie oraz swoista kategoria Innego, którym dla osiedleńców z Kresów Wschodnich byli nielicznie "centralacy" - miał swój koloryt, nieznany nie tylko dzieciom miejskim, ale i współczesnym dzieciom na wsi.

piątek, 18 czerwca 2021

W Kołobrzegu z książką

Jako seniorzy mamy przywilej urządzania sobie  ferii i wakacji w dowolnym terminie, a także tu i ówdzie korzystać z ulg w opłatach. Dlastego też wybralismy się na tygodniowy pobyt w Kołobrzegu w ostatnim możliwym terminie przed sezonem letnim.
I trafiliśmy znakomicie. Wbrew wcześniejszym prognozom było - umiarkowanie - ciepło i pogodnie. Od 19 do 23 stopni i tylko jednego przedpołudnia lekko popadało. Po południu znów było jaqk należy. 
Odbywaliśmy długie spacery, najczęściej po tych samych szlakach, bo to jednak niewielkie miasto. Najczęście promenadą nadmorską do latarni morskiej i ewentualnie do końca falochronu, a w drugą strone do Parku Fredry. Oczywiście nie można było nie pójść do rynku i nie zobaczyć bazyliki, także od środka. Nie miałem nigdy w historii posiadania smartfona z krokomierzem tygodnia ze średnią ponad 12 000 kroków.

Na miejscu okazało się, że wymóg certyfikatu o zaszczepieniu, o czym uprzedzono nas telefonicznie uprzedzono, traktowany jest nader serio. Nie mielismy go, tzn. ja miałem, ale nie wydrukowany a QR code sfotografowałem w sposób niepełny, ale mielismy karteczki z datami zaszczepień i miła lielęgniarka dyżurna mogła dzięki temu nam je wydrukować. Karmiono nas hojnie i smacznie. Kiedy nie dojadłem ziemniaków i jarzyn podczas pierwszego obiadu i usprawiedliwiłem się, że wszystko było bardzo smaczne, ale to dla nas  za dużo, pani z personelu odpowiedziała podziękowaniem i dodała, że kto ru przyjechał w nadziei, że schudnie, może już wracać do domu. Jednak zostaliśmy, a w domu okazało się, że jednak nieco zrzuciłem z wagi, a zonie nie przybyło. Może dlatego, że jej średnia dzienna kroków oscylowała wokół 8000 kroków. Co i tak jest jej rekordem.
Czytałem malo. Właściwie głównie w czasie "popasów" w spacerach. Zawsze bowiem miałem ze sobą książkę lub numer "Newsweeka" czy "Tygodnika Powszechnego". Zamawiałem sobie piwko lub kawę i czytałem. No i trochę przed zaśnięciem. Zasypiałem jednak szybciej niż zwykle.

czwartek, 3 czerwca 2021

Ala/Ola

Zmarłą kilka dni temu moją koleżankę z czasów wspólnej pracy w Bibliotece Uniwersyteckiej Aleksandrę Krauze po przejściu na "ty" długo nazywałem Olą, zanim zorientowałem się, że mówiono o i do Niej Ala. Zanim w końcu się przestawiłem raz była dla mnie Olą, raz Alą.
Ale właśnie nasza wspólna koleżanka powiadomiła mnie, że Ala nie żyje, że dopadł ją rozległy atak serca. Akurat Ją, osobę pełną energii i zdawało się, że zawsze pogodną, pogodzoną z całym światem, a przynajmniej tą dobrą jego stroną. Bo z tym co złe,  szczerze była na kontrze.
O jej postawie życiowej tak naprawdę przekonałem się dopiero kilka lat temu. Na jakimś proteście przeciwko temu, co wyczynia obecna szajka rządząca zdziwiłem się, dostrzegłszy Ją wśród manifestujących, a ona zdziwiła się moją obecnością. Powiedziałem jej, że zwykle po drodze z protestu zahaczam o jakiś pub i przy piwku zamieszczam informację na Facebooku, okraszoną jakimś zdjęciem. Oczywiście, tym razem zaprosiłem ją, a potem stało się to naszą nową świecką tradycją. Z uwagą i zaciekawieniem słuchałem jej uwag, zwierzeń i obserwacji, spoza których wyłonił się w moich oczach obraz osoby refleksyjnej o jasno sprecyzowanej postawie życiowej w życiu prywatnym, zawodowym i w relacjach społecznych. Swoją obecność na manifestacjach wyjaśniła dokładnie tak, jak ja wyjaśniam wątpiącym swoją. Że złej władzy tym sposobem się nie obali, ale trzeba swą obecnością dać świadectwo własnej niezgody na jej ekscesy.