czwartek, 26 lipca 2012

W Kórniku

Od wtorku odpoczywam po rocznej pracy. Żona zaproponowała okolice Poznania i sama wybrała miejsce stacjonowania.  Mieszkamy więc do niedzieli w uroczym, ładnie położonym nad Jeziorem Kórnickim hotelu "Daglezja". Na skraju miasteczka, nieopodal zaczynającej się tu autostrady wiodącej do Poznania i przy drodze na Mosinę i Stęszew. Jest niedrogi (niespełna 170 zł za wygodny dwuosobowy pokój ze śniadaniem w formie bufetu z dużym wyborem serów, wędlin i zieleniny)., a personel profesjonalny i uczynny.
Nie potrafiłem podłączyć się do bezprzewodowego Internetu, ale tuż przy drzwiach do naszego pokoju stoi komputer do dyspozycji gości. I z niego korzystam.
We wtorek było tylko rozeznanie terenu, w ramach którego trafiłem do miłej knajpki tuż przy schodach pałacu Działyńskich. Wczoraj obeszlismy z żoną arboretum przy pałacu, a po obiedzie zrobiłem sobie długą wędrówkę wokół jeziora. Po drodze napotkałem dość okazał dom, w którym 90 lat temu przyszła na świat Wisława Szymborska. Nie wszedłem do środka, bo zdał mi się zamieszkały przez jakąś rodzinę lub rodziny. Obszedłem dookoła, zrobiłem zdjęcia i poszedłem dalej, do Bnina, który stanowi dziś już część Kórnika.


Dziś pojechaliśmy do Rogalina, żeby zobaczyć , jak teraz wygląda pałac Raczyńskich. Jest odrestaurowany i wygląda imponująco. Tzw. ogród francuski też jest dobrze utrzymany, choć chyba nie z taką starannością, jak ogród przy pałacu Branickich w Białymstoku. Oczywiście poszedłem zobaczyć stare dęby i zrobiłem zdjęcie dębu, pod którym sfotografowałem się z kolegami i koleżankami ze studiów, gdyśmy byli tu w 1969 roku.
Pojechaliśmy też do Mosiny, miasteczka niczym się nie wyróżniającego poza tym, że stoi tam pomnik legendarnego "eleganta z Mosiny". Dziś jest to właściwie epitet od adresem kogoś, kto ubrał się z nadmierną elegancją, ale bez właściwego szyku. Tymczasem prawzorem był oficer z armii Stefana Czarnieckiego, który imponował autentyczną elegancją. Stamtąd zaś pojechalismy jeszcze kilka kilometrów do Ludwikowa, gdzie 50 lat temu jako dziecko kurowała swe płucka moja żona. Sanatorium (dzis oddział szpitala wojewódzkiego) stoi jak stał, tylko odnowiony, a obok niego nieistniejąca wtedy kaplica. W lesie okalającym szpital przyjemne zapachy drzew i jeszcze przyjemniejszy chłód. Bo dzień był dziś upalny.
Jutro pewnie czeka nas przejażdżka stateczkiem po Jeziorze Kórnickim  z cumowaniem przy odległej od "naszego" hotelu o jakieś 300 m Tawernie "Pod Żaglami", gdzie podawane są rozmaite ryby. W sobotę czeka nas zdaje się Poznań. Zobaczę, jakie są połączenia autobusowe (przystanek jest parę kroków stąd), bo jak pomyślę o przejeździe samochodem przez centrum (a jesteśmy umówieni z mieszkającą tam rodziną w Starym Browarze), to odechciewa mi się tej wizyty.
A w niedzielę ruszamy do Gniezna. Tam już kwaterujemy u rodziny.
PS.
Z przejażdżki stateczkiem nic nie wyszło, podobnie jak z wyprawy do Poznania. Żona przed południem cierpiała na Kopfschmerzen, więc poszedłem sobie do Biblioteki Kórnickiej z koleżeńska wizytą, a w sobotę pojechaliśmy do Muzeum Arkadego Fiedlera w  Puszczykowie. Ostatni raz byłem tam jeszcze za życia pisarza i podróżnika (ale będąc w sile wieku, miał dopiero 75 lat, odbywał kolejną podróż). Tymczasem rozrósł się Park Tolerancji otaczający willę, stanął obok niejegzemplarz Spitfire'a oraz zbudowany w proporcjach 1:1 model żaglowca "Santa Maria" (można doń wejść i zobaczyć różne jego  szczegóły oraz wystawę fotografii z którejś z ostatnich podróży syna pisarza na Wyspy Wielkanocne urządzoną na dolnym pokładzie).
Z żoną przed hotelem "Daglezja"

Dom rodzinny Wisławy Szymborskiej

3 komentarze:

  1. Dzień dobry Panie Stefanie !!! Z Kórnika to już tylko kamykiem rzucić do Śremu - moich rodzinnych stron, proszę zwiedzić, wszak ze Śremu wywodzi się kilkunastu znakomitych Wielkopolan. A i w okolicznych wsiach jest sporo "zatajnionych" jezior i oczek wodnych w których pełno "starodawnych" ryb - jeżeli należy Pan do towarzystwa "taaaka ryba" - tak jak ja. Znam tam też torfowe łąki na których pieczarki rosną obficie jak stokrotki. Miłego !!!! Aha - jak już Pan wspomniał o "elegancie z Mosiny" to i warto o "pierdole z Gądek" - bo to są dwa synonimy tych okolic, przy czym tego "pierdoły" to ja nie wymyśliłem - tak tam się o niektórych mówi - w sam raz określenie także dla niektórych naszych "polityków".:-))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Stefanie !!!!! Komentowałem !!!!!! Dlaczego tak długo "zatwierdzasz" ??????

    OdpowiedzUsuń
  3. Sarmato, nie było mnie dwa dni w domu, wróciłem przed godziną z moich rodzinnych stron (Złotoryja na Dolnym Śląsku i okolice).
    A pierdołów to można spotkać w każdym zakątku kraju. W moich rodzinnych stronach też. Prawdą jest jednak, że na Wiejskiej jest ich najwięcej na metr kwadratowy.
    Śrem zwiedzaliśmy z zoną jakieś 10 lat temu. Jest tam kilka wartych obejrzenia wnętrz kościołów. Na nabożeństwa jeździli tam też Działyńscy z Kórnika. Ślady tego znaleźć można w korespondencji Tytusa i Jana Działyńskich (ojca i syna) z różnymi osobistościami w kraju i na emigracji. Nawet gdy już zbudowano przez nich ufundowany kościół w Kórniku.

    OdpowiedzUsuń