wtorek, 27 lutego 2024

Jerzy Janicki - lwowiak

 Jako słuchacz radia od dziecka (najpierw był tzw. kołchoźnik, radio mieliśmy gdzieś od przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych) wcześnie zetknąłem się z Jerzym Janickim (1928-2007) jako autorem słuchowisk, gdyż niemal od samego początku w sobotni wieczór (jesienią i zimą) lub przedwieczór (wiosną i latem)  słuchałem o tym, co się dzieje w rodzinie Matysiaków w Warszawie. Tą drogą poznawałem życie w stolicy i dziwiłem się trochę, że w mieszkaniu przy Dobrej drzwi się niemal nie zamykają, bo wciąż ktoś przychodzi lub wychodzi. A potem były inne słuchowiska, w pisaniu których Janicki osiągnął mistrzostwo. Niektóre z nich posłużyły jako scenariusze filmów fabularnych. Pamiętam, jak w rozmowie radiowej tłumaczył, jak w tekście i efektach dźwiękowych odmalować scenerię wydarzeń. Mówił, że nie da się przecież tworząc scenę rozmowy drwali powiedzieć ustami jednego z rozmówców "siądźmy na pieńkach i napijmy się wódki z musztardówek". Trzeba ten tekst rozpisać na dialog.
A potem przyszły znakomite seriale Polskie drogi (scenariusz pierwszego odcinka napisał Bohdan Czeszko), Dom i inne, których był scenarzystą i pomysłodawcą. Sprawiło to, że był popularną postacią w życiu publicznym, częstym gościem w mediach, zwłaszcza w okresie PRL.
Napisał blisko trzydziestu książek, często były to wersje książkowe słuchowisk i scenariuszy filmowych lub utwory, które stały się kanwą filmów. Ale eksplozja pisarstwa nastąpiła, gdy wreszcie mógł wspominać i opowiadać o ukochanym mieście swego dzieciństwa. Bo choć urodzony w Czortkowie, dzieciństwo i wczesną młodość spędził we Lwowie. Tam też uczęszczał do gimnazjum, ale na skutek postanowień aliantów zw Stalinem maturę zdał już w 1946 r. w Krakowie.
Do tej pory chyba nie przeczytałem żadnej książki Janickiego. I nie wiadomo, jak długo trwałby ten stan, gdybym wśród zwrotów w lokalnej bibliotece publicznej, na naszym osiedlu Popowice, nie trafił na książkę Kluczyk Yale (Iskry, 2002).  Dzięki niej wzbogaciła się wydatnie znana mi wcześniej lista polskich znakomitości związanych ze Lwowem i ich powojennych losach, także samego autora, jego zbierackiej pasji związanej ze Lwowem, obyczajach kolekcjonerów (nie chwalą się najcenniejszymi okazami innym zbieraczom, bo mają oni słabości), życiu towarzyskim i topografii, nie przeczytał zabawnych anegdot, np. o tym, jak autor w czasach stalinowskich trafił do aresztu, bo jego kolega na głos przeczytał tytuł wystawianej w Katowicach sztuki "Głupi Jakub" (Tadeusza Rittnera) jako "Głupi jak UB", co podsłuchał milicjant.Ten kolega to wybitny satyryk, pisujący przez lata do "Szpilek".
Pamiętam, że po ciężkiej kontuzji i operacji pisano w mediach o Włodzimierzu Lubańskim, że jest dobrej myśli. Prutkowski napisał, że może jest on dobrej myśli, ale złej nogi.
Nie wiem, czy sięgnę po inne książki Janickiego, ale na pewno poszukam wydanej rok wcześniej książki Czkawka, której Kluczyk Yale jest jakby dalszym ciągiem. I pewnie też przeczytam w dwa wieczory, przerywając lekturę opasłego tomu Galicja Normana Daviesa.
Okładka książki Kluczyk Yale Jerzy Janicki