poniedziałek, 20 listopada 2023

W przerwie lektur poważniejszych zrobiłem sobie dwuwieczorową przerwę na przeczytanie wywiadu rzeki z Wiesławem Michnikowskim, wielkim aktorem, zmarłym rok temu w sędziwym wieku 95 lat. Wywiad, przeprowadzony przez jednego z dwóch synów gwiazdy teatru, filmu i kabaretu składa się na pełną faktów biografię, poprzedzoną historią rodziców aktora.
Jak wielu ludzi sztuki, którzy osiągnęli dorosłość w czasie wojny, zaczął w Lublinie na scenie wojskowej, skąd trafił do powstałej tam szkoły aktorskiej i wreszcie do teatru zawodowego. Trochę przypadkiem, bo nie zdążył przystąpić do egzaminów wstępnych na politechnikę, bo w czasie wojny ukończył niemieckie technikum samochodowe i sprawdził się w praktyce m.in. w zakładzie naprawy samochodów. Z braku zajęć i środków utrzymania trafił do teatru wojskowego i połknął bakcyla. Po kilku latach wrócił do Warszawy i dostał się do Warszawy, do Teatru Młodej Warszawy. I wtedy już na dobre ujawnił się jego talent komiczny. Zaczął grywać w swego rodzaju impresaryjnym Teatrze Satyryków i innych scenach estradowych. Talent rozwinął w kabarecie "Wagabunda", który tworzyli wybitni aktorzy i estradowcy i z którym objechał świat. Zatęsknił jednak za bardziej uregulowanym życiem i po dwóch latach życia wagabundy skorzystał z zaproszenia do Teatru Współczesnego, kierowanego przesz Erwina Axera, z którym związał się na lata i grywał zarówno role komediowe, ale też dramatyczne, by nie rzec tragikomiczne.
Wtedy też Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski uruchomili w telewizji "Kabaret starszych panów" i związał się z nim od pierwszego do ostatniego przedstawienia i zagrał w filmie "Upał", czyli sfilmowanym przez Kazimierza Kutza jednym ze spektakli.
Trafił też do stworzonego przez Edwarda Dziewońskiego kabaretu "Dudek", którego był jedną z najjaśniej świecących gwiazd.
Kina nie lubił i z tego powodu pewnie zagrał w niewielu filmach. Powtarzał opinię Marii Koterbskiej, która po filmie "Irena do domu" zyskała znakomite recenzje, stwierdziła, że gra w konie to wieczne czekanie - jak nie na odpowiednią pogodę, to na zmontowanie dekoracji, ustawienie kamer itd. i więcej już nie dała się zaangażować. On sam zagrał główną rolę w jednej z dwóch części filmu"Gangsterzy i filantropi" i u schyłku kariery w "Skutki noszenia kapelusza w maju". No i w wielu epizodach.
Chętnie grywał w Teatrze Telewizji, gdzie stworzył wiele genialnych kreacji.
Zdobyte w czasie wykształcenie techniczne i pewnie zamiłowanie do majsterkowania sprawiało, że wykorzystywał je w codziennym życiu, ale też i psikusów, które sprawiał swoim scenicznym kolegom, na przykład zamontowanie świateł "stop" poniżej swoich pleców, które miał widzieć idący za nim na scenie kolega. A podczas następnego spektaklu dla uzyskania efektu zaskoczenia tabliczki z napisem "Brak świateł". Anegdot jest tu zresztą więcej.
I to telewizja przyniosła mu sławę, jak wielu wybitnym aktorom, którzy, podobnie jak Michnikowski, najwyżej cenił swoją pracę w teatrze, która wręcz zmusza do nieustannego doskonalenia się w zawodzie.
Wywiad przeprowadził jeden z dwóch synów aktora i to on wziął na siebie obowiązek pokazania jego wielkości, cytując recenzje lub publikując ich faksimile. Obaj zaś dobrali liczne zdjęcia. Bo i w tym dziele Michnikowski wyróżnił się techniką fotografowania, gdyż w czasie wojny zarabiał też z kolegą robieniem zdjęć na zamówienie.
Książkę uzupełniają spis ról wielkiego aktora oraz indeks nazwisk.


Tani drań

piątek, 3 listopada 2023

Stacje, dworce, pociągi

Od czasu przeczytania powieści Grandhotel polubiłem twórczość prozatorską Jaroslava Rudiśa, który w moich oddaje klimat czeskości, jak wcześniej robili to Skvorecky, Hrabal oraz twórcy filmowi czeskiej Nowej Fali.

Jednak najnowsza jego książka Stacja Europa Centralna (Książkowe Klimaty, 2023) w przekładzie Małgorzaty Gralińskiej to jednak co innego. Autor dzieli się swoją wyniesioną z  dzieciństwa w rodzinie kolejarskiej pasją kolejnictwa. Jak pisze, zgromadził  jako chłopiec miniatury kolei, a jako dorosły wciąż gromadzi literaturę związaną z kolejnictwem, w tym krajowe i europejskie rozkłady jazdy, które jeszcze czterdzieści lat temu wydawane w formie książkowej, zawierające też mapy, informacje o stacjach i dworcach, a także o hotelach, restauracjach, wyposażenia pociągów o wagony restauracyjne, restauracyjne, a nawet o specjalnościach tych restauracji.

Nie został jednak kolejarzem, ba, nie dostał się nawet do technikum kolejowego z powodu wady wzroku. Ale pasja została. Dzieli się więc z czytelnikami w kolejnych rozdziałach swoją wiedzą o początkach kolei, o rodzajach i typach lokomotyw, wagonów oraz o stacjach i dworcach, ich architekturze, wyposażeniu i stylu. Pisze też o wartych uwagi trasach kolejowych w Europie Środkowej, która w jego ujęciu rozciąga się od Szwajcarii, Niemiec i krajów Beneluksu po zachodnią granicę Rosji.
Wyjątkowo wciągające są opisy linii kolejowych, np. do Laponii  przez surowe krajobrazy Finlandii, szybkimi kolejami we Francji, wzdłuż Renu do Rotterdamu (sam trzydzieści kilka lat temu jechałem z Wiesbaden przez Kolonię, skąd pociąg dalej zawiózł mnie do Hamburga) z widokami pól winorośli i zamkami na szczytach wzniesień, i trasę górską z Zurychu do Lugano, z setkami (dosłownie) tuneli i mostów nad dolinami i górskimi rozpadliskami, zbudowaną jeszcze w XIX wieku, gdy nie znano współczesnych technik wiercenia, ani nawet używania dynamitu. Autor nie pomija faktu, że budowa pochłonęła blisko 200 ofiar śmiertelnych i tysiące zachorowań z niedożywienia, zimna i miesięcy nie wychodzenia na powierzchnię. Jest też wątek polski, gdy autor podróżując z Bałkanów zawadził o Lwów, Przemyśl i Sanok. Odbył też podróż na trasie Przemyśl - Świnoujście i zachwycił się Dworcem Głównym we Wrocławiu.
Znajdziemy tu też barwny opis swojej wspólnej z innym fascynatem kolei dwudobowej podróży z Lipska do Budapesztu i z powrotem przez północne Niemcy z dwunastoma przesiadkami wraz z opisem  dworców i stacji oraz zdjęciami niektórych z nich.
Książka w ogóle zawiera wiele zdjęć wykonanych przez autora.
Celowo wspomniałem o tłumaczce (z niemieckiego, gdyż autor osiadł w Berlinie i pisze już po niemiecku), która poza przekładem tekstu musiała poradzić sobie z nazewnictwem licznie przytaczanych tu nazw własnych lokomotyw (nazywanych na ogół pieszczotliwie przez maszynistów), miejscowości, czy innych nazw geograficznych.
Po lekturze tej książki jeszcze bardziej polubiłem podróże koleją, ale pozazdrościłem autorowi że będąc w kwiecie wieku i nie troszcząc się o pieniądze (jako wzięty i tłumaczony na wiele języków pisarz ma ten luksus może sobie wsiąść do pociągu na znane i nieznane trasy i  napawać się radością podróżowania. I uczynić z tych podróży tworzywo literackie.
A teraz czytam powieść kolejową tego autora, w której 99-letni człowiek odbywa podróż koleją z Niemiec do Sarajewa. Niemal każda ze stacji będącej przerwą w podrózy wiąże się z epizodami z życia starca.

Jak przyjdzie wiosna będę musiał sobie trochę pojeździć. Nie tylko na marsze do Warszawy, jak tego roku.


Stacja Europa Centralna Jaroslav Rudis