Kiedy tak zatytułuje się wpis, nie da się uniknąć wyjaśnienia, kim jest inteligent. Jedni przenoszą na grunt polskiego języka francuskie (intellectuel) lub angielskie pojęcie intelligents. Czyli odpowiednik polskiego intelektualisty, co oznacza kogoś zajmującego się pracą twórczą jako badacz lub artysta, ale wypowiadający się też w sprawach społecznych czy obywatelskich. Bo nie nazywano tak nawet noblistów, np. Sienkiewicza czy Skłodowskiej-Curie, ale za intelektualistę uznawany bywa Stefan Żeromski, nie mający nawet matury. Tak każe nazywać inteligentem zmarły niedawno prof. Andrzej Walicki
Jeden ze słowników języka polskiego każe przez to rozumieć kogoś wykształconego, zajmującego się pracą umysłową. Inny słownik podnosi poprzeczkę, informując, że to ktoś, kto uzyskał dostęp do języka wyższego rzędu i nauczył się poruszania w świecie nowych reguł, co można uzyskać przez wykształcenie i wrażliwość.
W zapisie pewnej dyskusji radiowej znalazłem stwierdzenie, że inteligent to ktoś zaangażowany w sprawy publiczne, posiadający i ogłaszający swoje poglądy w druku albo poprzez publiczne wypowiedzi, ale nie angażujący się w politykę. Przystępując do partii politycznej przestaje się być inteligentem. Jeszcze inny dyskutant dodał do tego patriotyzm, wyrażający się w działaniu.
Sumując, to ktoś wykształcony, zajmujący się pracą umysłową, dobrze jeśli w sposób twórczy, i zaangażowany w sprawy publiczne.
A potrzebne mi to było, żeby napisać o moich wrażeniach z lektury Pamiętnika inteligenta : historii wesołych, a ogromnie przez to smutnych Jerzego Rakowieckiego, przysposobionych do druku przez syna, znanego dziennikarza i publicysty, aktywnego też Facebookowicza. Dzięki Facebookowi dowiedziałem się i otrzymałem tę książkę.
Jej autorem jest nieżyjący już aktor i reżyser teatralny Jerzy Rakowiecki (1920-2003). Starsi teatromani i miłośnicy teatru wyobraźni (tak nazwany bywa teatr radiowy) mogą pamiętać go jako aktora teatrów warszawskich (grywał w kierowanym przez siebie Teatrze Ludowym, Polskim i Narodowym) i tamże realizujący przedstawienia. Jako reżyser wystawiał też sztuki w teatrach innych miast polskich, głównie Lublina. Pomijam role aktorskie w pierwszych latach powojennych na deskach teatrów Torunia, Poznania czy Krakowa, bo tego nawet najstarsi górale mają prawo nie pamiętać. Można było jednak zobaczyć jeden z pierwszych powojennych filmów z jego udziałem Miasto nieujarzmione, w którym zagrał jedną z głównych, jedyną zarazem rolę filmową. To były czasy, kiedy każdy film oglądało Biuro Polityczne rządzącej partii. W wyniku licznych ingerencji niemal nic w nim nie zostało z dzienników ocalałego z wojny Żyda Władysława Szpilmana. Mogło to zniechęcić do kolejnych stawaniach na planie filmowym. Dopiero ponad pół wieku tę historię opowiedział zgodnie z wolą autora Roman Polański (Pianista, 2002).