W sobotę 26 maja wziąłem udział w szóstym, ale pierwszym we Wrocławiu Bibliogrillu, który odbył się na terenie oddanej niedawno do użytku bibliotece Uniwersytetu Ekonomicznego. Pisałem o modzie na nazywanie bibliotek centrami, ale okazało się, że z funduszy unijnych da się zbudować centrum informacyjne, a bibliotekę już nie.
Organizatorami tego typu przedsięwzięć są młodzi ludzie z serwisu bibliosfera.net, którzy niezależnie od Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich podjęli się trudu integrowania środowiska bibliotekarskiego.
Sama impreza ma formę campu, czyli połączenia kilku krótkich prezentacji o charakterze naukowym lub publicystycznym z piknikiem. O istocie i historii tych imprez opowiedział na początek ich spiritus movens Krzysztof Lityński
Tym razem przedmiotem była biblioteka jako miejsce relacji interpersonalnych i komunikacji. Ładne, zwięzłe wystąpienie dokładnie na ten temat wygłosił ceniony przeze mnie dr Aleksander Radwański z Ossolineum, który ukazał rozmaitość sytuacji komunikacyjnych, jakie zachodzą w bibliotece i z biblioteką. Urzekła mnie zaś dowcipna prezentacja dr Edyty Kotyńskiej, która w dowcipny i obrazowy sposób pokazała, jaką rolę w relacjach interpersonalnych ma kawa i jak jej udział w relacjach może być postrzegana. Konkluzja jej wywodu była oczywista: prawo do kawy w bibliotece mają nie tylko bibliotekarze, nie tylko ich szefowie i pracodawcy, lecz także czytelnicy. W Bibliotece DSW tak jest od jej zadania. Kiedyś nawet sami ją proponowaliśmy. Teraz tych bywalców jest zbyt wielu, żeby im proponować. Ale mogą sobie ją przynieść z bufetu lub automatu i popijać przy czytaniu.
Na imprezę przyjechałem rowerem, tym razem dobrze do dłuższej przejażdżki przygotowanym. Ale nie zapoznałem się wcześniej z ideą tego typu imprez i nie przywiozłem ze sobą napojów. Na szczęście inni przywieźli ich tyle, że mogli częstować innych i z tej możliwości z umiarem korzystałem, bo jednak trzeba było wrócić do domu.Wróciłem dość wcześnie, bo ok. 20.30. Jak się potem dowiedziałem, grillowanie i dyskusje trwały do 1.30.
Wziąwszy pod uwagę to, że "Odjazdowy Bibliotekarz" miał w tym roku metę w w tej samej bibliotece niepodobna nie wyrazić radości, że jej zarząd i pracownicy zaczęli przejawiać tak żywą aktywność w środowisku wrocławskim. Nie satysfakcjonuje mnie zaś, że w imprezie nie brał udział żaden przedstawiciel lokalnego ogniwa Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich Bo ja tam byłem po prostu jako ja. Wzajemna niezależność nie powinna oznaczać wzajemnego mijania się.
Cieszę się, że się podobało! :-)
OdpowiedzUsuńCo do ostatniego akapitu, to na BiblioGrille zawsze serdecznie zapraszamy wszystkich bibliotekarzy.
Wiem, Panie Krzysztofie, że wszystkich. Wszak sam się na nim znalazłem.
OdpowiedzUsuń