wtorek, 12 kwietnia 2022

Wołanie o obywatelskie prawa kultury ukraińskiej w świecie

 Na kilka tygodni przed nawała rosyjskich wojsk na Ukrainę ukazała się w Polsce kolejna książka wybitnej ukraińskiej pisarki Oksany Zabużko Planeta Piołun (Agora, 2022). Po lekturze jej wywiadu-rzeki Ukraiński palimpsest (Kolegium Europy Wschodniej, 2013) bliższa stała mi się literatura naszych sąsiadów zza Buga, dzięki której przeczytałem powieści i eseje jej pobratymców. Więc i tę książkę sobie sprawiłem i właśnie skończyłem czytać. Szło mi niespiesznie, bo lektura to niełatwa, a wydarzenia na Ukrainie kazały czytać więcej prasy i pilniej śledzić media elektronicznie.
Książka jest niełatwa, gdyż erudycyjne,  z licznymi odwołaniami do literatury od antyku po dzień dzisiejszy wymagały uwagi, śledzenia obszernych przypisów, a od czasu do czasu i do Wikipedii. Nie można było sobie pozwolić na opuszczenie choćby jednego zdania, bo każde miało znaczenie. Poza tym ten zbiór esejów pisarki z lat wojny (autorka uparcie przypomina, że wojna na Ukrainie trwa nieprzerwanie od czasu zajęcia Krymu i starć w Donbasie z przyległościami, więc idąc tokiem jej rozumowania, 24 lutego nastąpiła jej eskalacja) pozwalał na robienie sobie przerw między jednym a drugim wątkiem.
Gdyby chcieć ogólnie scharakteryzować treść książki, można rzec, że jest to wielkie i przekonywujące upominanie się pisarki o uznanie ukraińskiej kultury, w tym zwłaszcza kultury artystycznej, za równą kulturom innych narodów. Czyni to w gruncie rzeczy na dwa sposoby - pisząc o ukraińskich twórcach, którzy na skutek polityki kulturalnej ZSRR uważani byli przez dziesiątki lat za twórców radzieckich oraz o tych, którzy zaistnieli już po 1991 r., gdy Ukraina stała się niepodległym państwem lub polemizując, i to ostro, z lekceważącym traktowaniem kultury ukraińskiej. Przejmująca jest zamieszczona tu historia malarki Kateryny Biłokur (1990-1961), której malarstwo doceniał nawet Pablo Picasso. Ale ta kobieta całe dorosłe życie spędziła jako kołchoźnica we wsi niedaleko Charkowa. Nie mając skończonej podstawówki, nie miała szans dostać się do artystycznej szkoły średniej. Ale jej malarstwo to nie było ludowe pacykarstwo, sama sporządzałą farby z czego się dało i malowała na swój sposób, po amatorsku, dookolny świat i realia swego zmagania się o środki do życia,  okruszyny wolnego czasu na malowanie i dobywanie torfu, żeby móc zjeść coś ciepłego i przeżyć zimy. Nawet kiedy w ostatnich latach życia została zapisana do Związku Artystów Ludowych ZSRR i jej obrazy wystawiano w Paryżu, ona mogła co najwyżej dostać zgodę na wyjazd do Charkowa lub Kijowa. Bo z ZSRR, kraju, w którym podobno człowiek oddychał wolnością, trzeba było mieć przepustkę do opuszczenia granic kołchozu, miasta czy powiatu. Marzeniem jej było, żeby mieć choćby trzy godziny dziennie na malowanie, by mogła się tym zajmować dopiero po wykonaniu dziennej normy w kołchozie. Ale i tego jej nie dano.


Innym sposobem była ironia wobec tych, którzy kwestionowali tożsamości ukraińskiej i jej prawa do samodzielnej państwowości.
Wielki rosyjski poeta, noblista i doktor honorowy wielu uniwersytetów, Josif Brodski, obnoszący się z tym, że został namaszczony na poetę przez samą Annę Achmatową, stał się przedmiotem dość bezpardonowego pamfletu. Poznała, jeszcze w 1991 r. podczas jakiegoś sympozjum w Stanach Zjednoczonych została przedstawiona jako młoda pisarka z Ukrainy. Kiedy rok później znowu ich drogi zbiegły się na innym sympozjum, które poeta miał uświetnić wpadając na kilka godzin i od razu będąc wpuszczonym na mównicę, przypomniała mu się, że jest pisarka z Ukrainy, spytał "Ukraina? Gdzie to jest". Odpowiedziała mu "Tam gdzie zawsze, między Rosją z Polską", co szczerze rozbawiło obecnego przy tym Czesława Miłosza. Ale doceniała jego poezję i zdolność interpretacji i rozumienia poezji innych narodów.
Nie znała jeszcze wtedy nagranego wiersza Brodskiego "Na wyzwolenie Ukrainy", w którym w rytm marsza wyrzuca Ukraińcom, że okazali się niewdzięcznikami, którzy tyle dobrego zaznali od Rosji.
W innym eseju będącym dopowiedzeniem ze spotkania autorskiego w Paryżu z okazji wydania tłumaczonego już na piętnasty język jej debiutu literackiego, nagrodzonego zresztą we Wrocławiu międzynarodową nagrodą Angelusa dla pisarzy z Europy Środkowej i Wschodniej o dość prowokującym tytule Badania terenowe nad ukraińskim seksem (WAB, 2003). To, czego nie wypadało jej powiedzieć podczas tego spotkania, wygarnęła elitom kulturalnym w eseju: poddanie się Hitlerowi bez walki (rząd Vichy), urzeczenie bolszewizmem i przez powojenne elity (Aragon,. Eluard, a przede wszystkim Sartre), a wybitny pisarz Michel Huellebecq w swojej powieści Uległość, choć to tylko fikcja, uznaje za logiczne przyjęcie przez Francję religii islamskie. I w ogóle, że Francuzi nad honor wyżej postawili komfort, że swoimi serami i winem. No i że Ukraina i jej kultura są dla Francuzów czymś nieomal nie istniejącym.
Ciekawsze jednak jest w tym eseju rozprawienie się z jedną z idei postmodernistycznego filozofia, który odrzuca (nie czytałem jego pism, pozostaje mi wierzyć pisarce) istnienie prawdy obiektywnej, bo każdy może mieć swój punkt widzenia, co jako żywo znajduje swój wyraz w propagandzie Putina.
Na koniec autorka wraca do swego literackiego debiutu, twierdząc, że został napisany w czasie wojny i że ta wojna wciąż,  a szczególnie od 2014 r. nieprzerwanie trwa. Twierdzi też, że to, co ona zarysowała w powieści, że podejście do seksu ma podłoże kulturowe i istnieją różnice w upodobaniach, bardziej niż dla pisarzy powinno być przedmiotem zainteresowań socjologów i badaczy kultury.
Bez wątpienia spłyciłem trochę wywody autorki, a wiele wątków i niektóre eseje pominąłem.Starałem się wydobyć to, co mnie wydało się ważne, a czemu nasilenie wojny w tym roku (zgadzam się z autorką i tymi, którzy twierdzą, że ta wojna trwa od lat) nadało nowy wyraz. I że pozwala Ukrainę i ukraińskość lepiej poznać i zrozumieć.
Planeta Piołun - Zabużko Oksana