poniedziałek, 25 listopada 2019

Poeta o wolności i prawie

Dotarła do nas niedawno zamówiona jeszcze w czerwcu najnowsza książka Adama Zagajewskiego Substancja nieuporządkowana (Kraków, Znak, 2019). Wziąłem ją sobie na weekend i przeczytałem w poniedziałkowe przedpołudnie.
Wziąłem ten tom esejów (część to są zapisy jego  wystąpień publicznych przy różnych okazjach) na weekend i przeczytałem w jeden dzień. A wziąłem ze względu na eseje o wolności i o prawie, żeby wiedzieć, jak widzi te wartości poeta. A właściwie jak poeta żyje w poczuciu wolności. 
Nie byłby Zagajewski poetą, gdyby nie dowodził z użyciem licznych przykładów z literatury, nie tylko beletrystycznej i poezji, lecz także filozofii i historiografii, że żyć w wolności, oznacza życie w prawdzie, a ta jest tam, gdzie jest odwaga widzenia i wypowiedzi. Na tak rozumianą wolność i prawdę czyhają liczne niebezpieczeństwa i bywa ona nieprzyjemna. 
Nie byłby Zagajewski bacznym obserwatorem tego, co się wokół niego - i nas  wszystkich - dzieje, gdyby nie podał też realnych przykładów fałszerstw historii w forsowaniu przez obecne władze polityki historycznej. Nie sposób nie przytoczyć tu paru zdań :

To co nazywają pedagogiką wstydu, to jest przecież po prostu uczciwe spojrzenie na własną przeszłość. Zrezygnować z uczciwości, niekiedy bolesnej, to pozwolić na pedagogikę kłamstwa. I tego, nie zaś odważnego spojrzenia na historię należałoby się wstydzić

W eseju tym znajdujemy też pochwałę czytania, zawierającą długą listę ludzi pióra, których twórczość odnosi się do różnie pojmowanego zła i dobra, brzydoty i piękna, z uwagą, że czytelników bardziej pociąga zło. No, nie wiem...


Piękno jest słowem kluczowym w eseju zatytułowanym "Pochwała prawa". Chyba niespodziewanie dla siebie autor stwierdza, że pisma prawne zdawały się dlań (i chyba dla nas wszystkich) neutralne emocjonalnie. Dlatego bardzo niewielu pisarzy poświęciło młodość na studia prawnicze, a jeszcze mniej ich zajmowało się nim w praktyce. Literatura zaś pełna jest negatywnych portretów prawników, żeby sięgnąć tylko do postaci Rejenta z Zemsty czy Sędziego z Pana Tadeusza, nie mówiąc już o prawniczym świecie z Procesu Kafki.
Trzeba było jednak zdemolowania systemu prawnego przez rządzącą ekipę w Polsce, żeby dostrzec piękno i logikę prawa oraz jego znaczenie. Autor celowo eksponuje postać prof. Ewy Łętowskiej, która łączy w sobie erudycje prawniczą, urodę jej narracji w jego objaśnianiu i popularyzacji z jej głęboką znajomością i umiłowaniem muzyki. I de facto esej ten jest w równym stopniu pochwałą prawa, co tej wybitnej prawniczki, pierwszej polskiej Rzeczniczki Praw Obywatelskich.
Z przyjemnością przeczytałem też teksty poświęcone Józefowi Czapskiemu, Wisławie Szymborskiej, muzyce Gustawa Mahlera oraz o poezji. Ten ostatni to tekst odczytu wygłoszonego w Tybindze.  Autor próbował odpowiedzieć na pytanie czym jest poezją. Według niego, bo wyjaśnień jej istoty są tysiące. Według niego, najogólniej rzecz biorąc, jest to artystyczny, ubrany w literacką formę zapis zapamiętanej myśli, wrażenia, do czego konieczna jest wrażliwość i wyobraźnia. Uważa, że taka jest przynajmniej jego poezja. Ale doświadcza też męki próżnego oczekiwania, że myśl nadejdzie.
Na szczęście jest on sam w tej dobrej sytuacji, że gdy nie nachodzi go myśl warta utrwalenia w artystycznej formie, może pisać eseje. A tym też nie brak literackiej urody, czego świadectwem jest Substancja nieuporządkowana.
Substancja nieuporządkowana Adam Zagajewski


niedziela, 24 listopada 2019

Późny Gierek, wczesny Jaruzelski. Kultura w PRL-u

Józef Tejchma, urodzony w Markowej na Podkarpaciu, już  w wieku młodzieńczym poświęcił się polityce. Jako osiemnastolatek zaczął swą aktywności w Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici", a potem jednocześnie jako członek PZPR i ZMP "budował" Nową Hutę jako przewodniczący organizacji zakładowej Po rozwiązaniu ZMP znów działał w ZMW, zostając jego przewodniczącym. Co w PRL-u oznaczało otwartą drogą do kariery politycznej na najwyższych stanowiskach. Od 1964 r. już jako członek KC PZPR pełnił wysokie funkcje partyjne i rządowe.
Jako człowiek oczytany, interesujący  się sztuką i mający osobiste relacje  z wielu luminarzami sztuki, został w 1974 r. w  rządzie Gierka i Jaroszewicza "skierowany na odcinek kultury", jak się w żargonie partyjnym mawiało. Po pamiętnym 1976 r., kiedy partia po raz kolejny zwróciła się w sposób ostentacyjny wobec swego suwerena, którym była dla PZPR "klasa robotnicza", a szerzej rzecz ujmując "lud pracujący miast i wsi" (liczne aresztowania i tzw. "ścieżki zdrowia", czyli bicie pałkami zatrzymanych robotników i ludzi ich wspierających w szpalerze milicjantów i ZOMO-wców od tzw. suki do celi aresztanckiej) i żywiołowo narastającym kryzysie ekonomicznym, stał się krytykiem władzy. Czemu dał wyraz w prowadzonym przez siebie w 1978 r. dzienniku, opublikowanym w 2002 r.
Trochę to dziwny krytycyzm, który pozwalał mu być jednocześnie członkiem Biura Politycznego partii, wicepremierem rządu i ministrem kultury. Tym dziwniejszy, że relacjonując lakonicznie przebieg posiedzeń rządu i Biura Politycznego, zaznaczał, że kończyły się one przyjętymi jednogłośnie uchwałami.
Ale zarazem mógł sobie powiedzieć, że jego chata, czyli kultura, były z kraja. Rząd i Biuro Polityczne zajmowały się bowiem najrozmaitszymi sprawami (wydobyciem węgla,  zaopatrzeniem sklepów w artykuły konsumpcyjne, np. w karpie, plonami w rolnictwie, rodziną, sposobem skwitowania wyboru Karola Wojtyły na papieża i przyjęcia go w Polsce itd.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Co z wolnością badań i dydaktyki akademickiej w Polsce?

Poranek  zaczynam od Radia TOK FM. Ale gdy ok. 8.15 ogłaszana jest przerwa na informacje (a faktycznie na reklamy) przełączam na wywiad w "Trujce" (sic!). Dziś gościem Pawła Lisickiego, z którego już nic nie zostało jako dziennikarza, był wiceminister kultury Jarosław Sellin. To co opowiadał w ciągu tych paru minut, zanim znów przełączyłem na TOK FM, postawiło na sztorc resztę mojej siwizny.
Zapowiedział oto znaczne ograniczenie wolności nauk społecznych i humanistycznych na uczelniach wyższych, a pewnie i w PAN. Nawet prowadzący rozmowę żachnął się, że przecież uczelnie cieszą się autonomią. Na to ten, że oczywiście autonomia powinna zostać zachowana, ale nie może tak być, że szerzy się na nich lewacka ideologia, a już zwłaszcza badania i dydaktyka z zakresu gender studies, która zdaniem Sellina nie ma wiele wspólnego z nauką, a jest po prostu ideologią Najbardziej dostało się Uniwersytetowi Opolskiemu, na którym w wykazie kierunków występuje gender studies. 

niedziela, 3 listopada 2019

"Dom dzienny, Dom nocny" i rodzinna pamięć przesiedlenia

Dopiero po ponad 200 stronach zaczęła mnie wciągać powieść naszej noblistki Dom dzienny, dom nocny.  A dotrwałem do tych wciągających stron tylko dzięki ambicji, żeby nie być gorszym od, pożal się Boże, ministra kultury, który chyba do dziś nie wystosował listu gratulacyjnego do Olgi Tokarczuk.
Czytałem powoli, bo niezależnie od wielowątkowej (lub raczej wielowątkowych, bo jednak wzajemnie dość odległych od siebie opowieści) akcji zachwycająca jest refleksyjna narracja, każąca czytelnikowi zastanowić się nad naturą wielu rzeczy, które zwykle traktuje się jako oczywistość. Można autorce zazdrościć tej uważności i umiejętności zawarcia jej w słowach.
Zamknąłem książkę wczoraj około północy i od razu jeden z wątków pojawił mi się nad ranem we śnie. Musiałem się obudzić, żeby sobie go dopowiedzieć, czy raczej zastanowić się, czemu sam w swoim czasie nie zadałem moim rodzicom pewnych pytań.
Oto autorka maluje obraz wielkiej wędrówki ludów po wojnie przez perspektywę paru rodzin, wyrzuconych z domów, w których żyli od pokoleń. Jechali z częścią dobytku tygodniami w nieznane. Wiedzieli tylko, że na Zachód. Pociąg więcej stał niż jechał, Przesiedleńcy (a właściwie na razie wysiedleńcy) niepewni byli nie tylko miejsca docelowego i tego, co tam zastaną, ale i każdego dnia, gdy kończyły się zabrane zapasy jedzenia i picia, ale także paszy dla zabranych zwierząt.O innych niewygodach nie wspominając.