niedziela, 29 października 2017

Gombrowicz o tym, jak stawał się TYM Gombrowiczem

Przyznaję, że Gombrowicza znam tylko jako autora przeczytanej jeszcze w czasie studiów powieści Ferdydurke oraz czytanych też w młodości we fragmentach Dzienników. Do przeczytania powieści byłem w pewnym sensie przygotowany dzięki znakomitym wykładom z literatury współczesnej wtedy jeszcze magistra Andrzeja Cieńskiego. Oczywiście widziałem też film.
Przeczytałem też jakieś ćwierć wieku temu niewielka książkę mego kolegi o krótkim pobycie Gombrowicza w jego rodzinnych stronach, czyli w jednym z majątków ziemskich w okolicach Strzelna na pograniczu Wielkopolski i Kujaw.
Mam w bibliotece kilka książek o tym wybitnym bez wątpienia pisarzu, ale głównie o jego filozofii sztuki i twórczości artystycznej.
Zaciekawiła mnie jednak jego postać. I choć ukazała się niedawno gruba, dwutomowa książka (Klementyna Suchanow,  Gombrowicz. Ja, geniusz. Wydawnictwo Czarne, 2017), zacząłem poznanie pisarza bliżej od jego Wspomnień polskich, wydanych już kilka razy wspólnie z relacjami z Wędrówek po Argentynie przez Wydawnictwo Literackie, ostatnio pięć lat temu.

niedziela, 22 października 2017

Stowarzyszenie Bibliotekarzy ma 100 lat

Zostałem zaproszony na uroczystość z okazji 100-lecia Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, założonego w Warszawie zarządzanej wtedy akurat przez władze pruskie w wyniku przekształcenia powstałej dwa lata wcześniej Komisji Historii Książnic i Wiedzy Bibliotecznej.
Już w okresie II Rzeczypospolitej organizacja, złożona w głównej mierze z luminarzy ówczesnego bibliotekarstwa, zyskała duży autorytet w środowisku zawodowym i wśród ludzi nauki oraz kultury.
W czasach PRL-u, początkowo jako Związek Bibliotekarzy i Archiwistów Polskich, a od 1953 r. już jako Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich stało się organizacją masową, otwartą dla wszystkich pracujących w bibliotekach, nawet niekoniecznie na stanowiskach bibliotekarskich. A że funkcjonowało w warunkach państwa znajdującego się w granicach wpływu Związku Radzieckiego ze swoiście pojmowanym ustrojem zwanym socjalistycznym, więc znajdowało się pod kontrolą polityczną rządzącej partii i nadzorowanych przez nią instytucji państwa. Nawet w krótkim okresie odwilży w 1956 r., kiedy w charakterze dyrektora biura udało się zatrudnić po latach odsiadki Władysława Bartoszewskiego, a ćwierć wieku później w czasie tzw. karnawału "Solidarności" trzeba było ubiegać się o przydziały papieru na druk publikacji i przedkładać materiały do wglądu cenzury, a na wyjazdy zagraniczne członków władz ubiegać się o wydanie paszportów służbowych (było coś takiego!) i przydziału dewiz w Ministerstwie Kultury. Z rozmaitym zresztą skutkiem.
Od 1990 r. Stowarzyszenie ma już status samorządnej organizacji pozarządowej, otrzymującej od administracji rządowej dotacje celowe.