Przyznaję, że Gombrowicza znam tylko jako autora przeczytanej jeszcze w czasie studiów powieści Ferdydurke oraz czytanych też w młodości we fragmentach Dzienników. Do przeczytania powieści byłem w pewnym sensie przygotowany dzięki znakomitym wykładom z literatury współczesnej wtedy jeszcze magistra Andrzeja Cieńskiego. Oczywiście widziałem też film.
Przeczytałem też jakieś ćwierć wieku temu niewielka książkę mego kolegi o krótkim pobycie Gombrowicza w jego rodzinnych stronach, czyli w jednym z majątków ziemskich w okolicach Strzelna na pograniczu Wielkopolski i Kujaw.
Mam w bibliotece kilka książek o tym wybitnym bez wątpienia pisarzu, ale głównie o jego filozofii sztuki i twórczości artystycznej.
Przeczytałem też jakieś ćwierć wieku temu niewielka książkę mego kolegi o krótkim pobycie Gombrowicza w jego rodzinnych stronach, czyli w jednym z majątków ziemskich w okolicach Strzelna na pograniczu Wielkopolski i Kujaw.
Mam w bibliotece kilka książek o tym wybitnym bez wątpienia pisarzu, ale głównie o jego filozofii sztuki i twórczości artystycznej.
Zaciekawiła mnie jednak jego postać. I choć ukazała się niedawno gruba, dwutomowa książka (Klementyna Suchanow, Gombrowicz. Ja, geniusz. Wydawnictwo Czarne, 2017), zacząłem poznanie pisarza bliżej od jego Wspomnień polskich, wydanych już kilka razy wspólnie z relacjami z Wędrówek po Argentynie przez Wydawnictwo Literackie, ostatnio pięć lat temu.