niedziela, 7 maja 2023

Konwiccy, Lenicowie i inni

 Parę dni temu zamknąłem ostatnią stronę książki córki Tadeusza i Danuty Konwickich Marii Byli sobie raz (Znak, 2019) o jej rodzicach i rodzinie.
O Tadeuszu, pisarzu, wiadomo wiele. Był płodnym autorem wybitnych dzieł, ale pisał też o sobie (Nowy Świat i okolice) i pojawiał  się we wspomnieniach i pamiętnikach różnych osobistości ze świata literatury, filmu i życia towarzyskiego. Mniej wiadomo o jego słynącej z urody i elegancji żonie Danucie, cenionej ilustratorce książek i czasopism dla dzieci, mniej.
I właśnie o niej, jej ojcu i dziadku autorki Alfredzie Lenicy oraz bracie i wujku autorki Janie Lenicy zyskałem więcej wiedzy.  Alfred był wybitnym malarzem, a jego dzieła znajdują  się w muzeach polskich i zagranicznych. Kazał milczeć muzom w okresie socrealizmu, gdyż hołdował nurtom awangardowym, dla których w okresie ministrowania Włodzimierza Sokorskiego jako ministra kultury nie było miejsca.  Córka Danuta i syn Jan odziedziczyli po nim talent. Jan już w młodości zasłynął jako twórca wyjątkowej urody plakatów filmowych, operowych i teatralnych, które wciąż "żyją" jako autonomiczne dzieła sztuki i wystawiane są na wystawach w całym świecie. Można je znaleźć w dużym wyborze w Internecie. Stał się jednym ze współtwórców nurtu, który sam nazwał polską szkołą plakatu i tak jest ona nazywana do dziś. Tworzył też sam, lub wspólnie z Walerianem Borowczykiem filmy animowane, których jednak ze względów ideologicznych albo nie mogły być ukończone, ani  pokazywane. Obaj twórcy zdecydowali się emigrować. I obaj zrobili międzynarodowe kariery. Jan Lenica właściwie do końca PRL-u nie miał szans na wjazd do kraju. Ale był odwiedzany prze rodzinę, czyli siostrę Danutę, szwagra Tadeusza i siostrzenicę Marię.  w Paryżu i w Belinie, gdzie pomieszkiwał i do kraju już nie wrócił.
Autorka mieszkała w Stanach Zjednoczonych, gdzie miała renomę wziętej malarki i ilustratorki, ale po śmierci matki w 1999 r. zdecydowała się wrócić do kraju, żeby towarzyszyć ojcu w żywocie wdowca. Ten zaś, mieszkając w połowie drogi między Pałacem Kultury i Nowym Światem bez względu na pogodę i porę roku przemierzał codziennie ten sam szlak, z postojami w stołówce "Czytelnika" przy Wiejskiej i kawiarni Bliklego przy Nowym Świecie, żeby spotykać się w kręgu starych, także wiekowo znajomych, głównie Łapickim i Holoubkiem. I trochę "abnegaciał", wdziewając mocno już znoszone ubrania i swetry.
Autorka, moim zdaniem niepotrzebnie wzbogaca książkę o pisząc o o swoich spotkaniach amerykańskich, głównie z Elżbietą Czyżewską, znanymi już skądinąd anegdotach. Mój sprzeciw w trakcie lektury budziły dość natrętnie powtarzane wątki o pasjonującej autorkę ezoteryce, numerologii, kabale, astrologii itp.
Samokrytycznie przyznała jednak, że towarzysząc pewnego rodzaju w rozmowie ojca z Gustawem Holoubkiem, próbowała rozmówcę taty zainteresować swymi pasjami, ten odrzekł zdecydowanie "Proszę pani, mnie to zupełnie nie interesuje".
Mnie wręcz odtrąca. Ale kto ceni pisarstwo Konwickiego, a takich są miliony, jego twórczość filmowa, skierowana jednak do bardziej wyrobionej widowni, może się opowieścią o nim i jego rodzinie zainteresować.