niedziela, 21 października 2012

Inauguracja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej

Jak zwykle po fali inauguracji nowego roku akademickiego, przypadającej na pierwsze dni października, dopiero osiemnastego dnia tego miesiąca odbyła się szesnasta już w historii uczelni inauguracja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej.
Moją uwagę przyciągnęły dwa jej punkty: przemówienie rektora, prof. Roberta Kwaśnicy oraz wystąpienie przedstawicielki studentów i doktorantów, której personaliów nie pomnę.
Mowa rektora, który stale doskonali swe, dawniej przeze mnie nie przeczuwane, a znamy się bez mała pół wieku, talenty oratorskie, to była mądra rozprawa z wygłoszonymi niedawno niedorzecznościami przez premiera rządu Donalda Tuska. Nie biorąca się zresztą znikąd, lecz z tez bankiera Andrzeja Klesyka, któremu wtórować zaczęła obecna minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka oraz znaczna część żurnalistów. Główna  teza Klesyka sprowadza się do zdania, że uczelnie wyższe to fabryka bezrobotnych.. Że w ogóle kształci się u nas za dużo humanistów (przez co należy rozumieć także i absolwentów kierunków z zakresu nauk społecznych), a za mało inżynierów. Jakby była to tylko kwestia wyboru, a nie predyspozycji psychicznych i intelektualnych! Nawiasem, sam Klesyk jest z wykształcenia ekonomistą. Premier Tusk (z wykształcenia historyk) dokonał jeszcze dalej idącego uproszczenia, jeśli nie zgoła prymitywizacji tezy Klesyka. W programie Tomasza Lisa powiedział, że woli być pracującym hydraulikiem niż bezrobotnym politologiem! Jakby politolog nie mógł uzyskać papierów umożliwiających mu pracę w innym zawodzie!


Żaden z tych dwóch "klasyków zawodoznawstwa" nie wie pewnie, że np. we Francji znaczna część absolwentów elitarnych (i kosztownych) uczelni francuskich albo nie ma pracy, albo wykonuje inne zawody niż wyuczone. Obaj zdają się nie wiedzieć, że nie wszyscy wykształceni w kraju inżynierowie mogą pracować w swoich wyuczonych zawodach. A przecież wystarczy tylko śledzić codzienną prasę i fora internetowe, żeby się o tym dowiedzieć.
Polemika rektora poszła inną drogą. Wskazywał, że studia wyższe dzisiaj to nie tylko nauka przyszłego zawodu. Nawet gdy weźmie się pod uwagę, że nowe wymogi ministerialne nakładają na uczelnie obowiązek "upraktycznienia" studiów, a w Dolnośląskiej Szkole Wyższej kładzie się nacisk nie tylko na wykształcenie u studentów umiejętności, lecz także kompetencji - zawodowych i społecznych - niezbędnych w przyszłej pracy. Uwypuklał przede wszystkim to, że studia, przynajmniej w DSW, to także coś więcej. To przygoda intelektualna, którą gdy się potraktuje ją jako szansę, daje  możliwość odkrycia w sobie nieprzeczuwanych wcześniej zdolności i predyspozycji, co pozwoli na bardziej optymalny wybór drogi zawodowej. Bywa, że ciekawszej niż w momencie wyboru uczelni i kierunku studiów. Sprzyjać ma temu wdrażany w nowym roku akademickim system  wspierania studentów przez tutorów, czyli nauczycieli akademickich, których zadaniem jest pomoc studentom we wszystkich sprawach związanych ze studiowaniem.
Potwierdzeniem słów rektora było bardzo osobiste w tonie i przez to trafiające do serc słuchaczy wystąpienie przedstawicielki studentów i doktorantów, dziewczyny, która w DSW uzyskała licencjat, potem magisterium, a obecnie jest na trzecim roku studiów doktoranckich. Została tu na tak długo, a być może po uzyskaniu doktoratu zostanie na jeszcze dłużej właśnie dla owego "coś więcej", czyli  odkryciu w sobie głębszych niż sądziła pokładów ciekawości intelektualnej i zdolności do poszukiwania możliwości jej zaspokajania. Treść wypowiedzi, jej osobisty charakter, wysoka kultura słowa i dziewczęcy wdzięk zostały nagrodzone hucznymi oklaskami.
Wart uwagi był wykład inauguracyjny prorektora uczelni prof. Ewy Kurantowicz, która mówiła o społecznym zaangażowaniu uczelni wyższej. Moim zdaniem autorka zbytnio skupiła się na problematyce uczenia i wspierania uczenia się, w czym jest niekwestionowanym autorytetem, zajmuje się bowiem naukowo problematyką kształcenia dorosłych, zignorowała zaś inne aspekty funkcjonowania uczelni wyższych, które też są polem do demonstracji zaangażowania społecznego.
Uroczystość tego typu nie mogła obyć się bez uroczystego przyrzeczenia studenckiego, wręczenia dyplomów doktorskich i habilitacyjnych, a od pewnego czasu też wręczenia nagród dla autorów najlepszych prac licencjackich.
Dwa dni potem wziąłem udział w pierwszej inauguracji roku akademickiego na Wydziale Zamiejscowym Dolnośląskiej Szkoły Wyższej w Kłodzku. Nie pojechałbym tam, gdyby nie to, że w związku z przekształceniem dotychczasowego ośrodka w wydział nie oznaczało konieczności utworzenia biblioteki wydziałowej. I taka biblioteka powstała, w związku z czym po jednej uroczystości miała miejsce druga, czyli otwarcie biblioteki. Miałem nadzieję, że osoba, którą niedawno zatrudniliśmy, mgr Anna Turek, przy naszej pomocy, mimo pewnych opóźnień w dostawie sprzętów i książek da radę. Ale kiedy jako trzeci (po prorektor uczelni dr Adriannie Nizińskiej (poproszę o uaktualnienie danych i potem podlinkuję nazwisko pani doktor) i dziekan prof. Bożeny Wojtasik definitywnie przeciąłem wstęgę, z ust wchodzących do wnętrza wydobyło się chóralne "Ach!". Biblioteka wzbudziła bowiem podziw. I dla aranżacji wnętrza, i dla liczby książek, które wypełniły regały na całej jednej ścianie. Na drugiej zaś stoją dwa regały pełne czasopism. Wszystkie działy są efektownie oznaczone i zalecają się nowościami wydawniczymi. Co stanowiło bijący po oczach kontrast ze zbiorami biblioteki Muzeum Miejskiego, w której odbywał się poczęstunek po zakończonej wcześniej pierwszej uroczystości.
Postanowiliśmy, że podobnie jak Biblioteka DSW we Wrocławiu (teraz już główna) będzie otwarta dla wszystkich. i z pewnością stanie się ona ważnym punktem na bibliotecznej mapie miasta, bo choć jest to biblioteka specjalistyczna (pedagogika i  nauki pokrewne), to będzie przyciągała zainteresowanych tym, że będzie regularnie zasilana w nowości, na które tamtejsze biblioteki nie mają środków.
Sama zaś uroczystość inauguracji przebiegała podobnie jak we Wrocławiu, ale z innymi osobami w rolach głównych. Było jednak uroczyście, ale też sympatycznie, nieomal rodzinnie. Podczas poczęstunku rozmawiałem z kilkoma osobami, które podobnie jak ja pamiętają podobne uroczystości na uniwersytecie, gdzie imprezy trwały długo, były strasznie nadęte i nie dawały poczucia więzi, ani z uczelnią, ani z jej społecznością..Byliśmy zgodni, że to nie kwestia różnicy wielkości, lecz czegoś, co nazwałbym klimatu organizacyjnego. Władzom i pracownikom Szkoły udało się wytworzyć taki, w którym w dość rygorystycznych procedurach wynikających z obowiązującego od dwóch lat systemu zarządzania jakością ISO jest miejsce dla wzajemnej życzliwości, zaufania i wspólnej - także wraz ze słuchaczami - chęci odniesienia sukcesu.
W towarzystwie Gosi Kiwior z naszej biblioteki Wrocławskiej i Ani Turek z biblioteki kłodzkiej.

http://poczta.onet.pl/image.html?data=%7B%22mid%22%3A%20129831487%2C%20%22attId%22%3A%20%22D3677C754C05E74E8B4C2440562EA0F9@eurprd04.prod.outlook.com%22%2C%20%22storageType%22%3A%201%2C%20%22location%22%3A%20%22atch%3A7375395%3A129831487%3A568ceecd37dd018306f04c8039d6674d%3A98133fcf%22%2C%20%22fileName%22%3A%20%22SDC14288.JPG%22%2C%20%22contentType%22%3A%20%22image/jpeg%22%2C%20%22fn%22%3A%20%22getAttachment%22%7D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz