Zastanowiłem się i postanowiłem o tym napisać nieco szerzej. Otóż niewątpliwie jest nią niewielka książka Konrada Żelisławskiego z 1950 roku Bohaterowie i męczennicy nauki. Jak się później okazało faktycznym autorem był początkujący wówczas wybitny historyk filozofii, specjalizujący się we włoskiej filozofii Renesansu Andrzej Nowicki, mój - znakomity - wykładowca.
Tymi bohaterami byli w większości włoscy myśliciele, podzielający teorię Kopernikańską, sam Kopernik oraz m.in. spalony na stosie pod koniec XVII w. Kazimierz Łyszczyński, autor rozprawy De non existentia Dei. Wielu z nich przypłaciło swoje poglądy życiem, inni w ostateczności się ich wyparli, ale ich bohaterstwo polega na pionierstwie w nauce. Tę książkę, z nierozciętymi jeszcze kartami podsunęła mi w desperacji pani bibliotekarka w bibliotece gminnej, gdym już przeczytał wszystko, co jej zdaniem dwunastolatek powinien i może przeczytać. Z dumą przecinałem te kartki ze świadomością, że nikt w gminie jej jeszcze nie czytał.
Jej lektura była dla mnie odkryciem, bo uświadomiła mi, że moje dziecięce przeczucia, trochę sygnalizowane przez - wierzącego, choć wątpiącego - tatę, że religia to sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi w zamian za obietnicę dostatniego życia po śmierci, a Boga nikt nie widział i chyba nie zobaczy. Bo szczerze wątpił w prawdziwość licznych ponad pół wieku temu objawień. I oto okazało się bowiem, że mądrzy ludzie też wątpili w istnienie Boga lub wręcz je kwestionowali. Potem szukałem jeszcze innych książek na podobny temat i zacząłem stawać się ateistą. Owszem, chodziłem nadal do kościoła, bo mama kazała (tata nie chodził, modlił się w domu), ale już tylko z przymusu.