niedziela, 14 czerwca 2020

Książki inicjacyjne


Mój Facebookowy znajomy postawił pytanie o książki, które wpłynęły na nasze  dalsze lektury, a poniekąd i na życie. I opowiedział o swojej takiej inicjacyjnej lekturze.
Zastanowiłem się i postanowiłem o tym napisać nieco szerzej. Otóż niewątpliwie jest nią niewielka książka Konrada Żelisławskiego z 1950 roku Bohaterowie i męczennicy nauki. Jak się później okazało faktycznym autorem był początkujący wówczas wybitny historyk filozofii, specjalizujący się we włoskiej filozofii Renesansu Andrzej Nowicki, mój - znakomity - wykładowca.
Tymi bohaterami byli w większości włoscy myśliciele, podzielający teorię Kopernikańską, sam Kopernik oraz m.in. spalony na stosie pod koniec XVII w. Kazimierz Łyszczyński, autor rozprawy De non existentia Dei. Wielu z nich przypłaciło swoje poglądy życiem, inni w ostateczności się ich wyparli, ale ich bohaterstwo polega na pionierstwie w nauce. Tę książkę, z nierozciętymi jeszcze kartami podsunęła mi w desperacji pani bibliotekarka w bibliotece gminnej, gdym już przeczytał wszystko, co jej zdaniem dwunastolatek powinien i może przeczytać. Z dumą przecinałem te kartki ze świadomością, że nikt w gminie jej jeszcze nie  czytał.
Jej lektura była dla mnie odkryciem, bo uświadomiła mi, że moje dziecięce przeczucia, trochę sygnalizowane przez - wierzącego, choć wątpiącego - tatę, że religia to sposób na wyciąganie pieniędzy od ludzi w zamian za obietnicę dostatniego życia po śmierci, a Boga nikt nie widział i chyba nie zobaczy. Bo szczerze wątpił w prawdziwość licznych ponad pół wieku temu objawień. I oto okazało się bowiem, że mądrzy ludzie też wątpili w istnienie Boga lub wręcz je kwestionowali. Potem szukałem jeszcze innych książek na podobny temat i zacząłem stawać się ateistą. Owszem, chodziłem nadal do kościoła, bo mama kazała (tata nie chodził, modlił się w domu), ale już tylko z przymusu.

czwartek, 11 czerwca 2020

Biblioteki w pandemii

11.06.2020. Biblioteka Dolnośląskiej Szkoły Wyższej wciąż niedostępna czytelnikom i chyba tak będzie do końca czerwca. A potem wakacje.
Koleżanka, która regularnie odbiera telefony, twierdzi, że codziennie ma ze 20 rozmów z chętnymi do skorzystania. I zbiera wyrazy rozżalenia.
Tymczasem zgodnie z ustaleniami ktoś z nas w pojedynkę jest w bibliotece i wykonuje prace, jakich wciąż nie brak. Przede wszystkim opróżniamy trezor, w którym, o dziwo, wpada ostatnio więcej książek, niż dwa tygodnie lub tydzień temu. A pożyczać przestaliśmy jakoś w połowie marca. Chyba po prostu studenci kończą sesję egzaminacyjną. Wpadają też sporadycznie dary od naszych autorów.
Rozkładamy też na regały książki, które po zwrocie przeszły już minimum trzydniową "kwarantannę".
Każdy z naszej, okrojonej w ciągu minionego roku załogi wziął na siebie rolę "kustosza" części księgozbioru. Głównie dba o właściwy porządek, typuje książki (lub czasopisma) do naprawy lub ubytkowania itp. Mnie przypadł m.in. dział "Prawo". Dokąd mieliśmy tej literatury niewiele, mieliśmy wszystko w jednym dziale. Ale w ostatnich latach księgozbiór prawniczy się rozbudował i nowe nabytki otrzymywały już sygnatury odpowiednie dla prawa międzynarodowego, konstytucyjnego, karnego itd. Więc jest okazja, żeby wszystkie książki prawnicze stały we właściwych działach, a nie np. część książek z prawa karnego stała w prawie ogólnym, a część w karnym. A że literatura prawnicza relatywnie szybko ulega dezaktualizacji, więc przy okazji typuję książki do ubytkowania. Kiedy z tą pracą się uporam, konieczne będzie przestawienie zbiorów na regałach, bo w dziale"Prawo" ubędzie w sumie ok. 80 % książek, a przybędzie po 10 do 20 % w innych działach.
No cóż, nie tylko Woman's work is never done. Bibliotekarze też tak mają