piątek, 23 listopada 2012

Sukces Dolnośląskiej Szkoły Wyższej

Parę tygodni temu nasza biblioteka proszona była o różne informacje o publikacjach pracowników uczelni  Co jakiś czas to się zdarza, bo jak nie jest potrzebne jakieś sprawozdanie dla ministerstwa, to szykuje się jakaś kolejna wizyta PAK-i, więc niczego nie przeczuwaliśmy.
A tu taka bomba! Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego  postanowiło nagrodzić milionem złotych najlepiej realizowane kierunki studiów. I okazało się, że z ogółem 62 takich nagród dwie zainkasowała Dolnośląska Szkoła Wyższa! A konkretnie Wydział Nauk Pedagogicznych za licencjackie studia pedagogiczne i Wydział Nauk Społecznych, za magisterskie studia dziennikarskie..Więcej otrzymało tylko 6 uczelni - uniwersytetów i politechnik, a tyle samo dalszych 9. Mało tego, studia pedagogiczne w naszej uczelni uzyskały najwyższą punktację w kraju!
Dodatkowym powodem do satysfakcji jest to, że tacy wrocławscy potentaci jak Uniwersytet i Uniwersytet Ekonomiczny, posiadający dwa lub więcej razy więcej wydziałów uzyskały po jednej nagrodzie, a Politechnika czy Uniwersytet Przyrodniczy - żadnej.


Po raz kolejny widać, jakie świetne efekty przynosi przyjęta u progu istnienia uczelni strategia. Pamiętam pierwsze posiedzenie senatu Szkoły i wystąpienie rektora Roberta Kwaśnicy: Powiedział mniej więcej, że nastawiamy się na długi marsz do sukcesu, na tworzenie infrastruktury, na tworzenie własnej silnej kadry naukowej, tak, żeby zająć silną pozycję na rynku edukacyjnym w sektorze szkolnictwa wyższego. I dodał nieco żartobliwie, że jeśli ktoś obiecuje sobie, że za kilka lat dzięki pracy w DSWE (bo wtedy była to Dolnośląska Szkoła Wyższa Edukacji). zbuduje sobie dom, to niech na to nie liczy i zacznie szukać hojniejszych pracodawców.
Ale mało kto się przestraszył czy zniechęcił, za to z uczelnią zaczęli wiązać się cenieni naukowcy z całego niemal kraju, a po uruchomieniu studiów magisterskich uczelnia zaczęła kształcić własną kadrę. Obecnie blisko połowę wypromowanych doktorów, zwłaszcza na Wydziale Nauk Pedagogicznych, stanowią już absolwenci naszej uczelni.
Wymownym przykładem dbania o rozwój infrastruktury było tworzenie budżetu biblioteki. Zanim szkoła ruszyła otrzymałem od rektora sugestię, żebym napisał odważny budżet. Sądziłem, że przy liczbie ok. 600 studentów wydatek 70 000 zł spełni ten wymóg.. Rozpisałem go na zakup mebli bibliotecznych, komputerów i oprogramowania bibliotecznego i poszedłem do rektora. Okazało się, że to nie był odważny budżet. Więc napisałem nowy, o 10 000 zł wyższy. Też okazał się za mały. W końcu okazało się, że odważny budżet powinien był opiewać na 120 000 zł. Dzięki temu po roku zbiory biblioteki liczyły ok. 2500 wol. zbiorów, abonowaliśmy ok. 40 tytułów czasopism, a wszystko to zapisane było w systemie komputerowym SOWA.
Faktem jest, że z takim niezadowoleniem z braku odwagi w tworzeniu budżetu nigdy więcej już się nie spotkałem. Ale też bardzo rzadko mi go przycinano. Częściej zdarzało się, że nie byliśmy w stanie przyznanego nam budżetu w całości wykorzystać. No i na 10-lecie uczelni zbudowano nam bibliotekę.
Dzięki temu, że mogliśmy stworzyć bogaty księgozbiór, że stwarzamy dostęp do licznych baz danych liczących miliony publikacji naukowych, że możemy wzbogacać własny warsztat zawodowy i uczestniczyć w zawodowym i naukowym życiu bibliotekarzy i traktowani jesteśmy po partnersku czujemy, że w tym sukcesie jest także i nasz bibliotekarski udział.

***
Tymczasem podczytuję sobie to i owo. Skończyłem właśnie 400-stronicową opowieść Stanisława Mikulskiego o swoim życiu zawodowym jako aktora teatralnego i filmowego, sprawach środowiska zawodowego, zawodowych i prywatnych przyjaźniach i nieprzyjaźniach. O tych pierwszych pisze z imienia i nazwiska, te drugie pozostawia domysłowi czytelników. Aktor jawi się jako człowiek skromny, dobroduszny, o twardych zasadach życiowych i trwałych zapatrywaniach politycznych. Duża rzadkość.
Czytam zaś "Monolog polsko-żydowski" Henryka Grynberga. Jest to świetnie napisana publicystyka o relacjach między Polakami i Żydami w XX, ale i w obecnym wieku. Dość gorzka w swej wymowie. I warta lektury, bo żelazna logika wywodów autora każe uzmysłowić sobie nam Polakom, że nawet przy dotychczasowym dużym ładunku dobrej woli, jeszcześmy się nie uwolnili od stereotypów, że wciąż holokaust kojarzy nam się w gettem i Jedwabnem,  że coś wiemy o pogromie kieleckim i  kampanii antysemickiej 1968 roku a dziś Żydów postrzegamy  przez pryzmat piosenek i zespołów klezmerskich. Innymi słowy, że wciąż mamy przed sobą do odrobienia lekcję o naszych dawnych i obecnych wzajemnych relacjach.
okładka      okładka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz