Moje pobyty w Krakowie kilka lat temu wiązały się m.in. ze spotkaniami z moimi dobrymi znajomymi, wysoce przeze mnie szanowanymi, bo chyba nie poważyłbym się nazwać Ich przyjaciółmi mieszkającymi w Krakowie. Ostatnimi laty wyjazdy uniemożliwiła pandemia. Tymczasem półtora roku temu śmierć zabrała Krzysztofa Kasprzyka. Został mi więc jeszcze mój mistrz, który wprowadził mnie w teoretyczne i praktyczne aspekty zarządzania i marketingu w Bibliotekach prof. Marian Huczek. Pisałem tu o Nim jedenaście lat temu http://stefankubow.blogspot.com/2012/09/moi-mistrzowie-suplement-3-marian-huczek.html.
Za tydzień wybieram się z żoną do Krakowa, do którego mamy sentyment, gdyż tam właśnie 54 lata temu się poznaliśmy i zbliżyli do siebie i chyba już wtedy zakochali. Cieszyłem się więc, że po latach znów się spotkamy, wypijemy razem jakieś winko lub piwo i powspominamy lata wspólnej pracy na Uniwersytecie Śląskim. Obiecaliśmy sobie wiosną w rozmowie telefonicznym, że takk się stanie. Profesor już chyba od dawna obiecywał sobie, że zabierze żonę i przyjedzie na parę dni do Wrocławia. Nawet zrobiłem dla niego wykaz dobrych hoteli z telefonami. Ale wybierał się jak sójka za morze. Im bliżej było lata, tym bardziej rozstawał się z zamiarem. Ku rozczarowaniu żony, która chce poznawać Polskę, a On, choć dożył 84 lat był czerstwym mężczyzną, stąpającym pewnym krokiem i jedyne, czego mu brakowało, to jak często podkreślał, pracy jako wykładowcy akademickiego. Ale nie lubił podróżować.
Zadzwoniłem do Niego z zamiarem umówienia się na spotkanie, a tu żona informuje mnie, że profesor zmarł na zawał serca ostatniego dnia czerwca, po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu. i że zawiadamiała mnie o pogrzebie. Przejrzałem historię moich rozmów telefonicznych i nie znalazłem śladu rozmowy. Natomiast ja będąc na wakacjach w Chorwacji bezskutecznie próbowałem się Doń dodzwonić. Ani sms-a, ani fotki z wakacji nie mogłem posłać, gdyż profesor jako tradycjonalista korzystał wyłącznie z telefonu stacjonarnego. Nie lubił się też fotografować. Nie ma Go więc na zdjęciach zbiorowych z żadnego miejsca pracy, ani z okazji obrony doktoratów, ani innych okazji.
Stanęło na tym, że jak będę w Krakowie, zawiadomię wdowę i wybierzemy się na grób Profesora. Nie tak mieliśmy się żegnać i nie już