sobota, 16 marca 2019

Na urlopie


Dobiega kresu moja aktywność zawodowa, podzielona w mniej więcej w połowie na praktykę bibliotekarską oraz rolę nauczyciela akademickiego i w niewielkim fragmencie na pracę w biznesie, też zresztą związanym z książką i biblioteką.
Najwięcej czasu i sił poświęciłem Bibliotece Dolnośląskiej Szkoły Wyższej (z jej wcześniejszymi nazwami), którą zacząłem tworzyć bez mała dwadzieścia dwa lata temu,  zaproszony do tego dzieła przez twórcę uczelni, prof. Roberta Kwaśnicę. Obaj byliśmy w tym czasie działaczami Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, on na szczeblu wojewódzkim, ja miejskim. Przez pierwszych ok. dziesięciu lat wraz ze wzrostem liczebnym kadry naukowej, studentów, rosło w bibliotece zatrudnienie oraz budżet przeznaczony głównie na budowę i uzupełnianie księgozbioru. Ukoronowaniem tego okresu była budowa gmachu Wydziału Nauk Pedagogicznych oraz biblioteki. 
Potem nastąpił regres we wzroście maturzystów, a więc i naborze studentów, ale uczelnia rozwijała się jakościowo, a księgozbiór rósł nadal, choć nie tak  szybko, bo zgodnie z przyjętym na początku planem strategicznym ubywać zaczęło literatury starzejącej się. W końcu są we Wrocławiu biblioteki, które mają ustawowy lub statutowy obowiązek archiwizowania piśmiennictwa i nie muszą tego robić biblioteki utrzymywane  z opłat czesnego.