niedziela, 3 września 2023

Książki, które ostatnio przeczytałem

Dawno nic tu nie pisałem, ale dużo czytałem. Więc tym razem będzie pokrótce o każdej z zaliczonych lektur.
W lokalnej bibliotece publicznej (Filia nr 10 Biblioteki Miejskiej) miła pani poleciła mi rzecz o losach Polaków na kresach, mniej więcej na wysokości Chełma po obu stronach Bugu. (To nie jest miejsce do życia : stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczad / Krzysztof Potoczała. Pruszyński, 2022). Wypadki historyczne zmusiły mniejszość żydowską do zamieszkania w gettach, a ostatecznie w obozach zagłady. Polacy zaś w latach 1942 - 1943 musieli uciekać  do ziem bliżej Wisły, gdzie nie dosięgły ich bandy UPA. Wrócili do swoich miasteczek i wsi po wojnie i na nowo przyszło im odbudowywać swoje mieszkania i gospodarstwa. A gdy już  zapanowała jaka taka normalność, w 1951 r. Stalin wymusił na Polsce zamianę terytorium kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Bugu na mniej więcej podobnej wielkości obszar w Bieszczadach. I znów trzeba było opuścić rodzinne ziemie i osiąść w okolicach, w których były raptem dwa miasteczka i kilkadziesiąt wsi i osad, z których w ramach akcji "Wisła" wysiedlono ludność ukraińską, Łemków i Bojków, którą władze PRL uznały hurtem za sprawców zabójstw Polaków lub sprzyjających ukraińskim nacjonalistom. I znów trzeba było prymitywne chaty krok po kroku zastępować domami, do których mieszkańcy wsi polskich byli przyzwyczajeni.
Przyznaję, że nie znałem tego tragicznego epizodu w dwudziestowiecznych dziejach Polski.
W serii książek reporterskich Wydawnictwa Czarnego znalazła się książka Tomasza Słomczyńskiego Sopoty (2023). Rodowity Sopocianin, jak można wnosić na podstawie lektury zakochany w swoim mieście i zatroskany o jego teraźniejszość i przyszłość, przedstawia historię osady, a od XIX wieku już miasta. Swoją miejskość zawdzięcza lekarzowi Janowi Jerzemu Haffnerowi, który po usilnych staraniach o zwolnienie z armii pruskiej  (żeby mieć argument ożenił się z wdową z kilkorgiem dzieci)  stworzył ośrodek leczenia kąpielami z infrastrukturą, czyli domem zdrojowym z  urządzeniami do kąpieli zimnych i gorących i parkiem, w którym nasadził drzewa. Rosnąca liczba kuracjuszy potrzebowała kwater na czas kuracji, co z kolei spowodowało bogacenie się mieszkańców. Którzy jednak budowali swe domy, wille, pensjonaty w pewnym oddaleniu od morza i uzdrowiska. Ostatnią część książki stanowią rozważania nad korzyściami i problemami związanymi z rosnącym z roku na rok ruchem turystycznym. Z jednej strony turyści wzbogacają budżet państwa, ale z drugiej doprowadziły do zmniejszenia się w ciągu ostatnich dekad populacji sopocian o blisko dziesięć tysięcy. Bo mieszkania stają się droższymi niż czynsz kwaterami i coraz mniej rodzin stać na zamieszkiwanie w tym mieście. Podobne problemy mają inne miasta atrakcyjne turystycznie, w których zaczęto wprowadzać rozmaite ograniczenia, nawet liczby osób przebywających w centrach miast.
Dużo tu wątków osobistych, wspomnień dzieciństwa i młodości autora, dziejów jego rodziców i przyjaciół. Wybieram się wlaśnie na drugą turę wakacji do Trójmiasta i trzeba będzie przejść się śladami zachowanej dawnej architektury miasta. Tu i ówdzie już pewnie w Sopocie byłem, ale nie zwróciłem uwagi na szczegóły miejsc i architektury.
Następna to Nie jesteś moim Polakiem : reportaż z Norwegii Ewy Sapieżyńskiej (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2023). Autorka po latach spędzonych w Ameryce Łacińskiej osiadła w Oslo i doświadcza "przyjemności" bycia Polką, czyli w oczach Norwegów kimś między "ciapatym" (Azjatą) a "ziemniakiem", czyli kimś z krajów dawnego ZSRR. Miejscowi dziwią się, że ona, Polka pracuje jasko wykładowca uniwersytecki. Dostaje się firmom zajmującym się rekrutacją cudzoziemców (tam też brakuje rąk do pracy), w tym także firmom i pracodawcom polskim, nie mających zahamowań w dyskryminacji swoich rodaków i oszukiwaniu w  wynagradzaniu.
Przeczytałem kolejny kryminał Katarzyny Bondy. Pochłaniacz (Muza, 2017) jest początkiem kolejnej tetralogii, której bohaterką jest profilerka Sasza Załuska, stosująca oryginalne metody śledztwa, luźno współpracująca z policją. W tym przypadku zdecydował pozostawiony na miejscu morderstwa zapach, co zapowiada okładkowa zachęta : "Na miejscu zbrodni pozostał tylko zapach". Jak to u tej autorki multum wątków, dramatis personae, miejsc (w Trójmieście), ale intryguje niemal od pierwszej strony.
Natomiast nie przeczytałem do końca opasłego tomu dzienników Zofii Skąpskiej (1881-1961). Wywodząca się z rodziny arystokratycznej, uzyskała staranne wykształcenie ogólne i muzyczne(z powodzeniem występowała jako pianistka), żywot wiodła u boku męża, który posiadając wyższe wykształcenie rolnicze, zatrudniany był  w różnych ziemskich majątkach jako zarządca, a po wojnie objął na własność gospodarstwo ogrodnicze na obrzeżach dolnośląskich Ząbkowic. We Wrocławiu mieszkał wysoko ustosunkowany krewniak, dysponujący samochodem służbowym, który w miarę możliwości rozwiązywał problemy natury własnościowej i podatkowej. W 1948 r. gospodarstwo zostało upaństwowione,a dotychczasowy właściciel, już w podeszłym wieku został w nim zatrudniony jako księgowy. Autorka przechodzi nad tą zmianą do porządku dziennego.
Pożyczyłem z  biblioteki ostatni tom dziennika, zatytułowany Dziwne jest serce kobiece... (Czytelnik, 2023), obejmujący lata 1945-1961, opracowany wspaniale przez wnuka autorki, znanego mi osobiście Rafała Skąpskiego, w swoim czasie dyrektora Państwowego Instytutu Wydawniczego.
Rekomendacje Józefa Hena i Wiesława Myśliwskiego były zachęcające, więc obiecywałem sobie lepsze poznanie powojennych realiów Dolnego Śląska i miejskiego życia Krakowa, który kocham od czasu praktyk wakacyjnych w 1969 r. Tymczasem mamy tu kronikę codzienności rodziny. Kojarzyło mi się to z radiowym serialem
Matysiakowie". Tak w każdą sobotę drzwi rodziny się nie zamykają. Wciąż ktoś przychodzi, wychodzi, przyjeżdża, wyjeżdża. A tu głównie wyjeżdża i przyjeżdża. A że nie ma wyszczególnionych dni zapisek, ani nawet tygodni czy miesięcy, ma się wrażenie, że ruch osobowy odbywa się nieustannie.  Zwraca uwagę żywotność autorki, kobiety już wtedy niemłodej, która kilka razy w roku odbywa podróże do rodziny na Dolnym Śląsku i w Krakowie i nie notuje żadnych niedogodności podróży pociągami. Przeciwnie, zaznacza, że podróż była wygodna i bez  przeszkód.
Po  prawdzie najciekawsze są przypisy, w których wnuk autorki podaje encyklopedyczne informacje o różnych osobach nie tylko z rodziny, ale także licznych znajomych znakomitości ze świata nauki, gospodarki czy administracji.
Gdzieś w połowie tomu, po opisie obchodów złotego jubileuszu małżeństwa, na które wybrano Kraków i pogrzebu Jana Skąpskiego i przeprowadzce autorki do rodzinnego Krakowa, gdzie też kwitło życie rodzinne i towarzyskie, uznałem, że niczego więcej poza relacjami z coraz częstszych odwiedzin lekarzy i sław medycyny nie mogę się spodziewać.
Może powinienem był zacząć od pierwszego tomu, może tam są interesujące wątki z życia ziemiaństwa. Może nawet spróbuję
  To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczad 

Pochłaniacz

Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii

https://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/1703/large_sopoty.jpg