poniedziałek, 28 marca 2022

Wrocławskie kamienice i... pszczoły

 Jako trzecią w kolejności przeczytałem drugą część cyklu prezentacji wrocławskich kamienic i jej mieszkańców. Tych istniejących i tych, po których zostały z ledwością dostrzegalne ślady. Bo albo zostały zbombardowane doszczętnie, albo w takim stopniu, że po wojnie resztki zostały rozebrane. Bo stolica potrzebowała cegieł.
W tej części mowa jest o przedwojennych mieszkańcach, zarówno Niemcach, jak i Polakach lub małżeństwach mieszanych. Większość po wojnie została wysiedlona, ale niektórzy zostali. Nieliczni, już w podeszłym wieku zdecydowali się powrócić do rodzinnego miasta, żeby zobaczyć jak wygląda ono trzydzieści lub nawet znacznie więcej lat po jego opuszczeniu lub pokazać je swoim dzieciom i wnukom, czasem dzieci lub wnuki zmarłych tymczasem swoich przodków zechcieli zobaczyć, gdzie mieszkali ich rodzice lub dziadkowie. A przy okazji chcieli pokazać, w jak pięknym mieszkali mieście, więc odwiedzili i Rynek, i Park Szczytnicki, dworzec kolejowy i wciąż zaniedbaną budowlę nazywaną dziś Wzgórzem Partyzantów
Dziś w znacznej części kamienice odzyskały dawny blask - albo tylko od zewnątrz, ale też w wielu też zachowały się klatki schodowe, szyby w oknach lub nawet witraże, które należało tylko odrestaurować i uzupełnić ubytki.
Więc zyskałem nowy impuls, żeby wybrać się w niedawno jeszcze zakazane okolice ul. Żeromskiego, dworca Nadodrze lub tzw. Trójkąta Bermudzkiego, ale przejść się nie budzącą do niedawna uwagi ul. Piastowską, kard. Wyszyńskiego czy Cybulskiego.
I korzystając z pięknego wiosennego dnia zrobiłem sobie wędrówkę ul. Wyszyńskiego i sąsiednimi. Spotkałem tezy wymienione przez Joannę Mielewczyk kamienice - dwie przy tej ulicy i jedną przy ul. Żeromskiego. Przy okazji zaś kilkanaście wartych uwagi innych, niektóre już odnowione, przynajmniej z zewnątrz, ale większość , wcale nie mniej wartych uwagi, wciąż jeszcze w stanie zaniedbania. Niestety, dziś już nie da się wejść do korytarzy, żeby zobaczyć budowane  z pietyzmem schody, witraże w oknach, czy plafony. Wejść strzegą powszechnie zamontowane domofony.


Już kilka tygodni temu przeczytałem powieść norweskiej pisarki Mai Lunde pt.
Historia pszczół  (Wydawnictwo Literackie, 2022). Są to właściwie przeplatane trzy historie, dziejące się w trzech różnych czasach i  miejscach, historie. Jedna dzieje się w połowie XIX wieku w Anglii, a jej bohaterem jest eksperymentujący z ulami pszczelarz. Kiedy już udało mu się  zaprojektować drewniany ul, że specjalnie urządzonym wnętrzem, który sporządzony przez miejscowego stolarza, został zaakceptowany przez pszczoły i można było świętować sukces, okazało się, że nie był pierwszy. Zamówił bowiem książkę cenionego śląskiego pszczelarza, a gdy już ją przeczytał, zniszczył ze złości swoje dzieło, bo okazało się, że nie był pierwszy.
Druga historia dzieje się na początku XXI w. w Stanach, gdy pszczelarstwo zdawało się osiągnęło przemysłowe rozmiary, związane z transportem pszczół do rejonów, w których pożytek mieli i pszczelarze, zapewniający pszczołom połacie sadów owocowych, a sadownikom zapylenie kwitnących drzew owocowych. Szyki jednym i drugim pomieszały jednak anomalie klimatyczne, niszczące sady i choroby atakujące roje pszczół.
Trzecia historia  dzieje się pod koniec XXI wieku w Chinach, kiedy na skutek skażenia środowiska i rabunkowej gospodarki kapitalistycznej pszczoły już wyginęły i jedynym sposobem na otrzymywanie owoców jest zapylanie kwiatów przez ludzi. I jak to w państwie totalitarnym ludzie, na ogół kobiety otrzymują areały sadów do zapylenia, mężczyźni wykonują inne zajęcia, a  dzieci spędzają czas w szkole. Państwo totalitarne nie liczy się zbytnio z ludzkimi uczuciami, starannie wydziela dni wolne od pracy i ewentualne  zwolnienia okolicznościowe. A gdy dziecko zachoruje tak, że wymaga hospitalizacji, rodzice całkowicie tracą nam nim kontakt i kontrolę.
Te trzy historie spaja traktat poświęcony pszczołom sprzed stuleci, która jest nie tylko inspiracją dla pszczelarzy, ale i przestrogą przed bezmyślną eksploatacją zasobów ziemi, a przytoczone historie stanowią w jej świetle ilustrację skutków
A teraz czytam naprzemiennie dwie książki: eseje ukraińskiej wybitnej pisarki Oksany Zabużko Gwiazda Piołun (Agora, 2022, nb. "piołun" to po ukraińsku Czarnobyl) oraz monografię pracownika naukowego Dolnośląskiej Szkoły Wyższej dra Konrada Rejmana Etyka radykalna jako emancypacja : o wojnie i pokoju z perspektywy pedagogicznej  (Wydawnictwo Naukowe DSW, 2021, a faktycznie 2022). Wydawnictwo trafiło w czas, a rozważania autora o naturze wojny zdają się wyjątkowo trafne w świetle  tego, co dociera do nas zza wschodniej granicy.

Historia pszczół - Lunde Maja