Ryszard Kalisz jest jednym z bardzo nielicznych na polskiej
scenie polityków przygotowanych do swojej roli. Nie bez kozery kilkakrotnie bywał wybierany do ekskluzywnej
dziesiątki najlepszych posłów w opinii tygodnika „Polityka”. Ma wykształcenie
prawnicze i doświadczenie zawodowe jako adwokat, głównie jako specjalista od
prawa gospodarczego. A że od czasów studenckich znał się z Aleksandrem
Kwaśniewskim, który zaczął robić błyskotliwą karierę polityczną jeszcze w
rządach Messnera i Rakowskiego, więc bywał dość często angażowany przezeń jako
ekspert. Kiedy więc doszło do obrad Okrągłego Stołu w 1989 r., nie zabrakło go
i tam. Potem został doradcą Kwaśniewskiego jako przewodniczącego
Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej,
skąd już wiodła prosta droga do kierowniczych funkcji w Kancelarii
Prezydenta, a następnie do stanowisk ministerialnych i do Sejmu.
Jako poseł lewicy jest w niej w mniejszości, czasem wręcz
marginalizowany. Kolejnym kierownictwom nie odpowiada jego umiar w sporach z konkurencją
polityczną oraz kierowanie się własnym zdaniem, dyktowanym wiedzą polityczną i
prawniczą.
Gdyby w końcu w 2011 roku kierownictwo SLD nie zaproponowało
mu wysokiej pozycji na liście wyborczej z Warszawy, kto wie, czy nie byłby dziś
posłem Ruchu Palikota. Wprawdzie trochę zraził się do inicjatora nowego ruchu
politycznego, uważa bowiem, że na pamiętnym wiecu w październiku 2010 r. został potraktowany
dość instrumentalnie, ale gdyby kierownictwo SLD potraktowało by tak jak Wandę
Nowicką i Roberta Biedronia, wszedłby do
Sejmu z list RP. Tymczasem jest umiarkowanym krytykiem posunięć Janusza
Palikota, oceniając je jako zbyt porywcze i przez to nieskuteczne.
Opowiada o tym wszystkim Ryszard Kalisz w wywiadzie-rzece,
jaki przeprowadził z nim Krzysztof Kotowski i opublikował pod tytułem „Z prawa
na lewo”. Opowiada też o swoim dzieciństwie i młodości, o kulisach życia
politycznego, powstawania Konstytucji z 1997 r., do której ostatecznego
kształtu też wniósł pewien wkład, o swoich przeżyciach związanych z katastrofą
smoleńską i o drążeniu tej sprawy przez PiS i SP, którym przydaje się ona jako
mit założycielski Polski, jako chcą nam te partie zafundować.
Połowa książki jest
napisana przez samego polityka.. Jest to utrzymany w konwencji „Alfabetu
wspomnień” Słonimskiego „Osobisty alfabet Kalisza”, w których krótko
scharakteryzował co bardziej znane postaci życia politycznego, a także swoich
rodziców i cenionych przezeń adwokatów. Stara się pisać o nich z sympatią lub
pobłażliwością, ale politykom prawicy nie szczędzi cierpkich słów, wytykając
ignorancję, niekierowanie się zasadą dobra wspólnego, prywatę oraz przywary
osobiste. Kreśląc sylwetkę Jarosława Kaczyńskiego, którego uważa za cynicznego
gracza politycznego bez zasad, przytacza zdanie Michała Kamińskiego, jeszcze
niedawno bliskiego współpracownika prezesa PiS : „Jak Jarosław praca do domu i staje przed lustrem, to
umiera ze śmiechu na wspomnienie o ludziach, którzy mu wierzą”.
A niestety, tych wierzących, trochę z powodu zaniechań rządu, zdaje się ostatnio
przybywać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz