poniedziałek, 26 maja 2014

Czym jest ateizm

Przeczytałem książkę, niegrubą "ateizm" brytyjskiego filozofa Juliana Bagginiego (Warszawa : PWN, 2013). Czytałem z radością, jaka daje podążanie za myślami wytrawnego filozofa, który stara się dociec istoty poruszanych kwestii, odsłaniając logiczne mechanizmy wnioskowania i zarazem jakby zatkać dziury tam, gdzie czytelnikowi może zdawać się, że coś nie zostało dostatecznie wyjaśnione i uargumentowane.
Autorowi towarzyszyły dwa cele: wyłożenie istoty ateizmu oraz wyposażenie ateistów w narzędzie do dyskutowania z deistami, których nazywa czasem antyateistami.
Chociaż w końcowym rozdziale przytacza zdanie znanego filozofa religii Alvina Plantingi, który kwestie istnienia Boga czy bogów nazywa wiarą, rozumianą jako "specjalne źródło wiedzy, do której nie można dotrzeć na drodze czysto rozumowej". I pisze, że skoro wewnętrzne przekonanie jest podstawą przeświadczeń religijnych, to nie ma sensu dowodzenie ISTNIENIA Boga. Traci też sens atakowania wierzących przez ateistów dowodami, które mają podważać przyczyny ich wierzeń, skoro nie są to przyczyny prawdziwe. Nie trzeba dodawać, że w zależności od regionu świata zamieszkiwanego przez wyznawców istnienia Boga, jego wyobrażenie jest inne. I każdy kościół uważa, że to jego Bóg jest ten prawdziwy.


Sam ateizm autor definiuje prosto: że jest to przekonanie, że nie ma żadnego Boga ani bogów. I że w związku z tym nie jest on (nie są oni) źródłem moralności, ani  sensu życia. Zaznacza zarazem, że ateizm konsekwentnie jest też przeciwieństwem agnostycyzmu. Bo skoro zakładamy, że brak przesłanek czy dowodów za istnieniem Boga, to traci sens nie tylko przekonanie o istnieniu Boga, ale i wstrzymywanie się od wyrażania zdania w tej kwestii.
Za filozoficzny grunt ateizmu Baggini uważa nurt filozoficzny zwany naturalizmem, zakładający, że istnieje tylko świat przyrody i że nie ma żadnego świata nadprzyrodzonego. Pominę tu rozważania autora o odróżnianiu naturalizmu od materializmu czy fizykalizmu, a więc np., że nie chodzi tylko rzeczy materialne, ale i te, które są przedmiotem nauk fizycznych, czyli fizyki, chemii i biologii. Ale też i ich właściwości czy wytwory, a więc myśli, idee, obyczaje czy wyniki badań prowadzonych przez ludzi.
Autor każe czytelnikowi widzieć ateizm jako pogląd pozytywny, a nie tylko jako zaprzeczenie poglądu o istnieniu Boga. Jako człowiek o dużym poczuciu humoru sugeruje wyobrażenie sobie,  że ktoś obwieścił publicznie, że widział potwora z Loch Ness. Liczba wyznawców tego potwora rośnie i nazywają oni siebie Nessianami. Najpierw wzbudzają szydercze uśmiechy, ale że ich szeregi stale rosną, przestaje to być zabawne, a normą staje się bycie nessianami, w mniejszości zaś są ci, którzy w potwora nie wierzą, którzy określani są anessianami. A przecież oni nawet nie zaczęli w tego potwora wierzyć! Znaleźli się tylko w mniejszości. Z ateistami jest podobnie. Choć są wśród nich w znacznej części tacy, którzy  się z deizmu wyzwolili, bo od dzieciństwa wychowywano ich na deistów.
Ciekawe i wciągające są rozważania autora na temat nieboskiego pochodzenia sensu życia. Każdy nadaje je sobie sam i niezwykle rzadko jest nim życie na chwałę Bożą, żeby  po śmierci zasłużyć na niebo. O którym zresztą nie wiadomo wiele. Bo żeby je świadomie przezywać, musiałoby być takie jak na ziemi. A że w starszym wieku zwykle częściej chorujemy, cierpimy, więc cóż to za perspektywa? Więc każdy wyznacza sobie inne sensy:  wykształcić się, stworzyć rodzinę, zrobić karierę, poznać świat, zyskać sławę itd. I dla tych sensów wyznacza własną perspektywę czasową. W której uwzględnia nieuchronna śmierć.
Nie ma tez żadnego sensu zdanie z "Braci Karamazow" Dostojewskiego, że jak nie ma Boga, to wszystko wolno. Bo o nie wyznacza tego, co jest dobre, a co złe. Jest jakby sędzią, który wyrokuje, czy ktoś postępuje etycznie, ale według czegoś, co istniej niezależnie od niego. tak jak sędzia wyrokuje na podstawie kodeksu karnego, którego sam nie stworzył.  Chyba, żeby uznać, że sam Bóg jest moralnością. Wtedy trzeba by uznać, że dobre jest wszystko to, co Bóg czyni, ale też na co przyzwala. A więc i na zło.
Można ewentualnie przyjąć, że Bóg ma władzę większą niż sędzia, bo zawsze wszystko widzi i osądzi ludzkie czyny na Sądzie Ostatecznym. Jakby nie było, to nie on  jest źródłem wiedzy o tym, co jest dobre, a co złe, lecz ludzie, którzy musieli się jakoś między sobą układać, żeby wspólnie żyć.
Według Biagginiego są dwa początki ateizmu. Idąc za brytyjskim historykiem Jamesem Throwerem.jeden początek wyznacza pojawienie się  nurtu filozoficznego w VI w.p.n..e., kiedy to Tales, Anaksymenes i Anaksymander odrzucili mity, które jakoby wyjaśniali początek i funkcjonowanie świata, dając prymat naturze. Drugi początek datuje na XVIII wiek  i przypisuje go twórcy nurtu zwanego racjonalizmem d'Holbachowi, którego nazywa pierwszym zdeklarowanym ateistą w zachodniej tradycji. Śledząc późniejsze fakty z dziejów ateizmu obala powszechne sądy o ateistycznych źródłach dwudziestowiecznych  totalitaryzmów, które nawet jeśli odrzucały religie, to tworzyły własne poprzez wykształcenie kultu swoich przywódców i ideologii.
Przy okazji wskazał na niewłaściwość wszelkich ideologii czy nurtów w filozofii jako wojujących. Pisze "Wystarczy mi to, że moim zdaniem wszystkie argumenty i fakty wskazują na fałszywość religii. Uważam również, że wszyscy racjonalnie myślący ludzie powinni się co odo tego ze mną zgodzić. Wielu jednak tego nie robi i myślę, że zdrowiej przynajmniej dopuścić możliwość, że coś  w tym jest, niż tupnąć nogą i przeklinać ich głupotę. Choć oczywiście sam od czasu do czau przeklinam".
Tekst autora poprzedza ponad trzydziestostronicowa przedmowa prof. Jana Woleńskiego, który nadaje mu  szerszy kontekst filozoficzny. I też wart jest lektury ze względu na to, że jest on również pokazem ścisłego myślenia filozoficznego, zawartego jednak w wartkiej narracji i przez to zrozumiałej nawet dla laika.
Mam nadzieję, że każdy, kto otworzy te książkę, przeżyje podobnie jak ja poczucie uczestnictwa w uczcie intelektualnej.
okładka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz