środa, 11 czerwca 2014

Co dalej z bibliotekarzami dyplomowanymi

Przez całe lata w bibliotekach naukowych panował pewien ład w w zakresie pragmatyki bibliotekarskiej. Nie taki wprawdzie, jak mi się marzył, wzorowany na bibliotekarstwie brytyjskim, ale był. W bibliotekach szkolnych i pedagogicznych zatrudniani mogą być bibliotekarze z kwalifikacjami pedagogicznymi. Mają oni status nauczycieli i swoją ścieżkę awansu, na której trzeba wykazać się udokumentowanymi osiągnięciami.
I jakimś cudem stan rzeczy został tu zachowany.
Zaś pracowników bibliotek publicznych i naukowych objęto "deregulacją", w wyniku której bibliotekarzem może być każdy. W bibliotekach naukowych istniała też od dziesiątek lat elitarna grupa bibliotekarzy dyplomowanych, którzy poza formalnymi wymogami (ukończone studia wyższe, znajomość przynajmniej jednego języka obcego i pewien minimalny (konkretnie dwa lata) staż pracy w tej kategorii bibliotek, musieli wykazać się dorobkiem naukowym, dydaktycznym i organizacyjnym oraz zdać egzamin przed komisją państwową.



Obecny rząd postanowił jednak ten ład zburzyć. Wprawdzie oczekiwano od niego poszerzenia dostępu do szeregu zawodów, ale poszerzenia w ten sposób, że po ukończeniu odpowiednich szkół mieli być zwolnieni od dodatkowych wymogów, za którymi szły rozmaite kursy i staże oraz ich koszty, na których zarabiały rozmaite instytucje państwa, prywatne oraz korporacje zawodowe, niezainteresowane łatwym zatrudnianiem nowych ludzi, bo poszerzał się krąg profesjonalistów i konkurencja do tej samej mniej więcej puli środków finansowych. Chodziło głównie o zawody prawnicze. Rząd w swoim zapale rozpoczął akcje deregulowania czego się tylko da lub nie da. W rezultacie każdy może być instruktorem sportu dziecięcego i młodzieżowego, tańca, załogantem statku rzecznego itd. Ofiarą tej demolki zostali też bibliotekarze dyplomowani, co jest absurdem, gdyż mogą nimi zostać tylko pracujący już bibliotekarze, którym nikt dodatkowej bariery nie stawiał. Ale ministrowie nauki i kultury musieli dać coś od siebie do dzieła zniszczenia, więc dali tę garstkę (w skali kraju ok. 350 osób na kilkanaście tysięcy zatrudnionych w bibliotekach naukowych) ludzi o najwyższych kwalifikacjach w zawodzie.
Mój młodszy kolega po fachu, ale i prywatnie Kiriakos Chadzipentidis z Biblioteki Instytutu psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, który dziarskim krokiem wszedł do środowiska zawodowego oraz do Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, podjął się reaktywowania Sekcji Bibliotek Naukowych przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia. Skupił wokół siebie krąg entuzjastów z najwiekszych ośrodków akademickich kraju i oni właśnie spotkali się w miniony poniedziałek, 9 czerwca, we Wrocławiu, w siedzibie naszej uczelni, gdzie są dobre warunki do debatowania.
Przedmiotem spotkania było uświadomienie stanu rzeczy w bibliotekach naukowych po deregulacji. Interesujące wydało mi się zwłaszcza wystąpienie koleżanek z dwóch bibliotek akademickich z Lublina. Zbadały one rozwiązania przyjęte  w ich ośrodku. Okazuje się, że poszczególne tamtejsze uczelnie wypracowały własne rozwiązania, ujęte w statutach uczelni.Każde inne w szczegółach, ale niezbyt daleko odbiegające od obowiązujących do niedawna zasad, którymi kierowała komisja państwowa. Na ogół wystarcza wniosek dyrektora, który stwierdza spełnienie statutowych wymogów i opinia rady bibliotecznej, która analizuje wniosek, żeby rektor uczelni mógł uznać bibliotekarza za dyplomowanego. Czyli bez egzaminu. W dyskusji okazało się, że podobnie rzecz wygląda w uczelniach w innych ośrodkach akademickich. Wyjątkiem jest Uniwersytet Wrocławski, gdzie droga do zostania bibliotekarzem dyplomowanym została zamknięta.
Przewodniczący Sekcji w swoim wystąpieniu zaproponował podjęcie kroków do względnego ujednolicenia zasad dochodzenia do tytułu bibliotekarza dyplomowanego, co powinno być pomocne zwłaszcza przy ewentualnych zmianach miejsca zatrudnienia i za punkt wyjścia uznał propozycje przedstawione przez Konferencje Dyrektorów Bibliotek Akademickich Szkół Polskich, stawiające poprzeczkę nieco wyżej niż rektorzy poszczególnych uczelni. Ponadto koleżanki z bibliotek poznańskich przedstawiły ogólne zasady działań na rzecz zadowolenia klientów biblioteki, bazując na doświadczeniach bibliotek, w których pracują. Dodałem od siebie, że przydałoby się wypracowanie wspólnej pragmatyki dla bibliotekarzy dyplomowanych, mówi się bowiem dużo więcej,o ich przywilejach niż obowiązkach. Szkoły wyższe powinny mieć bowiem z bibliotekarzy dyplomowanych wymierny pożytek. Wyglądało na to, że wniosek wydał się zebranym sensowny.
W dyskusji mowa była też o spożytkowaniu dla praktyki bibliotecznej wyników wyjazdów bibliotekarzy na staże zagraniczne w ramach programu "Erasmus". Przy okazji padł pomysł stworzenia bazy bibliotek zagranicznych, które pozytywnie reagują na prośby o przyjęcie stażystów i wzorowo pobyty organizują.
A po obiedzie zaczęła się część towarzyska, czyli na początek zwiedzanie miasta (trochę mieszałem przewodniczce, bo zorientowała się szybko, że wiem co najmniej tyle, co ona. Kiedy więc zadawała pytania, na której jej zdaniem nikt nie znal odpowiedzi, ja wyskakiwałem z odpowiedzią, że znam.Lepiej więc było i dla niej i dla mnie, żebym się odłączył. I odłączyłem się, pod pretekstem, że wraz z partu koleżankami spoza Wrocławia chcę zobaczyć Panoramę Racławicką. Potem była jeszcze kolacja w kameralnym Salonie Śląskim tuż przy Uniwersytecie oraz piwkowanie w Rynku. Dyskusje były już luźniejsze, ale na tematy zawodowe, zaś relację koleżeńskie coraz bliższe. Rozeszliśmy się późnym wieczorem już nie jako grupa kolegów i koleżanek, co przyjaciół po fachu.
Wyświetlanie DSCF2431.JPG
Wyświetlanie DSCF2432.JPG

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz