niedziela, 31 stycznia 2021

Lektury, lektury

 Dostałem pod choinkę pięć książek z listy, którą podrzuciłem Gwiazdorom. Zaraz po świętach zabrałem się za najcieńsszą. I nie doczytawszy do końca odłożyłem ją na stosik 
"do ewentualnego dokończenia", gdy zostanę rzucony gdzieś na odludzie.
Krytycy literaccy są zachwyceni formą narracji powieści  Tkanki miękkie Zyty Rudzkiej i opisanymi trudnymi relacjami dojrzałego mężczyzny, któremu sie w domu nie układa, z sędziwym ojcem, wiejskim lekarzem,  z początkami demencji starczej. 
Pobrzmiewają echa wojny w biografii poslubionej i zmarłej tymczasem żony Ukrainki, o której uparcie, właśnie w sposób pzypominający demencję, wspomina ojciec, jakieś przepełnione goryczą myśli głównego bohatera, lekarza pediatry, trochę przypominające monologi Adasia Miauczyńskiego z "Dnia świra". 

Ale ta maniera narracyjna na dłuższą metę nuży. Recenzentów ona zachwyca, ale mnie nie zachwyca. Wolę narrację bliższą tradycyjnej lub wręcz tradycyjną, ktora też pozwala na drążenie trudnych psychologicznych rozterek i uwikłań społecznych bohaterów.
Dowodzi tego następny prezent gwiazdkowy,  czyli powieść amerykańskiej autorki Rebecci Makkai Wierzyliśmy jak nikt. 
Autorka przenosi nas z Chicago połowy lat osiemdziesiątych do Paryża  trzydzieści lat później i z powrotem. Wątek paryski snuje się wokół dyrektora odpowiedzialnego za promocję ni to muzeum, ni galerii sztuki i pozyskiwanie dla niego sponsorów i darczyńców. I oto trafia się wyjątkowa okazja pozyskania zbiorów malarstwa i grafiki z początku XX wieku po wiekowej kolekcjonerce. Problem w tym, że na kolekcję ostrzy sobie zęby rodzina, a ponadto nie ma pewności co do oryginalności zbiorów, które kolekcjonerka otrzymywała w młodości od zaprzyjaźnionych artystów, za życia na ogół jeszcze niedocenianych, ale pół wieku później już wysoko cenionych, a więc i wartości nabrał każdy ich rysunek,  szkic, a tym bardziej obrazy.
Ale główny problem bohatera to jego homoseksualność. A właściwie szerzące się wtedy zachorowania na AIDS, niechybnie kończące się śmiercią w męczarniach. Homoseksualni mężczyzźni z natury rzeczy tworzyli w latach osiemdziesiątych dość hermetyczne środowisko, więc każda śmierć budziła popłoch oraz pytanie który (z nas) następny. Zarażenie się, niekoniecznie przez kontakt natury seksualnej, choć głównie, przerywało młode życie, przekreślało plany i kariery. Przed widmem choroby staje też bohater powieści.
Wątek paryski wiąże się z przyjaciółką głównego bohatera i siostrą jednego ze zmarłych przyjaciół, którego wyrzekła sie rodzina. Pomagała mu wykradając z domu żywność i to, co można było zamienić na potrzebne w szpitalu rzeczy. Przyjechała do Paryża w poszukiwaniu zaginionej córki, zatrzymując się u dawnego znajomego,  zawodowego fotografa, który zyskał sławę dzięki fotograficznej dokumentacji  życia chicagowskich homomoseksualistów. Teraz wiedzie żywot cenionego artysty, łączącego codzienne obowiązki z życiem towarzyskim w środowisku artystów, krytyków i dziennikarzy.
Czytania tej powieści jeszcze nie skończyłem. Dramaty życia i zagrożenia śmiercią młodych ludzi oraz poszukiwania  córki, która być może związała się z niewłaściwym człowiekiem, są tu jakby w tle spraw związanych z pracą zawodową i twórczą  (partner życiowy głównego bohatera jest redaktorem naczelnym pisma literackiego) protagonistą i tylko od czasu do czasu wychodzą na pierwszy plan. Ale jak to  ta codzienność jest zajmująco, błyskotliwie, z lekką nutą humoru opisana! Nawet negocjacje ze starszą panią pełne są smaczków i emocji.
Biorę się do kontynuacji lektury. Jeszcze 300 stron!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz