środa, 22 stycznia 2020

Jerzy Pilch o sobie

Wziąłem do ręki Trzeci dziennik Jerzego Pilcha i po przeczytaniu o jego relacji z wiekową matką stwierdziłem, że może jest i on słabego zdrowia, ale wciąż jest w znakomitej formie literackiej: narracja skrzy się dowcipem, nieoczekiwanymi, ale trafnymi metaforami, bystrze patrzy na dookolny świat i na starzejącego się  siebie na nim.
I dziwi się, że to już. Że już nie tylko inni, starsi od niego, ale on już jest ten starszy i sam musi wspierać się laseczką. Co prawda przyszło to wszystko dość wcześnie, jego rówieśnicy mają się całkiem dobrze, ale wiedli bardziej higieniczny żywot. lub raczej nie ulegali swoim słabościom.
Jednocześnie jest to jednak dziennik bardziej w tonacji pogodny niż dziennik drugi, jakby jego autor pogodził się ze stanem rzeczy i dostrzega jasne strony życia i otaczającej rzeczywistości. Co jest psychologicznie wytłumaczalne, co wiem po dobie.
Z natury rzeczy lektura dziennika skłania do myślenia o swoim wieku, późniejszym niż autora. I też już czasem się dziwi, że to już: wolniejszy krok (zauważyłem, że chodząc po swoim osiedlu, zasiedlanym ponad 40 lat temu, wyprzedzam innych, a wysiadłszy z tramwaju, w drodze do pracy przez niewielki skwer, jestem przez niemal wszystkich wyprzedzany), szybsze męczenie się po wysiłku, już całkiem dużo pigułek branych rano i wieczorem. Ale na szczęście, choć jestem astmatykiem, cukrzykiem (typu II), nadciśnieniowcem, to dzięki lekarzom i lekarstwom chodzę i to całkiem dużo. A nawet powinienem dużo chodzić. Przestałem nawet jeździć autem do pracy. A w drodze do domu nawet nie wsiadam do tramwaju. No, chyba że pada.
Z zapałem zabrałem się za następną książkę Pilcha: Widok z mojego boksu. Po uświadomieniu sobie, że nie zrobi kariery akademickiej jako polonista, autor dostał pracę w redakcji "Tygodnika Powszechnego". Zaczynał od prostych prac redakcyjnych, potem jako odpowiadający na listy i nadsyłane teksty z nadzieją na druk (szybko mu to zajęcie zabrano, gdy zwrócił tekst z kąśliwymi uwagami komuś już znanemu, tylko akurat nie jemu autorowi, odebrano mu to zajecie) i po paru latach stał się stałym felietonistą. Obok takich sław jak księża Maliński i Bardecki, że o Kisielu nie wspomnę.
Kiedy w wolnej już Polsce "Tygodnik" stał się instytucją, Jerzy Turowicz uzyskał dla redakcji nowe pomieszczenia, które w rezultacie remontu podzielono na boksy.  Jeden przypadł Właśnie Pilchowi i z niego postrzegał życie życie redakcyjne, wielkich współpracowników i równie wielkich gości, jak np. Józefa Tischnera.
Autor pisze też o swoich przyjaciołach, wśród nich tych, którzy jednak zrobili karierę naukową -  Bronisławie Maju i Marianie Stali, który nb. poprzedził zebrane w książce teksty wstępem.
Jak to u Pilcha czytelnik znajdzie tu pysznie nakreślone sylwetki ludzi, zarówno bliskich autorowi, jak i traktowanych przezeń z dużym respektem, a także wiele zabawnych i mniej zabawnych anegdot.
Jako fan Krakowa i wszystkiego co krakowskie, a także pisarstwa Pilcha, przeczytałem książkę chyba w dwa dni.Trzeci dziennik - Pilch Jerzy    Widok z mojego boksu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz