wtorek, 25 października 2016

Piwnica pod Baranami ma 60 lat

1956 rok w Europie Wschodniej oznaczał zniesienie kultu jednostki Stalina, ogłoszonym przez Nikitę Chruszczowa, wieloletniego bliskiego współpracownika tyrana, opuszczenie bloku krajów komunistycznych przez Austrię, najazd Sowietów na Węgry, a w Polsce wyraźną odwilż polityczną. Przez krótki czas media mogły cieszyć się względną wolnością, sztuka uwolniona została z ciasnego gorsetu socrealizmu, a na uczelnie mogli powrócić odsunięci od dydaktyki liczni profesorowie. Część tych zmian okazała się trwała, choć granice wolności ulegały powolnemu zacieśnianiu.
Rok ten zaznaczył się też powstaniem nowych bytów. Część z nich niebawem zniknęła, ale niektóre trwały przez lata i nawet trwają nadal, choć w postaci w jakimś stopniu zmienionej. W roku tym ruszyło emitowane do dziś słuchowisko radiowe "Matysiakowie", a we wrocławskim radiu audycja satyryczna "Studio 202", a w Krakowie, w piwnicznych pomieszczeniach pałacu Potockich, zwanym "Pod Baranami" pierwszy spektakl dali młodzi artyści i studenci szkól artystycznych,  rok później zaś zaczął ukazywać się tygodnik "Polityka",  a we Wrocławiu swą pierwszą premierę dał studencki teatr "Kalambur".


Nikt pewnie nie przypuszczał, że takie w znacznym stopniu improwizowane spektakle, będą odbywały się w tym miejscu dłużej. Jeden z bardów "Piwnicy" Zbigniew Preisner nawet skomponował okolicznościową piosenkę z tekstem, w którym sam śpiewał, że "to wszystko miało trwać najwyżej pięć lat, a może mniej". A zaśpiewał to na benefisie twórcy kabaretu Piotra Skrzyneckiego kilkadziesiąt lat później, gdy sam stał się wziętym w świecie kompozytorem muzyki filmowej.
Tymczasem kabaret stał się sławny, zaczął występować na estradach całej Polski i połowy świata, zdobywał prestiżowe nagrody, uświetniał swoimi spektaklami wiele uroczystości jubileuszy rozmaitych instytucji i trwa nadal. Część artystów, w tym jego spiritus movens odeszło z tego świata, część znalazła sobie inne miejsce aktywności zawodowej, część zaprzestała działalności artystycznej, ale część z przerwami bądź nieustannie trwa i śpiewa, gra, wygłasza monologi lub uczestniczy w innych jeszcze sposób w życiu "Piwnicy". No i oczywiście dochodzili nowi artyści, z nowymi głosami, tekstami i muzyką.
Mnie zdarzyło się tylko zwiedzić to miejsce w 1969 r., gdy odbywałem w Krakowie praktyki studenckie. Ale w końcu 1980 r. (a może na początku 1981?) uczestniczyłem w spektaklu tego kabaretu, gdy w auli Politechniki Wrocławskiej dal przedstawienie dla działaczy "Solidarności". Zaś kilka lat temu bilety na spektakl "Piwnicy" w jej własnym lokalu zapewnił uczestnikom konferencji naukowej Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, jako jej organizator. I znów na żywo oglądałem w niezmiennie dobrej formie artystycznej Miki Obłońskiego, śpiewającego chyba w duecie z Jackiem Wójcickim "Niebieską patelnię" (Pasą się, pasą, barany wełniane), Mieczysława Święcickiego z jego "Jęczmiennym łanem", Tadeusza Kwintę wciąż śmieszącego monologiem o konstruowaniu kaczuszki z papieru, pełniącego jednocześnie rolę konferansjera Leszka Wójtowicza i jego "Moją litanię", Aloszę Awdiejewa odtwarzającego ze swoimi instrumentalistami atmosferę dawnej Odessy, Grzegorza Turnaua, Annę Szałapak z piosenkami do słów Agnieszki Osieckiej ze "Sztukmistrza z Lublina" Singera oraz młodszych artystów, których nazwisk nie pomnę.
Te postaci oraz te z drugiego planu, tworzące scenografię, piszące muzykę lub teksty lub też towarzyszące występującym jako instrumentaliści, przypomina krakowski dziennikarz Wacław Krupiński w książce opublikowanej staraniem (i w tym przypadku oznacza to nie tylko sam fakt edycji, ale jej jakość, ale i Wydawnictwa Literackiego, a zatytułowanej "Głowy piwniczne". 

Czytelnik znajdzie tu co bardziej poetyckie teksty piosenek i monologów, mnóstwo smakowitych anegdot i szczegółów z życia codziennego artystów, fotografie oraz rysunki.
PS.

Byłem ostatnio na koncercie kolęd śpiewanych przez artystów "Piwnicy pod Baranami". Wspaniali byli weterani Miki Obłoński, Tadeusz Kwinta, Ola Maurer i Tamara Kalinowska, w znakomitej formie prowadzący w roli konferansjera i śpiewający Leszek Wójtowicz, ale odkryciem dla mnie był Piotr "Kuba" Kubowicz. Zaśpiewane przezeń  "Niechciana kolęda" wciąż  za mną chodzi.
Narodowe Forum Muzyki nie stwarza takiej atmosfery jak krakowska "Piwnica", ale Leszek Wójtowicz swoim prowadzeniem , które nazwałbym perfekcyjnie przygotowaną improwizacją, wiele z niej zachował. Obiecałem żonie, że na wiosnę postaram się zdobyć bilety i zabiorę ją do Krakowa.


okładka 

4 komentarze:

  1. Dla mnie ten rok kojarzy się z powrotem religii do szkół. W moim przypadku do szkoły podstawowej. Uczęszczanie na lekcje religii było obwarowane dostarczeniem do szkoły pisemnej zgody rodziców.
    W mojej klasie troje dzieci nie uczęszczał na lekcje religii. Po upływie roku religia zniknęła ze szkoły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem w I klasie, gdy we marcu umarł Bierut i zarządzono trzydniową żałobę. Dzięki temu mogłem z tatą jeździć sańmi do tzw.kołchozu, czyli spółdzielni produkcyjnej i pomagać w czyszczeniu i karmieniu koni.
    A po wakacjach rzeczywiście zaczęły się lekcje religii. Rodzice uczniów na zmianę brali na siebie przywiezienie wozem lub sańmi księdza z odległej o ok. 1,5 km plebanii i odwiezienie z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  3. 1956 rok w Europie Wschodniej oznaczał ... opuszczenie bloku krajów komunistycznych przez Austrię,
    Jakoś tego nie kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie stało się to w maju 1955 r. 19 października terytorium tego państwa opuścił ostatni żołnierz radziecki. Sowieci jako ostatni, w wyniku odrębnego porozumienia zgodzili się na niepodległość Austrii.

      Usuń