sobota, 31 stycznia 2015

Bezpieczeństwo w bibliotece

Kiedy kilka lat temu nasz uczelniany BHP-owiec przygotował listę zagrożeń dla bezpieczeństwa pracowników, zażartowałem sobie mówiąc "Panie Wojtku, po zapoznaniu się z tą listą wychodząc do pracy żegnam się z żoną, jak górnik idący na szychtę". Bo też praca bibliotekarza nie wiąże się z większymi niebezpieczeństwami. Wprawdzie jeden z wybitnych bibliografów Friedrich Adolf Ebert (1791-1834) zginął śmiercią bibliotekarzy przygnieciony przewracającym się regałem, ale od tego czasu przez blisko dwa wieki nic takiego się nie zdarzyło. Pamiętam jednak, że kiedy kierowałem biblioteką uniwersytecką, panowała tam dość duża fluktuacja pracowników zatrudnianych w magazynach, gdyż byli uczuleni na kurz lub roztocza, A o nie wśród stojących dziesiątki lat ksiąg, zwłaszcza tych rzadziej używanych, było nietrudno. Raczej nie zdarza się, żeby ktoś z zewnątrz nastawał na życie lub zdrowie bibliotekarzy. Choć w naszej bibliotece zdarzyło się kiedyś, że przyszedł jakiś tzw. kark, żeby wymusić na koledze umorzenie kary za przetrzymanie książek jego studiującej w Dolnośląskiej Szkole Wyższej dziewczynie.
Niebezpieczne dla bibliotekarzy mogą być relacje personalne, a zwłaszcza mobbing ze strony kadry kierowniczej, który po pewnym czasie skutkuje depresją psychiczną lub dolegliwościami somatycznymi. 
PHP-owca nie musiały jednak interesować zagrożenia dla  przebywających w bibliotece czytelników oraz znajdujących się tu zbiorów, sprzętów oraz danych zawartych na nośnikach elektronicznych. Tak jak nie wziął pod uwagę, że biblioteka, to instytucja publiczna, do której może wejść każdy i spowodować zagrożenie takie, jakie zdarzyć się może np. w sklepie, szkole czy w hali sportowej.
I o tych sprawach mowa była na dorocznej konferencji naukowej, którą wspólnie z Sekcją Bibliotek Naukowych przy śląskim Zarządzie Okręgu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich zorganizowała Biblioteka Wydziału Zamiejscowego Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie z jej dzielną dyrektorką Bogusią Urban.
O zagrożeniach dla zasobów informacji, a w pewnym sensie dla informacji w ogóle, mówił w przemyślanym jak zwykle do każdego szczegółu wykładzie mówił doskonale znany na Śląsku z wieloletniej pracy na tutejszym uniwersytecie profesor Wiesław Babik z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dla bibliotekarzy najciekawsze wydały się zapewne wątki związane z ograniczeniami dostępu do informacji biorącymi się z cyberatakami lub uszkodzeniami urządzeń, w wyniku których zasoby dostępne ulegają dezintegracji i nie można dotrzeć do informacji potrzebnych, tzn. takich, jakich odbiorcy poszukują, zasoby zostaną zniszczone lub staną się dostępne osobom lub instytucjom nieuprawnionym.
O tej samej kwestii, ale z punktu widzenia praktyka zarządzającego zasobami informacji mówił inż. Andrzej Koziara z Uniwersytetu Śląskiego, zwracając uwagę na potrzebę tworzenia odpowiednich procedur oraz ich literalnego przestrzegania i sygnalizując niebezpieczeństwa związane z popełnianymi w tym zakresie ułatwieniami i zaniechaniami.
W sposób ekspresyjny, dobrze zilustrowany przeźroczami mgr Wojciech Kuliński z Centralnej Biblioteki Wojskowej przedstawił stosowane w tej bibliotece symulacje zagrożeń, a więc alarmy pożarowe, zagrożenia wynikające z podłożenia bomby oraz cyberataku. Autor podkreślał wagę samych symulacji oraz dyskusji nad ich przebiegiem, mających na celu eliminację dostrzeżonych błędów lub niedostosowanych do potrzeb sprzętów i urządzeń. Wprawdzie jest to biblioteka szczególna, wojsko ma swoje służby, sprzęt oraz przepisy dotyczące pracowników,, którzy są na w poły zmilitaryzowani.Niemniej przedstawione fakty i obserwacje, miały charakter uniwersalny i pokazały np. jak ważne są drogi dojazdowe i ewakuacyjne, sprawny sprzęt ratunkowy  i przećwiczone zachowania w sytuacjach kryzysowych.
Podobnie instruktażowy charakter, także w formie przedstawienia, miało wystąpienie ratownika medycznego z Krakowa mgra Andrzeja Ziarko, który zaprezentował symptomy nagłych przypadków, jakie mogą mieć miejsce m.in. w bibliotece, a więc omdlenia, udaru mózgu, ataku serca lub padaczki oraz podstawowe zasady zachowań w takich razach.
Mniej ciekawe zdały mi się uwagi dra Artura Ormana, policjanta i badacza, który mówił o monitoringu, ale bardziej skupił się na znanej mu dogłębnie problematyce policyjnej i prawnej, momentami tylko zdając sobie sprawę, że słuchaczami nie są studenci kierunku bezpieczeństwo narodowe, lecz bibliotekarze. Z .kolei dwie młode doktorantki z Uniwersytetu Śląskiego Małgorzata Piecuch i Iwona Rak, dobrze czując się w historii kradzieży książek, którą w zgrabny sposób zaprezentowały, raczej nie wzbogaciły wiedzy zebranych o zjawisku kradzieży w bibliotekach i zapobieganiu temu procederowi. 
Była to już bodaj dwunasta doroczna konferencja organizowana przez tę bibliotekę i jej zespół, sponsorowana przez uczelnię oraz formy dostarczające bibliotekom sprzęt i programowanie, w związku z czym udział w niej jest bezpłatny, a do tego organizatorzy zapewniają katering. Przedstawiciele firm Aleph i H+H  Piotr Marcinkowski i p. Zbigniew Szarejko, oferujący oprogramowania umożliwiające zintegrowane przeszukiwanie bibliotecznych baz danych zarówno na miejscu, jak i z domowych urządzeń elektronicznych, byli zresztą obecni i zaprezentowali nowe produkty. Gdyby tylko było nas na nie stać...Ale wciąż liczę na to, że będę mógł w najbliższych latach podpisać się pod zamówieniem przynajmniej dla jednej z tych firm..Ich usługi, dziś stanowiące pewien luksus wnet mogą stać się standardem.

Udział w konferencji miał dla mnie jeszcze wartość dodatkową. Pracowałem dwanaście lat na Uniwersytecie Śląskim, miałem zajęcia z kilkunastu rocznikami adeptów zawodu bibliotekarskiego i miałem okazję wręcz niespodziewanie wielu ich spotkać.Znaleźli miejsce w zawodzie, awansują, odnoszą sukcesy, robią stopnie naukowe, część pozakładała rodziny i obrosła w dzieci. Cieszyło mnie, że wspominają moje zajęcia, rozmowy wieczorne przy piwku. Obiecałem, że przyjadę wiosną, żeby znów wspólnie pobiesiadować. Niektórzy zadeklarowali, że przyjadą do Wrocławia na tegoroczne święto piwa.
Z  równą przyjemnością spotkałem się z koleżankami i kolegami z bibliotek Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu i jej wydziałów w Chorzowie i Wrocławiu. W jednym i drugim celu przyjechałem zresztą do Katowic i Chorzowa już w przeddzień konferencji. Bo lubię takie biesiady


29 komentarzy:

  1. Od zawsze czytuję Pana blog Panie Dyrektorze. Po części dlatego, że Pana rządy w BUWr są dobrze wspominane, ale przede wszystkim dlatego, żeby uwierzyć, że gdzieś indziej może być normalnie. Czytuję też od zawsze forum "Mobbing" aby upewnić się, że nie tylko ja jestem sfrustrowana tym co się dzieje w BUWr.
    Bezpieczeństwo w bibliotece jest bardzo ważne. Zaniedbania w zakresie bezpieczeństwa w BuWr kończą się upadkami ze schodów na Szajnochy i wysokich drabin w Magazynie Biblioteki Na Piasku. Potem są kilkumiesięczne absencje, utrata zdrowia, a za obecnje dyrekcji, co nie było za poprzednich, w jej wyniku zwolnienie z pracy i oddanie sprawy do Sądu Pracy. Przez pewien czas Państwowa Inspekcja Pracy zajmowała się kompleksowo stanem BHP w BUWr. Stan ten okazał się bardzo zły i wymuszono szereg działań.
    Na forum "Mobbing" można poczytać, że gości, byłych pracowników prosi się aby poszli bo po pokojach chodzi dyrektorka, że tą dyrektorką bibliotekarki straszą niegrzeczne dzieci, że wpomina się codziennie co by w tej czy w innym sytuacji zrobił poprzednio urzędujący Pan Dyrektor z tytułem naukowym doktora.
    Wychodząc z domu w szczególny sposób żeganm się z domownikami bo nie wiem co mnie spotka w moim miejscu pracy, jakże różnym od tego który Pan, Panie Dyrektorze opisuje w swoim Blogu.
    Sposób bycia całej dyrekcji, nie tylko dyrektorki, niszczy satysfakcję płynącą z dobrze wykonanej pracy.
    W ostatnich dniach wszedzie: na witrynie internetowej Uniwersytetu Wrocławskiego, na witrynie Biblioteki Uniwersyteckiej, w lokalnym wrocławskim Polskim Radiu, w serwisach PAP'u i dzienników, a w końcu na mikrokonferencji na terenie BUWr mówiono o cymeliach Biblioteki Uniwersyteckiej udostępnionych w Internecie.
    Moja będąca już na emeryturze koleżanka zadzwoniła do mnie bo była poruszona tym, że w tej medialnej wrzawie zapomniano o kilkudziesięciu latach pracy kilkuset bezimiennych ludzi, którzy te zbiory biblioteczne w ramach codziennej pracy bibliotekarskiej ratowali z wojennej pożogi, latami przechowywali, konserwowali, naprawiali, reperowali, odgrzybiali, opracowywali i zabezpieczyli tak dobrze że nadawały się do digitalizacji. W ostatnim zdaniu powiedziała że dopiero teraz zrozumiała dlaczego zawsze u niej narzekałam, że dyrekcja kradni mi satysfakcję z pracy, która poprzednio latami rekompensowała mi moje niewielkie zarobki.
    szara bibliotekarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem tu po raz pierwszy. To co napisałaś Droga Koleżanko to realia pracy w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Osoba firmująca w mediach dorobek bibliotekarzy zatrudnionych od wojny w BUWr ma tupet.

      Usuń
  2. Znam trochę sytuację w BU, gdyż do niedawna śledziłem uważnie (a dziś to robię raczej sporadycznie) forum, które wnet będzie świętowało chyba już szóstą rocznicę. Napomknąłem o tym pisząc o mobbingu, mającym zgubny wpływ dla zdrowia pracowników.
    Kierując BU starałem się zawsze doceniać seniorów będących już w stanie spoczynku, jak i tych, którzy dochodzili do kresu swoich karier zawodowych, bo im się szacunek należał, większy niż innym, gdyż ratowali oni zbiory i chronili przed zatratą, a jednocześnie robili wszystko, żeby jak najszybciej uprzystępnić je czytelnikom.
    W końcu (prawie) każdy z nas dożyje późnego wieku i będzie oczekiwał, że młodsi będą o nich pamiętać i doceniać ich wkład we wspólne przecież dzieło, a może nawet zechcą zasięgnąć rady. Ci starsi już może nie nadążają za nowoczesnymi technologiami, ale znają zbiory, umieją je identyfikować i badać, a poza tym tkwi w nich gromadzona przez dziesiątki lat wiedza zawodowa i etos bibliotekarski.
    Źle się bawi ktoś, kto wszystkie zasługi przypisuje sobie i swoim aktualnym pupilom

    OdpowiedzUsuń
  3. > Niebezpieczne dla bibliotekarzy mogą być relacje personalne,
    > a zwłaszcza mobbing ze strony kadry kierowniczej,
    > który po pewnym czasie skutkuje depresją psychiczną
    > lub dolegliwościami somatycznymi.
    Relacja między dyrekcją a personelem w BUWr są od chwili przyjścia dyrektorki fatalne. Osoby w wieku emerytalnym lub tuż przed są uznawane przez dyrektorkę jako nieprzydatne.
    Osobną sprawą jest przypisywanie przez dyrektorce sobie sukcesów, a pracownikom niepowodzeń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy usłyszałem z ust p. dyr. Piotrowicz, że "z tymi ludźmi nic się nie da zrobić", było dla mnie oczywiste, że męczyć się będą obie strony. Ale że to będzie trwało ponad dekadę i rektorzy będą to tolerowali, tego nie przewidziałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zagrożeniem dla zdrowia bibliotekarzy jest zbyt długa praca przy komputerze.

    Drastycznie to wygląda w Bibliotece Uniwersytetu Wrocławskiego.
    W celu zwiększenia produktywności jest bezwzględnie wymuszana nieprzerwana praca przy komputerze przez dyrektorkę BUWr..
    Kończy się to leczeniem kręgosłupa, cieśnią nadgarstka usuwaną chirurgicznie, pogorszeniem wzroku, chorobami układu krążenia, ...
    Obecnie choruje na to znacznie więcej osób niż za czasów Pana Dyrektora JŁ.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież w tej sprawie są przepisy. Ja jako szef jestem egzaminowany przez naszego uczelnianego BHP-owca na okoliczność znajoomości wymogów i ich przestrzegania. No i pracownicy też są egzaminowani. Właśnie trwa kolejna tura szkoleń BHP, które u nas trzeba odbywać co 5 lat.
    Jest tyle książek na ten temat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyrektorkę egzaminowała Państwowa Inspekcja Pracy. Przekazała protokół do rektora, a ten zamiótł problem relacji załoga - dyrektorka pod dywan.

      Usuń
  7. > Pamiętam jednak, że kiedy kierowałem biblioteką uniwersytecką,
    > panowała tam dość duża fluktuacja pracowników zatrudnianych w magazynach,
    > gdyż byli uczuleni na kurz lub roztocza,
    Był to skutek braku klimatyzacji. Magazyn był nad ruchliwą ulicą. Otwarcie okna wciągało kurz do środka.
    Kurzu było tyle, że drukarki używane do drukowania rewersów zapychały się nim i odmawiały posłuszeństwa. Wtedy przychodził komputerowiec odwracał drukarkę do góry nogami i nią potrząsał.
    Nie było mechanicznych filtrów powietrza więc kurz usuwały z powietrza płuca pracowników.
    Za kadencji Pana Dyrektora zakupiono odpylacz powietrza i umieszczono go w Wypożyczalni Miejscowej z uwagi na drukarki kart czytelniczych.
    Za kadencji dyrektorki nie poprawiano już warunków pracy personelu Magazynu i Wypożyczalni Miejscowej czy Zamiejscowej.
    magazynier

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak w takim miejscu jak biblioteka może nie być klimatyzacji. Ja pracuje w biurowcu i na szczęście nasz szef zlitował się nad nami i zainstalował klimatyzację bo nie wyobrażam sobie latem siedzieć przy otwartych oknach i słuchać cały dzień tego hałasu (biuro przy samej ruchliwej ulicy) już nie mówiąc o upale.

      Usuń
    2. Jeden, były już, gmach biblioteki pochodził z początku XVIII w., a drugi z końca XIX. W czasach PRL wnioskowanie o zainstalowanie klimatyzacji w bibliotece uznane zostałoby za niedopuszczalną ekstrawagancję.
      W XXI w. to już niemal standard. No, ale w nowym gmachu biblioteki klimatyzacja chyba jest!...

      Usuń
  8. Ukazała się książka - poradnik pod tytułem "Jak zwiedzać świat morskim statkiem wycieczkowym"
    dotyczącą morskich rejsów wycieczkowych. Poradnik ten został wydany przez wydawnictwo żeglarskie Alma-Press i już ukazał się w sprzedaży, również internetowej.
    Autorem kryjącym się pod pseudonimem Jerzy Burtowicz jest Wojciech Nowakowski widoczny w niej na na kilku zdjęciach.

    Informacja o książce (można też tam kupić, ale drogo): http://almapress.com.pl/product.php?id=905

    Najtaniej w sieci:
    http://www.profit24.pl/szukaj?q=Jak+zwiedza%C4%87+%C5%9Bwiat&top_cat=&submit=&result=1
    lub
    we wrocławskiej księgarni internetowej z odbiorem na ulicy Szczytnickiej 27, tel. 728 52 90 82, 10-18, płatne przy odbiorze
    http://zarogiem.pl




    Cena brutto u wydawcy 29.00 zł

    Spis treści
    Fragment (1)
    Fragment (2)
    Fragment (3)
    Fragment (4)
    Jak zwiedzać świat morskim statkiem wycieczkowym


    Autor: Jerzy Burtowicz

    ISBN 978-83-7020-568-3
    format: 12,5 x 19 cm
    stron 120
    wydanie 1.
    oprawa: miękka, foliowana

    Pierwszy w Polsce poradnik dotyczący podróżowania morskimi statkami wycieczkowymi. Rejsy takie stały się już popularne, gdyż pod względem ceny, standardu i oferowanych atrakcji wypadają zdecydowanie korzystniej niż tradycyjne urlopy stacjonarne. Mimo niewielkiej objętości książka ta jest kompletnym i bogato ilustrowanym kompendium wiedzy o rejsach wycieczkowych. Obok krótkiego omówienia genezy tej nowej formy turystyki, autor zawarł w tej publikacji szczegółowe informacje wynikające z własnych bogatych doświadczeń: praktyczne rady i niezastąpione wskazówki jak i gdzie wybrać rejs, jak wygląda życie na rejsie i w jaki sposób zwiedza się kraje, w których statek cumuje. Obok wielu nigdy niepublikowanych zdjęć z archiwum autora, w poradniku szeroko wykorzystano technologię kodów QR z bezpośrednimi linkami do stron internetowych, filmów, zdjęć i innych materiałów dostępnych wprost, za pomocą smartfona lub tabletu.
    Czytelnik znajdzie też w poradniku informacje o bezpieczeństwie rejsów, a zainteresowani rejsami wycieczkowymi – kontakty do wszystkich linii wycieczkowych świata oraz większości polskich biur turystycznych oferujących takie wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdybym wiedział przed wyruszeniem na wycieczkę! ... Ale chyba sobie kupie, żeby wiedzieć, co przegapiłem

    OdpowiedzUsuń
  10. Życie dopisało kolejny punkt bezpieczeństwa - pożar. Na Piasku był pożar
    http://forum.gazeta.pl/forum/w,72,91625176,156598082,Pozar_w_BWr_w_piwnicy_Biblioteki_Na_Piasku_.html

    OdpowiedzUsuń
  11. O bezpieczeństwie w Bibliotece Uniwersyteckiej, a właściwie o tym, że paliła się piwnica Biblioteki Na Piasku pisze dzisiaj i wczoraj cała lokalna prasa łącznie z Faktem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten budynek trudno jest całkowicie zabezpieczyć przed pożarem i innymi niebezpieczeństwami. Kolejni rektorzy byli jednak na sygnały głusi. Kiedy na posiedzeniu senatu powiedziałem, że zbiory w tym budynku są więcej warte niż cały inny majątek uczelni, kazano mi za te słowa przepraszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale teraz ma już kraty w piwnicznych okienkach.

      Usuń
    2. Przez lata służby Uniwersytetu Wrocławskiego nie robiły nic aby zapobiec pękaniu murów budynku.

      Usuń
  13. Gdyby uniwersytet był zarządzany profesjonalnie, wszystkie zbiory z Piasku już dawno byłyby w nowym gmachu. Dziś gdy sprofesjonalizowali się terroryści i gangsterzy, okratowanie okien to jak zastąpienie skobla w furtce do piwnicy zapięciem do roweru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może stwierdzono że wszystkie zbiory z Piasku nie zmieszczą w nowym gmachu i odwlekają moment wybuchnięcia skandalu do końca kadencji lub przejścia na emeryturę.

      Usuń
    2. Należy zakładać jednak, że ktoś z ramienia biblioteki współpracował z projektantem budynku i architektem wnętrz. Można mieć nadzieję, że ten ktoś rozumiał, że znaczna część starych druków i np. rękopisów potrzebuje znacznie więcej przestrzeni niż ta sama liczba druków powojennych

      Usuń
    3. Pani vice-dyrektorka (z Szajnochy) po przejściu na emeryturę miała zajmować się współpracą z projektantem budynku i architektem wnętrz.
      Zajmowała się tym niestety krótko bo dyrektorka zwolniła ją. Wniosek o zwolnienie wystawiła jej ówczesna kierowniczka Oddziału Informacji Naukowej, późniejsza vice. Żartowano że tym dowodem lojalności wobec dyrektorki zasłużyła na późniejszy awans.

      Usuń
    4. Dziwne, znam Ewę od dziesiątek lat i nigdy tego bym się po niej nie spodziewał. Ale że próbowała mi wytłumaczyć sensowność tego, że osoba z doktoratem i z dorobkiem zawodowym oraz naukowym podawała książki w Czytelni Bibliologicznej, zamiast wykorzystywać swoje kwalifikacje w pracy ze zbiorami zabytkowymi, wydało mi się mocno nie w porządku. Tego uzasadnić się nie da żadną miarą.

      Usuń
    5. To jest standardowe postępowanie dyrektorki. Inna Pani doktor podawała czasopisma w Czytelni Czasopism na Szajnochy. Potem w roku ubiegłym wniosła sprawę o mobbing do Sądu Pracy.

      Usuń
    6. Uzasadnienie jest proste - dyrektorce nie udało się zrobić doktoratu mimo tego, że wzięła trzymiesięczny urlop. Osoby z doktoratem u dyrektorki mają przechlapane. Na tle osoby z doktoratem pani magister inżynier marnie się prezentuje.

      Usuń
  14. Bardzo fajnie poruszony temat zasad BHP w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak dosadnie zostało tutaj udowodnione, 'nawet' w pracy związanej z tak niepozorną branżą jak bibliotekarstwo znajduje się pewna dawka zagrożenia. A przynajmniej da się je znaleźć, jeśli się ich bardzo szuka :). Podoba mi się artykuł i żartobliwe podejście do sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  16. no właśnie wydaje się, że biblioteka to takie miejsce, że nie ma co się tam stać, a jest bardzo wiele niebezpieczeństw

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej

    OdpowiedzUsuń