Blogować zacząłem w lipcu 2006 roku. Miał to być blog
zawodowy: o bibliotekarstwie oraz o zdarzeniach i bieżących problemach
kierowanej przeze mnie Biblioteki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Ale niedługo potem miałem sposobność odwiedzenia rodziny w
Australii i żal było nie opisać wrażeń z samej podróży jak i z pobytu w
Adelajdzie, Sydney i o życiu tamecznych Polonusów.
I stało się tak, jak można było przypuszczać i jak jest do
dziś. Nie tylko radykalnie wzrosła
liczba odwiedzin na blogu, ale i odwiedzający zaczęli dopominać się częstszych
wpisów. Więc po powrocie do kraju rozszerzyłem profil. Teksty o bibliotekach
zacząłem przetykać opisem zdarzeń o charakterze osobistym lub rodzinnym,
wrażeniami z lektury przeczytanych książek, a także refleksjami nad zdarzeniami
i zjawiskami o charakterze społecznym i politycznym. Mam satysfakcję, że
wpadłem na pomysł napisania o moich mistrzach. Bo miałem szczęście spotkać w
swoim życiu ludzi, którzy poprzez sposób wykonywania swojej pracy oraz
podejście do ludzi wpłynęli pozytywnie na mój rozwój osobisty i zawodowy. W
większości byli to ludzie bezimienni. W tym sensie, że ich nazwiska nie stały
się szeroko znane, a moim zdaniem nie powinny odejść całkowicie w zapomnienie.
Zdziwił mnie jednak odzew na te wpisy. Był to z jednej strony żal jednych, że
nie mieli w swoim życiu takich mistrzów, a z drugiej tych, których starań nikt
nie docenił. Trudno uwierzyć, że nikt z czytelników nie spotkał w okresie
swojej edukacji lub startu zawodowego nikogo, komu by czegoś nie zawdzięczał.
Wszyscy nauczyciele byli źli? Wszyscy starsi koledzy i kierownicy w pracy byli
źli? Wszyscy uczniowie, studenci, adepci w zawodzie są niewdzięcznikami?
Przyznam, że kiedy dowiedziałem się, że biblioteki publiczne
w różnych regionach kraju mają link do mego blogu, bo podobno w jakimś stopniu
pomaga im w kształtowaniu księgozbiorów, zacząłem czytać wiej książek spoza
mojej branży, kosztem lektur zawodowych. Z czym musiało wiązać się ograniczenie
aktywności recenzenckiej.
Bo blog ma swoją siłę, której brak publikacjom drukowanym.
Natychmiast widać odzew. Niekoniecznie w formie komentarzy, tym bardziej, że
świadomie ograniczyłem możliwość ich pisania. Od kiedy bowiem zacząłem pisać o
sprawach politycznych, a mam dość wyraziste lewicowo-liberalne poglądy i
sympatie polityczne, zaczęły pojawiać się komentarze pisane językiem, którego
ani sam nie używam, ani nie znoszę. Ale cieszą liczby wejść. A te liczby wyraźnie
wskazują, że problemy bibliotekarskie zdają się być znacznie mniej interesujące
niż polityczne lub refleksje o książkach poświęconych znanym postaciom. Rekord
wejść ma wpis o wspomnieniowej książce Janusza Weissa, a stale pojawiają się
nowi czytelnicy moich wynurzeń na marginesie ksiązki o mało zdawałoby się dziś
znanej piosenkarki Marty Mirskiej.
Ale nie zniechęcam się i będę nadal od czasu do czasu pisał
o sprawach bibliotecznych. Etos zawodowy do tego mnie zobowiązuje.
Wielki to jest dar spotkać na swojej drodze życia ludzi mądrych i sprawiedliwych. Wielki.. Jednak to rzadkość..
OdpowiedzUsuńA może trzeba przyjrzeć się bliżej napotkanym ludziom, którzy nas uczyli, wprowadzali w arkana zawodu? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że napotkałem tylu ludzi, którym tyle zawdzięczam, a inni nie spotkali nikogo takiego
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że trafiłam na taki ciekawy blog!
UsuńJestem wrocławianką od 1948 roku, przyjechałam mając 10 lat a mój tata, jako "wróg ludu" ozostał z centralnej Polski wypędzony a tu wyznaczono mu miejsce możliwego pobytu. Od najwcześniejszych szkolnych lat, aż po dzień dzisiejszy spotykam wspaniałych ludzi. Miałam znakomitych nauczycieli w średniej szkole - przedwojenni profesorowie - koledzy i koleżanki z tamtych lat nadal nimi są, poznałam też wspaniałych lekarzy, którym wiele zawdzięczam.
Nie pojmuję ludzi, którzy uważają, że nikoogo wartościowego w swoim życiu nie napotkali. Pewnie mają uszkodzoną miarkę.
Pozdrawiam - NELA
:)
UsuńJa spotkałam! I to wielu - na uczelni - i każdy z nich wniósł wiele do mojego życia :) Trzeba tylko dobrze patrzeć! Pozdrawiam Iga
OdpowiedzUsuńNo właśnie, Iguniu! Moim mistrzowie miewali słabostki, czasem zabawne. Ale to nie umniejsza ich wielkości w moich oczach
OdpowiedzUsuń