Niestety, koalicja PO-PiS nie posprzątała po dwóch latach rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrona, a zwłaszcza po rozpoczętej budowie IV RP. Owszem, powołano komisje, ale albo ich prace z góry były obliczone na spełznięcie na niczym (komisja "naciskowa"), albo zlekceważono ich końcowe wnioski (komisja Kalisza). Więc w rezultacie architektom tego potworka nic się złego nie stało. Kaczyński przyjął haniebną drogę powrotu do władzy, a koalicja rządowa robi wszystko, żeby jego zapał podsycać, bo ma dzięki temu czym i kim straszyć i tym sposobem utrzymywać się u władzy, za nic mając sobie złożone wcześniej obietnice modernizacji kraju. Ziobro zaś bierze europejskie diety i zamiast reprezentować Polskę w Europarlamencie mąci w kraju. A MON z pieniędzy podatników wypłaca milionowe odszkodowania za ekscesy Macierewicza, nie pociągając go do żadnej formy odpowiedzialności.
W tej sytuacji obywatele robią porządki we własnym zakresie. Zrobiła to m.in. prof. Wiktoria Śliwowska, wybitna badaczka dziejów relacji polsko-rosyjskich, głównie w XIX w..
Wziąłem sobie na weekend do domu jej grubą książkę "Historyczne peregrynacje" (Warszawa, Instytut Historii PAN, 2012). Nie z zamiarem wczytania się w zamieszczone w niej artykuły o polskich zesłańcach na Sybir po powstaniach listopadowym i styczniowym, choć i je przejrzałem. Zaciekawił mnie zaś artykuł "Zakazane lektury", dotyczący czytelnictwa dzieł Mickiewicza w zaborze rosyjskim. Sam bowiem ponad 30 lat temu napisałem książkę o zakazanych lekturach w zaborze pruskim, gdzie w połowie XIX wieku nie tyle zakazywano lektury Mickiewicza, co zakazywano ściągania z zagranicy jego książek, sprzedawania ich lub gromadzenia w bibliotekach. Ale można było ubiegać się o zgodę na publikowanie niektórych jego utworów.
Pożyczyłem sobie tę książkę ze względu na ostatni rozdział, w którym sędziwa autorka (na okładce "tylnej" jakby prowokacyjnie dała swoje dwa zdjęcia: na jednym mocno starszej i pomarszczonej damy pochylonej nad laptopem oraz zgrabnej, szczupłej dziewczyny na plaży w pozycji szpagatu) dokonuje swoistego rozrachunku z tym, co sama przeszła w okresie rządów Kaczyńskiego i Ziobry. A więc o tym, że oboje z mężem (Rene Śliwowskim, wybitnym historykiem literatury rosyjskiej XIX wieku) znaleźli się na tzw. liście Wildsteina, ale IPN odmówił im zapoznania się z aktami, o uniemożliwieniu przez tęże instytucję wglądu do akt o swoim ojcu Wacławie Zawadzkim, działaczu KOR-u, gdy autorka pisała o nim książkę (wydaną w 2006 r.) oraz o swojej odmowie złożenia oświadczenia lustracyjnego. Wyjaśniła, że uważa podpisywanie takiej lojalki za coś uwłaczającego obywatelowi, poza tym w jej przypadku grozi to tylko utratą 1000 zł za pół etatu w Instytucie Historii PAN, ale jako emerytka da sobie z tym radę oraz dlatego, że uważa, że archiwa IPN powinny być szeroko otwarte, żeby każdy miał do nich dostęp i wyczytał sobie z nich, co tam zechce. W charakterze swoistej wisienki na torcie załączyła kserokopię swego oświadczenia o odmowie podpisania lojalki w 1982 r., gdy miała lecieć na konferencję do Nottingham w Anglii, w rezultacie czego została w domu.
Dodała w swoim stylu, że jej dossier byłoby bardzo apetyczne dla "historyków z IPN-u", gdyż byłaby wręcz wzorcowym kandydatem na TW, OZI itp, jako typowa "pseudo-inteligentka" i "małpa w czerwonym", "wykształciuch" i przedstawicielka "łże-elit"., ale że jest kobietą w podeszłym wieku, nie można jej nawet "wziąć w kamasze". A przy tym ma fatalne pochodzenie etniczne (jest dzieckiem holokaustu), ojciec był socjalistą (PPS, a potem KOR), ma krewnych w KPP, studiowała w ZSRR, pracowała całe życie w "stalinowskim Instytucie Historii PAN"(w którym w latach 70-tych zatrudnienie uzyskał m.in. opozycjonista Antoni Macierewicz), wyjeżdżała za granicę (z tym jednym wyjątkiem, gdy jej wyjazdu odmówiono), zajmowała się historią Rosji (a mimo to na Lenina się w swych pracach nie powoływała, pewnie dlatego, żeby ukryć swe marksistowskie przekonania), a w swoim mieszkaniu pod warszawą udzielała kwatery radzieckim naukowcom, a więc kto wie, czy nie był wśród nich jakiś agent.
Wedle kryteriów rządzącej wtedy koalicji powinna mieć w IPN grubą teczkę. A jeśli się ona nie zachowała, to jedynie dowód, że był ważny powód do jej zniszczenia. Lub jest poza granicami IV Rzeczypospolitej, najpewniej w Moskwie.
sam też nie planowałem złożyć oświadczenia, rektor naszej uczelni poprosił jednak, żebyśmy złożyli i napisali, co uważamy za stosowne. Więc napisałem w odpowiednich rubrykach donos na siebie, obciążając się za wszystko. Jednak mniej barwnie i dowcipnie niż zrobiła to autorka "Historycznych peregrynacji". Po jakichś dwóch miesiącach Trybunał Konstytucyjny zakwestionował ustawę lustracyjną i zeznanie mi zwrócono. jednak już otwarte. Mam je gdzieś w swoich papierach, które obiecałem w całości przekazać Bibliotece Narodowej, która się o to do mnie zwróciła.
Swoją drogą cytując wypowiedzi braci Kaczyńskich i ich trzeciego w swoim czasie bliźniaka Dorna, powinna się ona przyznać także do tego, że dołączyła do "przemysłu pogardy".
,
Doczytałem do końca, acz nieco wybiórczo zbiór felietonów i esejów profesora naszej uczelni Adama A. Zycha, zatytułowany "Narodziny nowego wieku" (Wrocław : Atut, 2005). Autor cieszy się w naszej społeczności akademickiej olbrzymią sympatią i szacunkiem, gdyż sam jest człowiekiem bardzo delikatnym w obejściu, niesłychanie wręcz aktywnym twórczo, choć podobno w ocenach ludzkich wysiłków tyleż sprawiedliwy, co dość surowy. Jest członkiem naszej Rady Bibliotecznej i w tej roli jest naszym wysiłkom niezmiernie pomocny i życzliwy.
W swoich szkicach, które publikował wcześniej głównie w kieleckim piśmie "Kalejdoskop Tygodnia" zajmuje się dość rozległą problematyką, ale z pewną predylekcją dla tematów związanych z edukacją, współczesnymi obyczajami i problemami społecznymi, starością i problemami ludzi w podeszłym wieku oraz poezją. Sam bowiem jest także autorem kilku tomików wierszy.
W większości tekstom brak felietonowej lekkości, jest za to wiele namysłu nad otaczającą rzeczywistością i nami w niej, zachęty dla czytelnika, żeby przy okazji chciał wejrzeć w swoją duszę. Autor przywołuje często myśli i spostrzeżenia uczonych i pisarzy, starannie dodając do każdego nazwiska daty biograficzne oraz daty ich publikacji. Być może dla czytelnika nawykłego do tekstów prasowych jest to uciążliwe, ale dla kogoś bardziej wnikliwego jest przydatne, bo może zachęcić do dalszych lektur. Co sam zamierzam czynić.
Wyobraź sobie Stefanie, że ja nawet tej autorki nie znam, No po prostu nie znam. Juz poprosilam przed chwilą kuzynkę przez Fb aby mi tą książkę zamowila, bo podobno trudno dostać, naklad za maly. Wydawca moze nie wierzyl że książka bedzie miala sukces? ale z recenzji wynika ze książka jest podzielona na 5 części, kazda ciekawsza od drugiej, wiec będzie co poczytac.
OdpowiedzUsuńDobrej nocki
Też bym nie znał, gdyby nie to, że przez nieco ponad rok pracowałem (w l. 1971-72) w Bibliotece Instytutu Filologii Słowiańskiej, gdzie miałem do czynienia z książkami obojga Śliwowskich
UsuńPo wielkiej radości 1997 roku, kiedy zostali od władzy odsunięci "konstruktorzy" IV RP z Jarosławem Kaczyńskim na czele, każdy normalnie myślący oczekiwał - że nastąpi rozliczenie tej ekipy wraz z rozmontowaniem już istniejącej sieci i zlikwidowanie zrębów - przyszłej "kaczystów" dyktatury. Niestety. To do tej pory się mści. Dziwiła ta opieszałość, myśli podkładały różne scenariusze i wnioski w refleksjach. Jaki powód jest źródłem tej powolności, a nawet spolegliwości. Szach i mat.Czy w przyszłości - historia - to oceni jako mądrość polityczną, czy dyplomatyczną konieczność?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam*
Nie widzę w tym żadnej "mądrości politycznej". Przekonał się o tym osobiście premier Tusk, gdy pozostawiony przezeń na funkcji szefa CBA Mariusz Kamiński sprokurował przeciw niemu prowokację i w końcu musiał się go pozbyć. Za mądrość polityczną, ale dla mnie to jest po prostu cynizm, można uznać to o tyle, że gdyby PO rozprawił się z IV RP, nie miałby kim straszyć Polaków. Przecież na strachu przed PiS-em PO wygrała wybory w 2011 roku! I dalej może niewiele robić, bo robotę za PO wykonują Kaczyński z Macierewiczem, pokazując, czym grożą ich rządy. A lewica zamiast przedstawić alternatywą koncepcję rządzenia i zyskiwać elektorat bije się o względy Kwaśniewskiego i o to, kto może być na jej kongresie, a kto nie.
UsuńZupełnie przypadkowo natrafiłem na blog Stefana K. To wprost nie do wiary, że w XXI wieku zachowała się taka postkomunistyczna skamielina. Nie wiadomo co zdumiewa i żenuje bardziej: banalność i infantylizm wpisów, szermowanie topornymi stereotypami, tramwajowy antyklerykalizm (to modne ostatnio), wybujały narcyzm i brak samokrytycyzmu czy też kompletne oderwanie od rzeczywistości? To pisanina na poziomie średnio rozgarniętego licealisty, taki palikociokwik. Tylko podwładne blogera są zachwycone. Jak u Barei!
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie trafiłeś Anonimie. Zastanawiałem się nawet, czy to publikować, bo anonimy zasługują na to co zwykle, czyli na wyrzucenie do kosza. Jako przejaw tchórzostwa. Ale publikuję, żeby inni zobaczyli, co wypisują tchórze. Możesz więc Anonimie uważać moje poglądy za komunistyczne, możesz za takie uważać też poglądy wybitnego historyka, jakim jest prof. Wiktoria Śliwowska. Ale wcale przez to nie zdałeś się komukolwiek mądrzejszy i dojrzalszy. Poza sobą samym.
OdpowiedzUsuń