poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Urodziny


W tym tygodniu wypadają moje urodziny. Dość okrągłe. Wchodzę bowiem w wiek emerytalny. Już złożyłem u rektora podanie o rozwiązanie umowy o pracę z tego tytułu i drugie podanie - o podpisanie nowej umowy. Bo chciałbym pracować dokąd głowa będzie służyć, nogi nosić, a uczelnia będzie mojej pracy potrzebowała.
Kiedyś, gdy jako uczeń poznawałem biografie polskich pisarzy, Żeromskiego, Reymonta, Tuwima, pocieszałem się w duchu, że mam szansę dożyć ich lat. Bo przecież ludzie żyją coraz dłużej.  A dziś okazuje się, że żyję dłużej niż oni i marzy mi się, że osiągnę wiek Hena czy Miłosza, czyli przekroczę dziewięćdziesiątkę. Tymczasem cieszę się z każdego przeżytego dnia, miesiąca i roku, bo cieszy mnie życie, rodzina, to, że żyję w wolnym kraju, choć nie całkiem tak rządzonym, jakbym chciał. Mogło jednak być gorzej. Bo przecież było.
Dzień urodzin wypada w tym roku w okresie bardzo długiego, właściwie tydzień trwającego weekendu (!). Co widać na ulicach Wrocławia, po których jeździło dziś chyba trzy razy mniej samochodów co zwykle. W związku z tym załoga biblioteki zrobiła mi niespodziankę już w miniony piątek. Jej zapowiedź brzmiała tak tajemniczo, że oczekiwaniu na nią towarzyszyła mieszanka nadziei, radości, ale i pewnych obaw.  Bo a nuż każą mi dowodzić sprawności fizycznej, poddadzą jakiemuś testowi lub innej próbie. Bo zespół już nieraz dowiódł dość niekonwencjonalnej kreatywności. Oczywiście w sensie całkowicie pozytywnym.
Oto w piątkowe popołudnie, po godzinie na kręgielni, na którą zgodnie z „nową świecką tradycją” zaprosiłem całą załogę, pojechaliśmy do tzw. „ogrodów szkoły", czyli miejsca, gdzie od 16 lat organizowane są czerwcowe pikniki w rocznicę powstania uczelni. A tam już grillowały się kiełbaski, szaszłyki, a na stole czekały rozmaite sałatki pomysłowo skomponowane przez moje współpracownice (a może i współpracowników?) i butelka wina na toast. Mariusz, który w wyniku losowania (w ten sposób ustaliliśmy kto odpowiada za obchody urodzin kolegów i koleżanek i za składkowy prezent, ewentualnie także za wysondowanie jubilata w sprawie związanych z nim marzeń czy oczekiwań) złożył mi w imieniu wszystkich życzenia oraz wręczył prezent (gustowną koszulę w prążki i pasujący do niej krawat), a potem rozległo się zespołowe „Sto lat”. Nie gromkie, bo jednak personel biblioteki nie jest tak liczny. No i tak biesiadowaliśmy ponad pięć godzin. Nie zdołaliśmy nawet zjeść wszystkiego, co zostało przygotowane. Wypiłem chyba ze trzy lampki wina i w sumie chyba jeszcze butelkę piwa.
Nie bez pewnych obaw sięgnąłem w domu ok. północy po glukometr. A tu poziom cukru tylko 99. Jak u zdrowego człowieka, i to rano!  Dzieci przekonują mnie, że jest tak, jak powiedziała pani doktor w szpitalu, że cukrzyca wystąpiła wraz z zapaleniem płuc i może się cofnąć. Ale nie mam odwagi żeby całkowicie odstawić leki. Już i tak biorę jedną trzecią tego co brałem po wyjściu ze szpitala. A dietę  i osiągniętą dzięki nim sylwetkę polubiłem. Muszę tylko kupić parę nowych spodni, bo te co mam są za obszerne.
W sobotę czekają mnie urodziny w domu, a w poniedziałek niosę do biblioteki tort i coś czym można wznieść godny tej rocznicy toast.




5 komentarzy:

  1. Składam najserdeczniejsze życzenia, i życzę kolejnych lat w tak świetnej formie.
    Była Studentka z UŚ:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi! Dziękuję za życzenia i za pamięć

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciepłe życzenia urodzinowe również z Mazowsza.
    Pozdrawiam serdecznie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim zdrowia i zadowolenia z pracy.

    Dawna Studentka Bibliotekoznawstwa z UŚ

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Wam, dziewczyny. Miło, że pamiętacie o swym starszym koledze po fachu.

    OdpowiedzUsuń