Tym razem gościem Klubu
Przedsiębiorczości był znany dziennikarz „Polityki” Jacek Żakowski, pisujący
także felietony w „Gazecie Wyborczej”. Uważa się go za dziennikarza o poglądach
lewicowych, nierzadko wygłaszającego tezy uznawane za kontrowersyjne, choć przecież
poparte są faktami i logicznie uzasadnione. Sam podziwiam go za dobór trafnych
i oryginalnych metafor, które pełnią u niego funkcję szkieletu, na którym
buduje on całą konstrukcję wywodu.
Również tym razem Żakowski
wypowiedział kilka oryginalnych – przynajmniej dla mnie - sądów. Zaczął od
stwierdzenia, że lewica od XIX wieku bazuje na tym samym: staje po stronie
słabszych. Ale na przestrzeni dziejów owa „słabszość” rozmaicie się lokowała.
Przez dziesiątki lat byli to ludzie pracy najemnej, potem dostrzeżono kobiety,
a dziś są nimi różne grupy ludzi z pewnych względów dających się ogólnie
określić jako wykluczeni. Wiele z tych grup nie ma swojej reprezentacji
politycznej. Partie lewicowe powinny więc do nich dotrzeć i stać się nią. Z
tego punktu widzenia Jacek Żakowski za trafny krok uznał poparcie przez Ruch
Palikota Ruchu Wolnych Konopi., wyrażając zarazem zdziwienie, że rząd i
większość partii obstając przy penalizacji miękkich narkotyków udziela politycznego
wsparcia narkobiznesowi. Zwrócił też uwagę, że skupienie wokół siebie różnych
ruchów może być kłopotliwe, gdyż mogę one mieć interesy wzajemnie sprzeczne.
Trzeba więc poszukiwać dla nich wspólnego junctim, na tyle istotnego, żeby różne
podmioty chciały realizować swoje cele pod wspólnym szyldem.
Jest więc dla lewicy duży
potencjał, który trzeba umieć spożytkować. A Ruch Palikota – przynajmniej na
razie – tego nie robi. Ma wprawdzie mnóstwo pomysłów, ale niewiele dobrych,
pozwalających zauważyć, na kim (na jakich grupach) chce się w sposób systemowy
oprzeć i kogo reprezentować. A sukces jest możliwy, gdyż zdaniem Żakowskiego w
III RP do tej pory nie było w Sejmie autentycznej lewicy. Zarówno
Socjaldemokracja RP jak i Sojusz Lewicy Demokratycznej pod szyldem lewicy
broniła tylko swoich biografii oraz totalnie krytykowanego PRL-u. A że
obywatele nie zgadzali się na pozbawioną niuansów krytykę tego okresu, więc partia mieniąca
się lewicową mogła zyskać znaczne poparcie i sprawować rządy przez łącznie osiem
lat. Nie realizując właściwie żadnego lewicowego postulatu w zakresie polityki
społecznej. Natomiast pod rządami owej kawiorowej lewicy kościół zyskał
najwięcej na skutek działań osławionej Komisji Majątkowej, wprowadzono prawo
ułatwiające wyrzucanie ludzi z mieszkań na bruk, nie zrobiono niczego na rzecz
zmniejszenia nierówności edukacyjnych, a Leszkowi Millerowi coraz bliższa
stawała się idea rozumianego w sposób prymitywny podatku liniowego
Gość spotkania objaśnił to w ten
sposób, że partia Kwaśniewskiego, a potem Oleksego i Millera nie umiała
rozwiązać dylematu jak reprezentować słabszych, skoro pieniądze na wybory mają
bogaci i wpływowi. I wybierała poparcie tych drugich. Partia mająca za cel
reprezentowanie interesów grup słabszych musi więc poświęcić dużo wysiłku na
określenie kogo chce reprezentować, jakie ich interesy popierać i jak zyskać ich
szerokie poparcie, żeby mogła te cele skutecznie osiągać.
Dopiero w ramach odpowiedzi na
pytania, a dyskusja rozkręcała się powoli, Jacek Żakowski poświęcił parę uwag
mediom w III RP. Jego zdaniem partie rządzące najwięcej wysiłku wkładają w to,
żeby się nic nie zmieniło. Ani same nie zmieniły ich ustroju, ani nie poparły
społecznego projektu ich reform, którego gość spotkania był współtwórcą. Zaś
obecny ich ustrój podatny jest na wzrost wpływu w nich rządu. Z jednej strony
polega on na tym, że minister kultury dysponuje funduszem na programy
zamawiane. Szczęśliwie przeznacza je na programy artystyczne i kulturalne,
które bez wsparcia z zewnątrz pewnie by nie powstały. Ale nie ma pewności, czy
któryś z jego następców nie wykorzysta go na cele polityczne. Z drugiej zaś – i
to jest coś dalece bardziej groźnego – w mediach rośnie procent reklam
rządowych lub instytucji rządowi podporządkowanych, jak np. Agencji Mienia Wojskowego,
Agencji Własności Rolnej lub agend samorządu lokalnego, które w gazetach –
tych, których poparcie mają lub chcą mieć – zapełniają po kilka kolumn swymi
ogłoszeniami. W mediach elektronicznych z kolei narasta liczba autopromocji, a
więc właściciele firm mediowych, działających na podstawie koncesji nadawanych przez organa państwowe, reklamują swoje
produkty. Badania prowadzone w ramach międzynarodowego programu monitorowania
mediów wskazują, w Polsce firm komercyjnych zajmują dziś mniej niż połowę czasu
w mediach elektronicznych i powierzchni w prasie. Można rzec zatem, że krok po
kroku media tracą swą niezależność, co z kolei stwarza zagrożenie dla
demokracji.
Z tego, co pisze Jacek Żakowski w
„Polityce” i „Gazecie Wzorczej” wyłania się mało optymistyczny obraz Polski
ostatnich lat, wyłania się też sugestia, że demokracja staje się powoli
sztafażem dla podtrzymywania sceny politycznej w obecnej konfiguracji, a więc z
przewagą partii prawicowych. Przeciwwagą powinna być lewica, dla której da się
dziś określić najważniejsze cele. Redaktor zdaje się czekać na wyłonienie się
takiej siły politycznej. Odniosłem jednak wrażenie, że nie jest w tej sprawie
optymistą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz