środa, 5 maja 2021

Czy trzeba zmian w zbiorach anegdot?

 Lubię anegdoty o sławnych i mniej slawnych, ale znanych ludziach: pisarzach, uczonych, przywódcach, wojskowych, artystach, politykach itd. Mam ich w domu kilkanaście. I czasem okraszam nimi moje wpisy na forach społecznościowych. Zwłaszcza, gdy mają wzmocnić mój wpis lub osłabić wymowę wpisów oponentów.
Dziś zdarzyło mi się przytoczyć jedną z dość licznych anegdot o Henryku Sienkiewiczu, zaznaczając, że dziś może zostać inaczej odebrana niż jeszcze 20 - 30 lat temu. A i tak wzbudziła kontrowersje i niedowierzanie co do jej autentyczności. Z anegdotami tak zresztą bywa, że zabawne, zlośliwe, ale niepozbawione dowcipu wypowiedzi są autorstwa nie tej osoby, której są przypisywane lub nawet bywają zmyślone.
Mam też rozprawę o humorze żydowskim. Dowodzi w niej, że jest kategoria dowcipów, tzw. etnicznych: o skąpstwie Szkotów, głupocie mieszkańców Wschodniej Fryzji w Niemczech, skłonności do hazardu Irlandczyków czy pijaństwie Rosjan. I stwierdza, że na ogół są to dowcipy powstające wewnątrz tych narodów czy grup etnicznych. Dość, że przed wojną autorami tzw. szmoncesów prezentowanch na scenach kabaretów i varietes byli m.in. Tuwim, Słonimski, Tom, Hemar, a często na scenie grywał je Lopek Krukowski. Po wojnie kopalnią dowcipów żydowskich był Szymon  Szurmiej. Dowcipy te świadczą o dystansie do swej narodowej tożsamości. Ale przytoczenie choćby jednego z nich dziś spotyka się z pouczeniem, że nie można wyśmiewać Żydów. I tłumacz, człowiecze, że to dowcip etniczny! 

Zresztą, nikt nie oburza się na dowcipy o Szkotach, Niemcach czy Anglikach. Można sie tylko narazić na dowcipy żydowskie. Choć np. regularnie publikowae są one w tygodniku "Angora".
Mamy obecnie czas szczególnego, posuniętego do absurdu, nasilenia poprawności politycznej. W jej imię rasistą obwołany został nawet Joseph Conrad, którego Jądro ciemności,  dopiero dwa czy trzy lata temu przeze mnie przeczytane, choć akurat jest to powieść o wybitnie antyrasistowskiej wymowie, ale inna była wrażliwość pisarzy sto lat temu niż dziś. Na obyczajowy indeks trafił nawet Tuwim z wesołym wierszykiem o Murzynku Bambo oraz Sienkiewicz z powieścią W pustyni i w puszczy.
Nie słyszałem jeszcze o oskarżeniach pisarzy i innych twórców o myzoginię, klasizm czy  ageism. Może dlatego, że zorientowano się, że taka cenzura obrócić się może przeciw slusznej przecież idei niedyskryminacji i nie ranienia ludzi z jakiegoś niezależnego od nich powodu.
Więc co z tymi anegdotami?
MNie wciąż bawi jak ta o niemieckim tenorze Heinrichu Knote, który pracowicie ćwiczył swoją partię Tristana w operze Wagnera. Gdy ten odwiedził go w domu i od progu usłyszał próbę gospodarza, spytał lokaja, czy on tak ciągle ćwiczy, ten mu wyjaśnił: Mistrzu, ja juz to umiem, pani Krote umie, nawet ich jamnik umie, a pan Ktnote wciąż się uczy. 
Ale np. Igor Śmiałowski w swoich Igoraszkach z Melpomeną blisko pół wieku temu opowiada, że Andrzej Szczepkowski oglądający wraz  z Gustawem Holoubkiem zawody lekkoatletyczne, po ogłoszeniu, że do skoku przygotowuje się pani (tak, tak, takie były wtedy obyczaje!) Jarosława Bieda, wicemistrzyni olimpijska w skoku wzwyż z 1960 r., miał pwoedzieć "Guciu, taką Biedę mógłbym klepać do końca życia".
Wtedy to uchodziło. Dziś chyba należałoby we wznowieniu zbioru pominąć, albo opatrzyć jakimś komentarzem.  Albo - i pewnie tak się stanie - w ogóle nie wydawać. A juz zwłaszcza publicznie nie opowiadać. Chyba że w charakterze ilustracji dla tezy. Jak w tym przypadku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz