środa, 26 maja 2021

O memach jako współczesnej satyrze politycznej

Parę dni temu skopiowałem na swoim Facebookowym profilu prześmiewczy mem z użyciem zdjęcia Kaczyńskiego. Oprócz dziesiątek lajków dodano kilkanaście komentarzy.
Autor jednego z nich napisał, że my (w znaczeniu przeciwnicy rządów PiS) umieszczająć te mamy pocieszamy się w ten sposób. W rezultacie krótkiej wymiany zdań stanęło na tym, że memy tego typu bywają przejawem poczucia bezsilności. Bo satyra polityczna jest wyrazem niezgody na to, wobec czego czujemy się bezsilni lub po prostu uwiera.
I tak było i jest od dawna. Teksty satyryczne różnych rodzajów - fraszek, wierszy, zapomnianej chyba już formy, jaką były humoreski, felietonów, ale też powieści czy dramatów, a także form graficznych, zwłaszcza rysunków, w tym m.in. nacechowanych złośliwością karykatur osób, wyśmiewały nielubianych władców, dewotów, obłudników, a czasem i postaci związanych z religią, nie wyłączając bogów. I tak było od wieków.
Satyra skierowana przeciw władcom oraz temu, co dla władzy jest ważne, np. religia panujących, zauszników czy zblatowanych z władzą złoczyńców bywała objęta cenzurą. Do dziś pamiętam fragment felietonu Daniela Passenta zawierający wyimaginowana rozmowę felietonisty polskiego z goszczącym w Polsce wybitnym satyrykiem amerykańskim Artem Buchwaldem:

- O czym pan pisze, panie Buchwald?

- O rządzie.

- O naszym?

- Nie, o naszym.

- A o czym radzi pan pisać?

- O rządzie.

- Waszym?

- Nie, waszym.


W rezultacie satyrycy PRL-wscy skierowali ostrza swych szpil w nieuprzejmych kelnerów, brakorobów, bumelantów lub w zachodnich kapitalistów i przywódców państw Zachodu. Politycy amerykańscy, zwykle o nadmiernej tuszy, rysowani byli w cylindrach i z workami pieniędzmi, które symbolizował znak "$", a zachodnioniemieccy ze znakiem swastyki lub krzyżackim krzyżem na płaszczu i workiem pieniędzy oznaczonych "DM".
Bo rządzący mają też władzę inspirowania, rozpowszechniania i nagradzania satyry skierowanej przeciw jej wrogom, np. opozycji lub niepożądanym zjawiskom czy zachowaniom. Memy skierowane przeciw opozycji produkują też rządowe media i tzw. pożyteczni idioci.
A że cenzura nie pozwalała krytykować władców, satyrycy uciekali się do sztuczek. Pisali na przykład o złym lub niemądrym władcy, ale innego kraju. Tak robił m.in. Giuseppe Verdi z librettami swoich oper. A widzowie (czytelnicy) mogli się domyślać o kogo w istocie chodzi. Przytaczana jest anegdota o rozmowie librecisty z cenzorem, który tłumaczył, że przedstawiana postać król hiszpański jest zły i głupi. Na co cenzor mial odpowiedzieć "My już wiemy, który król jest głupi".

Bywa też bardziej miękka forma cenzury, taka jak m.in. w Polsce. Formalnie jej nie ma, ale w kodeksie karnym znajdują się paragrafy o znieważeniu głowy państwa lub obrazie uczuć religijnych. Zdaje się, że pan wybrany na prezydenta, ale faktycznie nim nie będący (są tacy, którzy jednak go poważają), stał się wobec przejawów satyry na swoj temat, czasem dość niewybrednych, bezsilny. Informacje o znieważeniu określonymi słowy wywołują bowiem efekt masowego powtarzania znieważających słów.

Gorsza jest cenzura religijna, za którą stoi potężna instytucja, jaką jest kościół oraz organizacje kościelne, zwłaszcza zdelegalizowana w wielu krajach europejskich Ordo Iuris. W tym przypadku kłopoty mają nie tylko krytykujący poczynania kościoła aktywiści społeczni, ale nawet objęci swoistym immunitetem zapewniającym wolność uprawiania sztuki artyści. Pod różnymi pretekstami zawieszane są spektakle teatralne, wernisaże czy imprezy rozrywkowe. Kościół ma tu silnego sprzymierzeńca w całkowicie pozbawionym gustu i znajomości rzeczy ministrze kultury. 

Internet i media społecznościowe  spowodowały wysyp amatorskiej twórczości satyrycznej w formie memów. Już nie trzeba być Mleczką, Krauzem czy Sawką, żeby publicznie zaistnieć i zabawiać tysięcy ludzi. Wystarczy trochę umiejętności w korzystaniu z nanrzędzi informatycznych, żeby wykorzystać jakąś fotografię postaci, skrócić ją, żeby wyglądała jak karzeł lub nienaturalnie wydłużyć, coś podobnego zrobić z kończynami, w miejsce jej głowy wkopiować odpowiednio spreparowane zdjęcie nielubianego polityka, opatrzyć jakimś tekstem, niekoniecznie własnym i mem gotowy. Można go puścić w obieg.
Memy te krążą w tysiącach lub milionach kopii i często po prostu zaśmiecają indrywidualne konta Facebookowiczów czy amatorów innych mediów społecznościowych. Wystarczy raz uprzejmie skwitować lajkiem otrzymanie obrazka lub filmiku i już ktoś roizumie, że ma wolną rekę do wysyłania następnych.
Niektóre są naprawdę udatne, zarówno w warstwie graficznej, jak i tekstowej. I te mające cechy satyry o tematyce politycznej lub religijnej stanowią pewnego rodzaju wentyl, dający ujście bezsilności czy niezgody wobec istniejącego stranu rzeczy. Taka w końcu jest funkcja satyry






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz