poniedziałek, 19 kwietnia 2021

JózeF Hen!

Po przeczytaniu parę lat temu Dziennika na nowy wiek (W.A.B. 2009) stałem się wiernym czytelnikiem prozy Józefa Hena. Staram się nie przegapiać kolejnych tomów jego dzienników, i co jakiś czas funduję sobie lekturę jego powieści i wspomnień. Powieść Nikt nie woła pośród polskich powieści stała się mi tak samo bliska jak Wzgórze Błękitnego Snu Newerly'ego.Odpowiada mi jego proza, gdyż cały wsiłek skierowany został na powiedzenie czegoś ważnego w prosty, czytelny sposób. Niejednokrotnie bowiem przekonałem się już, że  za nadaną narracji jakiejś specjalnej formy kryją się zbyt oczywiste przesłania, jak choćby ostatnio w powieści Zyty Rudzkiej Tkanki miękkie. Krytycy sie zachwają, a ja mógłbym powtórzyć za Gombrowiczowskim Gałkiewiczem "Ale kiedy ja sie wcale nie zachwycam!".
Może dlatego, że jako nie-polonista nie tam szukam głębi tam gdzie należy? Z Henem nie mam tego problemu. Czytam, zachwycam się polszczyzną i przeżywam losy  oraz odczucia powieściowych czy nowelowych postaci, a we wspomnieniach - ich autora. 
Z kolei dzienniki pociągają mnie tak jak w ogóle dzienniki pisarzy. Henowe jeszcze bardziej,  gdyż postrzega on dookolne wydarzenia i zjawiska w  sposób bardzo podobny do mojego, ale przesiany przez prymat o świerć wieku większe życiowe doświadczenie, zwłaszcza, że w moim życiu wlaściwie brak (na szczęście!) dramatycznych przeżyć. No i jednak mniej przeczytałem, mniej w świecie widziałem, mniej spotkałem ważnych i mądrych, a czasem i dziewnych, ludzi. Czytając dzienniki Hena utwierdzam się w moim postrzeganiu świata, ale też zdobywam więc wiedzę, co prawda przezeń przesianą, więc kto wie, czy i nie pozbawioną zbędnego balastu. A poza tym autor jest człowiekiem niepozbawionym błyskotliwego humoru. Rad przytacza różne żarty, dowcipne  riposty na zadawane mu pytania lub wygłaszane spostrzerzenia. Przypuszczam, że niektórych użył w różnych sytuacjach niejeden raz, więc jako udane chętnie przytacza.

Bez wątpienia to wybitny pisarz, choć trochę pechowy, gdzyż jego ważne dzieła na skutek rozmaitych okoliczmości historycznych i politycznych nie trafiają na swój czas. Ma setki tysięcy czytelników, o czym świadczą liczne wznowienia jego bogatej twórczości jego powieści i zbiorów opowiadań, pełne sale na spotkaniach autorskich, sfilmowane zostały jego powieści (niektóre w mocno okrojonej wersji), telewizja emitowała napisane przezeń scenariusze seriale (według jego własnej twórczości, jak i innych autorów), mam wrażenie - może mylne - żę jakby nie istnieje w nanrodowym obiegu, jak to się zdarzyło np. Jerzemu Pilchowi, a nieco wcześniej Tadeuszowi Konwickiemu. Być może  było inaczej kilkadziesiąt lat temu, ale przecież interesuję się polskim życiem literacvkim od ponad pół wieku. Owszem,  zdobywa nagrody, np. na warszawską książkę roku, ale chyba nie trafił nawet na szeroką listę pretendentów do Nike. Może dlatego, że pisze dla czytelników, a nie dla cmokierów?
Kiedy zastanawiałem się, jak o Bez strachu (mg, 2020) napisać, naszła mnie myśl, że pisarstwo tak płodnnego i poczytnego pisarza łączy artyzm, bogactwo motywów (autor wciąż czerpie z własnej bogatej biografii), wątków i postaci z nielekką pracą rzemieślniczą. Bo to i obowiązek niemal codziennego pisania (ładnie to napisał Pilch, że wstaje złózka i idzie do pracy. Przy własnym biurku), i ciągłe korekty jak nie nowych książek czy opowiadań, to wznowień,  bywanie (pisarz jest zapraszany na różne imprezy, w tym uroczyste promocje książek własnych, syna oraz licznych przyjaciół, udział w targach książki, wywiady i wypowiedzi dla mediów oraz wciąż odbywane spotkania autorskie, które pisarz chyba bardzo lubi. Mimo dziesiątego krzyżyka na karku nie poprzestaje na stolicy, wyjeżdża w Polskę, nawet do mniejszych miast. A to też praca, bo czytelnicy oczekują, że autor sam przeczyta kawałek swojej prozy, a potem podpisywanie dziesiątek, czasem pewnie i setek książek. Bo uczestnicy spotkań czy targów nie tylko chętnie kupują książki pisarza (zwykle po okazyjnych cenach), czasem w kilku egzemplarzach, bo dla mamy, cioci, stryja lub dziecka za granicą, a wielu przychodzi z teczkami lub plecakami wcześniej kupionych książek i rzadko zadowolają się samymi autografami, oczekują imiennych dedykacji. Sam pamięam, że lki lat temu kupiłem dwie książki Marii Czubaszek dla koleżanki z pracy i jej siostry w Kanadzie. Swojej nie zabrałem, więc nie mam dedykacji. Ludzie bywają niecierpliwi, nie zawsze czekają w kolejce, stoją nad głową autora i podtykają mu ksiązki, dyktując imiona lub stopnie pokrewieństwa adresatów dedykacji.
Wzięty pisarz do innych czynności, jak np. negocjowanie i  podpisywanie umów, ustalanie dat i godzin wywiadów, ma agentów. Józef Han ma na podorędziu syna i córkę, też cenioinych pisarzy i wyrękę z ich strony. 
Jak to w dziennikach Hena, a ten dotyczy lat 2019 i 2020 do dnia ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich (nie ma wątpliwości, na kogo autor głosował, za pośrednictwem córki Magdaleny) nie brak tu odniesień do lektur, a tu pisarz m.i.n. jakby streszcza Dzienniki czasu wojny Zofii Nałkowskiej. Pokazuje jak przyzwyczajona do dostatniego życia pisarka krok po kroku rezygnuje z wygód, musi uczyć się nieznanych jej wcześniej umiejętności, zdobywania i przygotowywania żywności, byle tylko przeżyć. Wspomina zdarzenia sprzed wielu lat, np. barwnie relacjonuje swoją podróż do Izraela w 1963 r. do mieszkającej tam matki i siostry. Miał z tej podróży napisać reportaż dla Iskier, ale kiedy wrócił, okazało się, że zmieniły się nastroje na rzecz "antysyjonistycznych", gdyż o antysemityzmie nie mogło być mowy, partia komunistyczna  zakładała wszak równość wszystkich ludzi. Autor przytacza wielce wymowną anegdotę. Otóż sławny w owym czasie leksykograf Witold Doroszewski pytany jak się pisze wyraz "syjonista" miał odpowiedzieć, że przed wojną pisała się przez "ż"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz