piątek, 7 września 2018

Coraz trudniej o prasę

Statystyki wskazują na coraz mniejsze zainteresowanie prasą.  We Wrocławiu specjalnie tego nie odczuwam, gdyż w promieniu jednego kilometra mam trzy kioski, a od niedawna gazety codzienne i tygodniki można kupić we "Biedronce". Poza tym popularne gazety i tygodniki, ale w coraz mniejszym wyborze,  abonujemy w bibliotece.
Ale wczoraj wróciłem z wakacji w Gdańsku Oliwie, gdzie z gazetami jest coraz gorzej. Co roku w całym Trójmieście radykalnie maleje liczba kiosków z gazetami. Jeszcze pięć lat temu w promieniu jednego kilometra od miejsca regularnego kwaterowania były cztery kioski. Ostał się z nich tylko jeden. Co prawda przybył tymczasem salonik prasowy w budynku, w którym znajduje się market "Biedronka", a niewielki wybór prasy ma pobliska "Żabka". Ale przez dwanaście dni pobytu w tym saloniku udało mi się ok. godziny 11.00 dostać "Wyborczą" raz, a w "Żabce" o tej porze z gazet bywa tylko egzemplarz lub dwa "Naszego Dziennika". Panie sprzedające tłumaczą, że dostają jeden lub najwyżej dwa egzemplarze.
Któregoś dnia ok. 11.00 pojechaliśmy do Sopotu. Szedłem niejako w ciemno do kiosku, który stał tam jeszcze rok temu. Teraz placyk jest pusty. W centrum Gdańska jak się nie kupi gazety w Empiku w pobliżu dworca kolejowego, to można liczyć na kiosk przy ul. Długiej. W południe kupiłem tam ostatni egzemplarz.

Żona tłumaczy, że kioski z prasą powoli tracą rację bytu. Kioski od dawna były miejscem zakupu powszechnie używanych środków higieny osobistej, utrzymania czystości w domu, słodyczy itp., które teraz są łatwo dostępne w sklepach i marketach sieciowych. Bilety komunikacji miejskiej można kupić w tramwajach i autobusach, widokówki są zastępowane wysyłanymi mms-ami, a listów konwencjonalnych już nikt nie pisze, maleje więc niemal do zera sprzedaż znaczków pocztowych. A prasę można kupić w marketach i stacjach paliw.
Poza tym coraz częściej prasa "papierowa" zastępowana jest wersjami elektronicznymi, których abonament jest tańszy od prasy tradycyjnej. Sam zresztą mam elektroniczny abonament, ale wolę trzymać gazetę w ręce. Wtedy wiem, co mam przeczytać i co już przeczytałem. Ale są tacy, którzy kupują gazety tylko w dni, gdy gazecie czy tygodnikowi towarzyszą ulubione dodatki, np. tygodniowe programy telewizyjne lub krzyżówki i nie widzą potrzeby kupowania gazety w inne dni tygodnia.
Sprzedaż prasy papierowej zaś rzeczywiście maleje. I to z kilku powodów. Dostęp do informacji zapewniają bowiem - łatwiejsze w odbiorze - media elektroniczne, więc gazety i tygodniki służą głównie tym, którzy poszukują informacji pogłębionej oraz naświetlenia zdarzeń z kraju i ze świata, pomagającego ich znaczenia, przyczyn i ewentualnych następstw. A to jednak wymaga ze strony mniej lub bardziej interesujących się polityką, ekonomią czy kulturą pewnego wyrobienia, chęci skupienia uwagi na dłuższych tekstach. W dobie szybkich mediów, gier komputerowych, jest to kompetencja coraz rzadsza. Nawet do śledzenia prasy bulwarowej, której nakłady też zresztą maleją.
Podziały w społeczeństwie sprawiają zaś, że nie ma już nie tylko podziału na czytających prasę i nie czytających, ale wśród tych czytających istnieje silny podział na  czytających całkiem inne tytuły. Sam kilka razy zostałem napomniany przez starsze panie gdy kupowałem "Gazetę Wyborczą" lub "Politykę" czy nawet "Tygodnik Powszechny". Że czytam niewłaściwą prasę. Często zdarzało mi się, że w marketach musiałem szukać mojej gazety pod położonymi na niej egzemplarzami prasy "właściwej",  a raz nawet widziałem, jak jakaś pani właśnie zakrywała nienawistne dla niej gazety.
Cóż, chcąc nie chcąc staję się w zmieniającym się świecie dinozaurem, lubiącym czytać i przeznaczającym na lekturą dużo wolnego czasu i do tego czytać teksty, bo i książki też, drukowane i zaopatrywać się w nie w kioskach. A książki w księgarniach. Ale muszę się oswajać z tym, że kioski w końcu wymrą. Bo jednak okazuje się, że po krótkim okresie fascynacji książkami elektronicznymi w wersji do czytania lub słuchania, wracają do łask książki tradycyjne. Przynajmniej te czytane jako "lektury nadobowiązkowe". Więc może i ostaną się gazety tradycyjne.
Swoją drogą, będąc  w 1985 r. w Stanach i przemieszkując na kampusie uniwersyteckim natykałem się często, także poza kampusem na "bezzałogowe" kioski z gazetami. W jednym miejscu był to "US Today", w innym, w pobliżu, "Chicago Tribune", w jeszcze innym "New York Times". Wrzucało się monetę i odbierało gazetę. Dystrybutorzy liczyli na uczciwość czytelników. Tylko czy to by się u nas przyjęło?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz