niedziela, 12 marca 2017

Ambaras z literaturą zagraniczną w bibliotekach za Bieruta

Historycy powojennego bibliotekarstwa w Polsce zdają się nie zauważać pomocy ze strony instytucji zagranicznych. Być może dlatego, że nie była ona spektakularna, ani specjalnie przez władze państwowe oczekiwana, jeśli nie zgoła kłopotliwa.
W aktach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu znalazłem parę potwierdzeń odbioru książek zagranicznych przekazanych przez polskie placówki dyplomatyczne w Pradze, Moskwie i Paryżu. Najciekawszy jednak zdaje się list attache kulturalnego Ambasady Polskiej w Waszyngtonie Czesława Miłosza z 8 października 1947 r. do Ministerstwa Oświaty, rozesłany też prawdopodobnie do rektorów wszystkich polskich uniwersytetów, skoro trafił i do Wrocławia. Informuje on, że przyjął skargę wicedyrektora Commition for International Education Reconstruction dra Stanfortha, który podczas pobytu w Polsce stwierdził, że paki z książkami wysłane do Biblioteki Narodowej w celu zaopatrzenia tej biblioteki oraz bibliotek naukowych w Polsce tylko w części trafiły pod wskazany adres, a z tej  części tylko niektóre wcielone zostały do zbiorów i w ogóle nie rozesłane do innych bibliotek. Stanforth wyraził przypuszczenie, że pozostała część pak spoczywa w magazynach portu w Gdyni, ale nie mógł tego stwierdzić. Jednocześnie ostrzegł, że akcja pomocy bibliotekom polskim będzie kontynuowana tylko pod warunkiem realizacji celów komisji.



Rektor Uniwersytetu i Politechniki Wrocławskiej (przez pierwszych kilka lat po wojnie obie uczelnie były połączone) prof. Stanisław Kulczyński odpisując na list późniejszego noblisty zaproponował powołanie komisji złożonej z dyrektorów bibliotek uniwersyteckich, która czuwałaby nad literalnym stosowaniem się do oczekiwań komisji amerykańskiej i składała sprawozdania Ministerstwu Oświaty, Ambasadzie Polskiej oraz instytucjom wysyłającym książki do Polski. Jako rozwiązanie alternatywne zasugerował scedowanie tych obowiązków na Biuro Wymiany Międzynarodowej przy Bibliotece Narodowej, która przedkładałaby kwartalne sprawozdania komisji międzybibliotecznej.
Dyktowane dobrą wiarą rozwiązanie chyba nie  spotkało się ze zrozumieniem, gdyż sprawie nie nadano dalszego biegu. Książki jednak z zagranicy płynęły tak szerokim strumieniem, że dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu poskarżył się rektorowi, że bez pomocy bibliotekarzy z wydziałów Politechniki i Biblioteki Lekarskiej (późniejszej Biblioteki Akademii Medycznej) nie będzie w stanie ich na bieżąco segregować, dzielić pomiędzy inne biblioteki i opracowywać. 

Literatura zagraniczna w ogóle przyprawiać musiała władze państwowe o ból głowy. Świadczyć o tym może instrukcja powołanego tymczasem  Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki z 1949 r. w sprawie importu książek. Nakazuje ona kierowanie się nie tylko względami naukowymi, ale i potrzebą odbudowy kraju, produkcji przemysłowej i rolnej, potrzebami młodzieży studiującej oraz uwzględnianie w szerokiej mierze wydawnictw radzieckich.
W ślad  za instrukcją do uczelni polskich, instytutów oraz towarzystw naukowych dotarł jednolity regulamin Komisji ds. importu książek i czasopism naukowych. Przytoczę paragraf ósmy (ostatni): 

Wnioski zakwalifikowane pozytywnie przez Komisję przesyłane są z odciskiem pieczątki o treści "Komisja ds. Importu Książek i Czasopism Naukowych (właściwa nazwa uczelni, instytutu lub towarzystwa) do Państwowego Zakładu Wydawnictw Szkolnych, Wydział Importu, Warszawa,  pl. Dąbrowskiego 8 lub do innego importera przewidzianego w okólniku.

Według rzeczonego okólnika import literatury mogły też prowadzić wydawnictwa "Czytelnik" i PIW oraz Klub Międzynarodowej Prasy i Książki.
Na Uniwersytecie Wrocławskim sprawa została potraktowana z duża uwagą. Dyrektor biblioteki zaproponował jedenastoosobowy skład komisji z rektorem na czele i sobą jako wiceprzewodniczącym, ale w rezultacie dalszych uzgodnień komisja rozrosła się aż do 14 osób, wśród których tylko dyrektor biblioteki nie był wtedy profesorem, o czym rektor w październiku 1949 r. poinformował ministerstwo, podając jej skład.

Oczywiście w ślad za rygorystycznymi przepisami dotyczącymi importu wydawnictw musiała iść sprawozdawczość. Biblioteki musiały składać ministerstwu miesięczne wykazy nabytków zagranicznych. I najwidoczniej musiały być one starannie analizowane, skoro w odpowiedzi na wykaz z lutego 1950 r. w odpowiedzi z 17 lipca tegoż roku poucza ono Bibliotekę Uniwersytecką, że wydawnictwa nadsyłane przez United States Information Services należy odsyłać do Ambasady USA w Warszawie. Zaś dyrektor biblioteki Antoni Knot w reakcji na to pismo zwrócił się do rektora z wnioskiem, żeby ten zobowiązał do tego instytuty i zakładu uczelniane, co ten uczynił wydając stosowne zarządzenie.
O tym, z jaką nieufnością ze strony władz traktowana była literatura zagraniczna, nawet z tzw. krajów demokracji ludowej, z wyjątkiem ZSRR świadczy wniosek dyrektora Biblioteki Uniwersyteckiej do Ministerstwa Oświaty* o zgodę na wymianę wydawnictw z Praskim Kołem Lingwistycznym Uniwersytetu Karola, a w szczególności na wysłanie prośby o nadesłanie publikacji tego koła od początku jego istnienia, to jest roku 1929.
Od najbliższego wtorku będę analizował dokumenty Biblioteki Uniwersyteckiej z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Zobaczę, czy ucisk polityczny ulegał dalszemu nasileniu i do jakich doszedł granic.
__________________

 *Dziwne, w aktach od 1949 r. pojawiają zamiennie nazwy Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki oraz Ministerstwa Oświaty. Będę musiał to sprawdzić

  Tu, w gmachu dawnej Biblioteki Miejskiej, zbudowanym pod koniec XIX w. przez pierwszych kilka lat po wojnie oprócz zbiorów mieściła się też dyrekcja Biblioteki Uniwersyteckiej. Później przeniesiona została do sąsiadującego z nią pałacu po rodzinie Wallenberg-Pachaly, także siedzibą banku.

2 komentarze:

  1. Ambaras z literaturą zagraniczną w bibliotekach za Bieruta - rzeczywiście czas te kwestie uporządkować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu dziś można z tym zrobić? Przebadać wnikliwie. Na przykładzie przynajmniej kilku ówczesnych bibliotek naukowych. Ja notuję te przypadki niejako en passant, pracując nad innym tematem. Być może te moje sygnały dadzą komuś asumpt do eksploracji tematu.

    OdpowiedzUsuń