poniedziałek, 20 marca 2017

Pilcha powieść o... No właśnie, o czym?

Książki Pilcha czytam głównie dla sztuki narracji i oryginalnych spostrzeżeń. Jeśli do tego trafi się zręcznie ujęta intryga lub anegdota, to  traktuję je jako dodatkowy bonus. 
Tak też podszedłem do niedawno kupionej książki do biblioteki. Wziąłem ją do domu, a gdy dzień czy dwa później trafiłem na fakturze od dostawcy na tytuł Tysiąc spokojnych miast zdziwiłem się, że nie ma go na półce. Pomyślałem, że może to akurat nowy (dla mnie) Pilch. Zajrzałem do Google'a i rzeczywiście,  w ofercie którejś z księgarń internetowych widniała okładka z fotografią Władysława Gomułki. Bo tymczasem przeczytałem kilkadziesiąt stron zapisków jedenastolatka, wiernie notującego rozmowy swego ojca ze swoimi znajomymi, nic sobie nie robiąc z obecności chłopca, zapewne nie podejrzewając go zdolności do wiernego zapamiętywania i spisywania ich słów. Ci zaś, jedni z większym zapałem, inni z pewnym dystansem i wahaniami lub sprzeciwem wobec zamiaru dyskutowali o  zgłoszonym przez jednego z nich planie zamachu na I sekretarza PZPR. A na wykonawcę zamiaru, polegającego na strzale z japońskiej kuszy wyznaczono właśnie chłopca.

Wyjazd do Warszawy nie zakończył się jednak realizacją nierealnego, choć rozpisanego minuta po minucie, szczegół po szczególe zamiaru. Ale zamachowcy powąchali życia wielkomiejskiego, zachwycili się pięknymi kobietami i z niczym wrócili do domu.
Jak widać, intrygi tu właściwie nie ma żadnej. Jest za to mistrzostwo w malowaniu postaci nie tyle przez opis ich fizjonomii, lecz przez styl wypowiedzi. W języku autor oddał to, co reżyserzy  sceniczni czy filmowi robią przez dobór różnych twarzy i sylwetek  aktorów, twórcy słuchowisk  radiowych przez dobór tembru głosu odtwórców. A w opowieściach i dialogach postaci zaliczanych do małomiejskiej elity, mówiącej barwnym językiem literackim, zawarł niepozbawione oryginalności myśli o codzienności, relacjach społecznych oraz życiu duchowym prowincjonalnego miasteczka. Jednego z tysiąca spokojnych miast w okresie tzw. małej stabilizacji, którego mieszkańcy czynili ciekawszym przez snucie nierealnych zamiarów. A że narrator pisze o tym z dystansu kilkudziesięciu lat, nie pominął okazji, żeby opowiedzieć - z duża delikatnością - o pierwszych doświadczeniach miłosnych  młodego człowieka.
Pilcha trzeba czytać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz