wtorek, 28 czerwca 2016

Jak się pół wieku temu zdawało maturę

Od studniówki (w szkolnej sali gimnastycznej, z grającą na co dzień w kawiarni sekcją rytmiczną) zaczęła narastać gorączka przedmaturalna. Niedługo potem bowiem pisaliśmy maturę próbną.
Wprawdzie jeszcze gdzieś do marca, a może nawet do początku kwietnia realizowany był program kształcenia, ale w razie gdy ktoś był wzywany do odpowiedzi i niezbyt sobie radził, słyszał najczęściej (a wraz z nim cała klasa)  z wyrazem zatroskanie w głosie profesora "No, nie wiem, jak ty sobie poradzisz na maturze". A potem już powtórki, sprawdziany "z całego materiału" oraz wspólne uczenie się u złotoryjskich kolegów i koleżanek. Sam najchętniej odwiedzałem jedną z koleżanek z równoległej klasy. Róża mi się podobała, a nie miałem dość odwagi, żeby jej wcześniej zaproponować "chodzenie". Ale skoro ona mi zaproponowała wspólne uczenie się z nią i jej dwiema czy trzema koleżankami, a jej rodzice mnie polubili... Z maturą dała sobie radę, ale potem mimo zdanych egzaminów na studia nie została przyjęta. Przyjąłem to z przykrością.

piątek, 17 czerwca 2016

Zdarzyło się pół wieku temu

Za dwa tygodnie minie pół wieku od dnia rozpoczęcia przeze mnie egzaminów wstępnych na studia. Ostatecznie zdecydowałem się na bibliotekoznawstwo, choć profesorowie licealni widzieli mnie raczej na polonistyce, historii, prawie lub na studiach technicznych. Matematyk nawet zagroził, że jeśli wybiorę studia humanistyczne, to mi na świadectwie da tróję, choć zwykle miałem u niego mocną czwórkę. No i postawił mi tę tróję jako znak niezgody na to, że marnuję mój potencjał.
Ostatecznie o wyborze kierunku zdecydowała koleżanka, która była na pierwszym roku studiów i z zachwytem opowiadała o znakomitych profesorach i asystentach oraz o poważnym traktowaniu studentów. A że ponadto myślałem o przyszłych studiach dziennikarskich, do których droga wiodła przez uzyskanie magisterium, wybór studiów czteroletnich wydawał się całkiem racjonalny.
Jakoś w połowie czerwca przyszło zawiadomienie o terminie egzaminów oraz o możliwości ubiegania się na ten czas o miejsce w domu studenckim. Szybko napisałem i wysłałem podanie i powiadomiony zostałem o miejscu w akademiku "Pancernik" przy ul. Tramwajowej.
Pod podaniem musiałem jednak podpisać się jako Stefan... Głowacki. Choć na świadectwie maturalnym figurowałem jeszcze jako Kubów.

sobota, 11 czerwca 2016

Szkoła średnia na PRL-owskiej prowincji - perspektywa osobista

Zdolniejsza młodzież wiejska po podstawówce wybierała średnie szkoły zawodowe. Chłopcy technika samochodowe lub mechaniczne, dziewczęta zaś szkoły ekonomiczne. Bywało, że chłopcy najpierw szli do "zawodówek", żeby szybciej mieć fach w ręku i zacząć zarabiać. W latach 60-tych w mojej wsi oznaczało do dojazd najpierw PKS-em do Złotoryi, a potem pociągiem do Legnicy. Ponad godzinę w jedną stronę.
I ja chciałem do samochodówki, co spodobało się nawet moim rodzicom, a mnie imponował starszy kolega, który już zarabiał na stacji paliw. Ale pani kierownik szkoły wyperswadowała mi to w dość ostrych słowach i przekonała rodziców, że przede mną są studia, a przedtem "ogólniak" w Złotoryi, tak jak jej dwoje młodszych dzieci, z których syn był już inżynierem we Wrocławiu, a córka kończyła liceum (a potem skończyła polonistykę). Za negatywny przykład posłużyć zaś miał jej syn najstarszy, który po zawodówce pracował jako mechanik maszyn rolniczych i wracał do domu późno i zmęczony.
Egzaminy wstępne pisemne nie sprawiły mi żądnych trudności. Natomiast ustne zapamiętałem jako wielogodzinne oczekiwanie. Drugiego dnia po kilku godzinach puściła mi się krew z nosa. Ktoś z komisji pomógł mi krwotok zatamować, doczyścić koszulę i uznał, że w tej sytuacji trzeba mnie od razu przepytać. Po jakiejś pół godzinie wyszedłem z zapewnieniem, że zostanę przyjęty.

czwartek, 9 czerwca 2016

Medal dla Biblioteki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej

Wczoraj byłem na uroczystej gali w Teatrze Wielkim w Warszawie zorganizowanej przez Business Centre Club z okazji XXVII edycji konkursu dla firm ubiegających się o Medal Europejski. Patronem tego konkursu jest Europejskie Biuro Ekonomiczno-Społeczne w Brukseli. Medalem tym, przyznawanym dopiero od  szesnastu lat, wyróżniane są wyroby i usługi, które odpowiadają standardom europejskim. Muszą w związku z tym spełniać wymagane prawem normy oraz posiadać niezbędne licencje i patenty, a ponadto wykazywać się dynamiką, rokującą dalszy rozwój.
Kiedy dwa miesiące temu z okładem dowiedziałem się, że władze uczelni postanowiły ubiegać się o ten medal dla naszej biblioteki i poproszony zostałem o napisanie uzasadnienia, poczułem się mocno podniesiony na duchu, że to właśnie biblioteka miałaby być nagrodzona i uznałem, że nawet jeśli na napisaniu wniosku się skończy, to i tak bardzo wiele, bo świadczy to o znaczeniu biblioteki w oczach władz uczelni i całej naszej społeczności akademickiej i docenieniu pracy naszego zespołu.
A tu, akurat podczas konferencji na temat jakości w pracy bibliotek w Gdańsku doszła mnie wieść, że medal został nam przyznany, a gdy po powrocie do Wrocławia rektor uczelni przyszedł do biblioteki, żeby zgodnie z przyjętym przed kilkoma laty zwyczajem złożyć nam życzenia z okazji Tygodnia Bibliotek i Bibliotekarzy, wręczył mi zaproszenie na uroczystość w stolicy. Zaproszony był sam, ale uznał, że moja tam obecność dodatkowo podkreśli zasługi naszej kilkuosobowej załogi i moje, bom przecież 19 lat temu tę bibliotekę urządzał i wprowadził do katalogu pierwszych kilka tysięcy pozycji.