Kto choć trochę interesuje się historią nauki, musiał słyszeć o "Księdze szkockiej". Faktycznie jest to gruby zeszyt, zakupiony przez żonę genialnego polskiego matematyka Stefana Banacha, w której on sam oraz inni lwowscy matematycy oraz ich przybywający do Lwowa znakomici goście zapisywali problemy matematyczne. Zapisywali też rodzaj nagrody, którą otrzyma autor rozwiązania. Często była to butelka koniaku lub wina, jakiś gość z Oxfordu zaoferował obiad w jednej z oksfordzkich restauracji, a ponad 30 lat na rozwiązanie czekał problem, za rozwiązanie którego należała się żywa gęś. Wręczona ona została we Wrocławiu w czasie głębokiego PRL pewnemu szwedzkiemu matematykowi. Nie mógł jej wywieźć z kraju, więc zaniesiona została do restauracji, gdzie została przyrządzona i zjedzona wspólnie z polskimi matematykami.
Zaś nazwa "szkocka" pochodzi od nazwy kawiarni lwowskiej, w której najczęściej spotykali tameczni matematycy pracujący na Uniwersytecie Jana Kazimierza, uchodzącym w okresie międzywojennym za silniejszy ośrodek naukowy niż Warszawa i Kraków, ale też i na politechnice. Przez jakiś czas zapisywali problemy na marmurowym blacie stolika, i bywały zmazywane, potem właściciel kawiarni pozwalał na zachowanie zapisek do następnej wizyty stałych gości, aż w końcu żona Banacha rozwiązała ten problem nie tyle matematyczny, co porządkowy. Spotykali się w kawiarni niespecjalnie ekskluzywnej, w której panował gwar, ale lubili wspólnie biesiadować, a gdy skupiali się na formułowaniu lub rozwiązywaniu problemów, to wszystko, co działo się wokół, zupełnie im nie przeszkadzało.
A spotykali się tam najczęściej Właśnie Stefan Banach, a poza tym m.in. Hugo Steinhaus,. Stanisław Ulam, Stanisław Mazur, Władysław Orlicz, Włodzimierz Stożek, Marceli Stark, Marek Kac, Antoni Łomnicki, Leon Chwistek, Bronisław Knaster, Alfred Tarski, Stanisław Hartman (ojciec filozofa i etyka Jana) czy Wacław Sierpiński. W większości byli już profesorami uniwersyteckimi i cieszyli się sława międzynarodową.
Nie wszystkim udało się przeżyć wojnę. Stanisław Ulam wiedząc, jaki może spotkać go los jako Żyda, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie jako członek zespołu wybitnych fizyków i matematyków skupionych w ośrodku rządowym w Los Alamos miał walny udział w skonstruowaniu bomby atomowej, a potem pracował jeszcze nad bombą wodorową. Prace nad nią przerwała porozumienie między Stanami a Związkiem Radzieckim o powstrzymaniu wyścigu zbrojeń. Będąc wysoko ustosunkowanym w sferach rządowych mógł pomagać w organizowaniu wizyt naukowych swoich dawnych kolegów, zatrudnianych na semestr lub dwa jako visiting professors,. Ci, którym udało się przeżyć wojnę (, trafili na polskie uniwersytety. M.in. Mazur został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, Banach na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale szybko zmarł na raka, a Marek Kac na Uniwersytecie Afama Mickiewicza w Poznaniu. Na Uniwersytecie Wrocławskim zatrudnieni zostali Hartman, Knaster i - najbarwniejsza ze wszystkich tych postaci - Hugo Steinhaus, któremu powierzono stanowisko dziekana Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii.Został tez członkiem Prezydium polskiej Akademii Nauk oraz Komitetu Antropologii Polskiej PAN. Miała ona m.in. opracować standardy miary odzieży, która miała być szyta w upaństwowionych zakładach krawieckich. Żartobliwie mawiał, że PAN mu powierzył fason Polaków.
Jego barwność polegała na wyjątkowej dbałości o elegancję. nieskrywanej niechęci do narzuconego Polsce ustroju państwowego, autorstwie niezliczonych aforyzmów i powiedzeń oraz fundamentalnego podejścia do poprawności językowej. Kiedy na jakiejś imprezie literackiej jeden z poetów został przedstawiony jako Dobrowolski Stanisław Ryszard, krzyknął na całą salę: "Czy to jest wieczór poetycki czy fasowanie gaci w wojsku?". Jego aforyzmy drukowane były w czasopismach "Problemy" oraz "Znak", a po jego śmierci zostały opublikowane w formie książki. Którą ćwierć wieku temu sobie kupiłem.
Historie życia tych wybitnych uczonych i nietuzinkowych ludzi zawarł wrocławski pisarz i publicysta (któremu jako początkującemu dziennikarzowi ponad 30 lat temu udzielałem wywiadu dla tygodnika "Itd") Mariusz Urbanek w książce za tytułowanej "Genialni : lwowska szkoła matematyczna" (Iskry, 2014). Jest to poprzedzony krótkim wstępem ciąg epizodów z życia czterech spośród kilkunastu mniej więcej regularnych bywalców Szkockiej: Stefana Banacha, Hugo Steinhausa, Stanisław Ulama i Stanisława Mazura. Zdecydowała o tym nie tylko naukowa ranga akurat tej czwórki uczonych, lecz także barwność ich postaci oraz bogactwo źródeł. Pozostawili oni po sobie zapiski autobiograficzne , byli bohaterami naukowych lub popularnie ujętych biografii oraz wspomnień ich uczniów lub współpracowników. Każdy z tych epizodów zatytułowany jest nazwiskiem którejś z tych postaci, ale pojawiają się w nich także inni bywalcy Szkockiej lub osoby, z którymi ta czwórka w jakiś sposób - rodzinny lub naukowy była związana. Książkę wieńczy obszerny wywiad z jednym z uczniów Hugo Steinhausa prof. Romana Dudy. Uzupełnia ona wiedzę o lwowskiej szkole matematycznej jako zjawisku wyjątkowemu w historii nauki polskiej.
Czytelnik nie znajdzie tu żadnego wzoru czy twierdzenia matematycznego, a mimo to zamyka książkę z przekonaniem, że jej bohaterowie rzeczywiście musieli być genialni.
Dostałem ją od mego znajomego, niesłychanie sympatycznego Polaka mieszkającego w Getyndze, gdzie późniejsi profesorowie Uniwersytetu Jana Kazimierza zdobywali matematyczne szlify na jednym z najstarszych europejskim uniwersytecie. Jeszcze raz dziękuję, Panie Zbigniewie!
Nie wszystkim udało się przeżyć wojnę. Stanisław Ulam wiedząc, jaki może spotkać go los jako Żyda, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie jako członek zespołu wybitnych fizyków i matematyków skupionych w ośrodku rządowym w Los Alamos miał walny udział w skonstruowaniu bomby atomowej, a potem pracował jeszcze nad bombą wodorową. Prace nad nią przerwała porozumienie między Stanami a Związkiem Radzieckim o powstrzymaniu wyścigu zbrojeń. Będąc wysoko ustosunkowanym w sferach rządowych mógł pomagać w organizowaniu wizyt naukowych swoich dawnych kolegów, zatrudnianych na semestr lub dwa jako visiting professors,. Ci, którym udało się przeżyć wojnę (, trafili na polskie uniwersytety. M.in. Mazur został profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, Banach na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale szybko zmarł na raka, a Marek Kac na Uniwersytecie Afama Mickiewicza w Poznaniu. Na Uniwersytecie Wrocławskim zatrudnieni zostali Hartman, Knaster i - najbarwniejsza ze wszystkich tych postaci - Hugo Steinhaus, któremu powierzono stanowisko dziekana Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii.Został tez członkiem Prezydium polskiej Akademii Nauk oraz Komitetu Antropologii Polskiej PAN. Miała ona m.in. opracować standardy miary odzieży, która miała być szyta w upaństwowionych zakładach krawieckich. Żartobliwie mawiał, że PAN mu powierzył fason Polaków.
Jego barwność polegała na wyjątkowej dbałości o elegancję. nieskrywanej niechęci do narzuconego Polsce ustroju państwowego, autorstwie niezliczonych aforyzmów i powiedzeń oraz fundamentalnego podejścia do poprawności językowej. Kiedy na jakiejś imprezie literackiej jeden z poetów został przedstawiony jako Dobrowolski Stanisław Ryszard, krzyknął na całą salę: "Czy to jest wieczór poetycki czy fasowanie gaci w wojsku?". Jego aforyzmy drukowane były w czasopismach "Problemy" oraz "Znak", a po jego śmierci zostały opublikowane w formie książki. Którą ćwierć wieku temu sobie kupiłem.
Historie życia tych wybitnych uczonych i nietuzinkowych ludzi zawarł wrocławski pisarz i publicysta (któremu jako początkującemu dziennikarzowi ponad 30 lat temu udzielałem wywiadu dla tygodnika "Itd") Mariusz Urbanek w książce za tytułowanej "Genialni : lwowska szkoła matematyczna" (Iskry, 2014). Jest to poprzedzony krótkim wstępem ciąg epizodów z życia czterech spośród kilkunastu mniej więcej regularnych bywalców Szkockiej: Stefana Banacha, Hugo Steinhausa, Stanisław Ulama i Stanisława Mazura. Zdecydowała o tym nie tylko naukowa ranga akurat tej czwórki uczonych, lecz także barwność ich postaci oraz bogactwo źródeł. Pozostawili oni po sobie zapiski autobiograficzne , byli bohaterami naukowych lub popularnie ujętych biografii oraz wspomnień ich uczniów lub współpracowników. Każdy z tych epizodów zatytułowany jest nazwiskiem którejś z tych postaci, ale pojawiają się w nich także inni bywalcy Szkockiej lub osoby, z którymi ta czwórka w jakiś sposób - rodzinny lub naukowy była związana. Książkę wieńczy obszerny wywiad z jednym z uczniów Hugo Steinhausa prof. Romana Dudy. Uzupełnia ona wiedzę o lwowskiej szkole matematycznej jako zjawisku wyjątkowemu w historii nauki polskiej.
Czytelnik nie znajdzie tu żadnego wzoru czy twierdzenia matematycznego, a mimo to zamyka książkę z przekonaniem, że jej bohaterowie rzeczywiście musieli być genialni.
Dostałem ją od mego znajomego, niesłychanie sympatycznego Polaka mieszkającego w Getyndze, gdzie późniejsi profesorowie Uniwersytetu Jana Kazimierza zdobywali matematyczne szlify na jednym z najstarszych europejskim uniwersytecie. Jeszcze raz dziękuję, Panie Zbigniewie!
Bardzo fajny blog, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie, dopiero zaczynam : http://wspolczesneproblemy.blogspot.com/