Zdawałoby się, że trzytygodniowy turnus w uzdrowisku jest znakomitą okazją do nadrobienia zaległości czytelniczych lub w ogóle na wykorzystanie wolnego czasu na czytanie. Ale moje obserwacje są mało budujące.
Sam obiecałem sobie, że poczytam więcej niż zwykle. Nie mając niemal do ostatniej chwili pewności, czy skorzystam z oczekiwanego ponad dwa lata skierowania, bo mojego stałego od blisko 30 lat opiekuna, wybitnego astmologa zaniepokoił słaby wynik spirometrii i zaaplikował mi dodatkowe badania, od których uzależniał swoją zgodę na mój wyjazd, nie przygotowywałem się do wyprawy ze szczególną dokładnością. Owszem, żona zrobiła mi spis tego, co będę mógł szybko zapakować do walizki, ale nie zajrzałem już na mój spis lektur do przeczytania. W ostatniej chwili z biblioteki zabrałem notatki autobiograficzne Mieczysława Jastruna, a z domowych zapasów - zbiór szkiców Adama Michnika. Ostatecznie, pomyślałem, w razie czego coś sobie kupię, mając nadzieję, że dostanę tu "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk.
Kuracja uzdrowisko zwłaszcza o takiej porze jak teraz, gdy dzień jest krótki, a niemal zaraz po obiedzie zapada zmrok i zniechęca do spacerów, jest okazja do czytania. Z drugiej jednak strony ośrodki sanatoryjne starają się w jakimś stopniu zagospodarować kuracjuszom wolny czas, zapraszając artystów, organizując wycieczki czy imprezy towarzyskie.