niedziela, 21 czerwca 2015

Józef Hen - świadek i komentator naszych czasów

Trudno mi pojąć, jak to się stało, że wybitny epik i memuarysta, obecny w polskiej literaturze od blisko 70 lat, autor wybitnych powieści i nowel, tłumaczonych w Europie i Ameryce, scenarzysta filmów, które współtworzyły i rozsławiały w świecie "polską szkołę filmową", nie zyskał takiej pozycji w polskiej kulturze, na jaką zasłużył.
On sam sobie tłumaczy to, że jego najlepsze książki nie trafiły na swój czas. Przykładem znakomita powieść "Nikt nie woła". Wydana ze względów cenzuralnych (nie idzie o tzw. momenty, tylko o kontekst polityczny) w wersji okrojonej uzyskała status zgrabnej historii miłosnej. Wykorzystał ją Kazimierz Kutz jako scenariusz filmu, którego akcję osadził nie w Samarkandzie, lecz w realiach PRL-u. A  i tak czynniki polityczne sprawiły, że film nie zyskał należytej dystrybucji i nie był pokazywany za granicą. A mógł zyskać status forpoczty święcącej w połowie lat sześćdziesiątych  i kojarzonej głównie z kinematografią francuską "nowej fali". Hen mógł opublikować powieść poza zasięgiem cenzury, tym bardziej, że w paryskiej "Kulturze" publikował podpisane kryptonimem "Korab" opowiadania. Powieść osnuta jest na dramatycznych fragmentach biografii pisarza, więc musiałby opublikować ją pod swoim nazwiskiem, jednak na to się nie zdecydował. A wydana w pełnej wersji w wolnej Polsce nie miała już tej wymowy. Za kolejną okoliczność nie sprzyjającą szerszemu uznaniu dla swej twórczości pisarskiej Hen uważa niechęć uchodzącego za wyrocznię we współczesnej literaturze Henryka Berezy, wyżej ceniącego twórców awangardowych od tych piszących "jak Bóg przykazał". Dlatego jego tekstów próżno szukać w miesięczniku "Twórczość", w którym publikacje nobilitowały pisarzy i czyniły ich popularnymi..



Nieco silniej pisarz zaczął zaznaczać swą obecność w literaturze w ostatnich kilku latach dzięki powieści "Pingpongista", osnutej wokół reminiscencji wywołanych przez mord jedwabieński, oraz właśnie dziennikom. Być może zaważyła na tym w jakimś stopniu śmierć zoila.
Właśnie skończyłem lekturę wydanego kilka miesięcy temu ogromnego, liczącego ponad 600 stron "Dziennika ciągu dalszego", za który autor otrzymał tegoroczną nagrodę miesięcznika "Odra". Dziennik obejmuje lata 2009-20013. Relacje z pierwszych dwóch lat skupiają się przede wszystkim na zmaganiu się z  postępującą demencją żony Ireny (występującej w powieści "Nikt nie woła jako Lena), bardzo słabej fizycznie i żyjącej w wielu czasach - od dzieciństwa po trudna codzienność - naraz. Pisarz sam dobiegający "dziewięćdziesiątki", zmuszany jest często podnosić ją z ziemi, robić zakupy, kąpać, ubierać, wyprowadzać na spacery, przygotowywać posiłki lub nawet karmić Pomagają mu w tym dzieci i wnuki, ale pisarz stara się w miarę możliwości nie absorbować ich zbytnio. Stara się jednak pisać, spotykać z przyjaciółmi, z których najbliższymi zdają się być Konwicki i Różewicz oraz szef wydawnictwa Iskry Wiesław Uchański. Z tym drugim spotyka się tylko, gdy obaj przyjeżdżają do domu pracy twórczej w Oborach, ale często, o najdziwniejszych porach, bo sen już nie ten, rozmawiają telefonicznie.
Po śmierci żony pisarz bardziej angażuje się w życie literackie, uczestniczy w spotkaniach w Klubie Księgarza, odbywa wieczory autorskie, uczestniczy w imprezach związanych z filmem, udziela wywiadów dla mediów i pisze. Plonem jest tom opowiadań "Szóste, najmłodsze i inne opowiadania" (2012). Zapisuje też szkice nowej powieści, której dał tytuł "Następca", ale bez wiary, że coś z tego wyjdzie. Akcja toczy się bowiem na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdy rodzi się Trzecia Rzeczpospolita. Autor ma obawy, że pisze o czasie tak odległym, że powieść mało kogo zainteresuje. Z satysfakcją zapisuje zdarzenia świadczące o pewnym hałasie wokół jego dziewięćdziesiątych urodzin, kiedy wreszcie czuje, że jest doceniany jako pisarz i obywatel, którego zdanie s prawach bieżących jest brane pod uwagę także przez znaczące postaci, także życia politycznego.
Pisarza bardzo interesuje bieżące życie polityczne, czyta gazety )głownie "Wyborczą"),  ogląda telewizję (preferuje TVN 24, a w niej także "Szkło kontaktowe") i oburzają go ekscesy i kłamstwa polityków PiS związane z katastrofą smoleńską, martwią nieustanne przejawy antysemityzmu i ksenofobii oraz pewna bylejakość życia publicznego.
Już podkreślałem, że lubię czytać dzienniki czy wspomnienia znanych ludzi, porównywać ich obserwacje z własnymi, poznawać fakty, które uchodzą uwagi mediów, a także i ploteczki o życiu prywatnym piszących. Dla dzienników Hena zarzuciłem na ponad tydzień wnikliwszą lekturę prasy, a także rzadziej wychodziłem na jakieś spotkania czy spacery.
A teraz z równym zainteresowaniem czytam kupioną niedawno książkę Karola Modzelewskiego "Zajeździmy kobyłę historii". Też kosztem codziennej pasy.


okładka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz