sobota, 21 grudnia 2013

Słowackie klimaty w wielokulturowej aurze

Zasygnalizowałem kilkanaście dni temu, że byłem w trakcie lektury świetnej powieści słowackiego autora  Pavola Rankova Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej (Wrocław, 2013). No właśnie, słowackiego? W jednym z pierwszych zdań powieści pisze on o miejscu, gdzie się jej akcja zaczyna "Dorośłi i dzieci, młodzieńcy i starcy, mieszkańcy Levic i ludzie okolicznych wsi, Węgrzy, Słowacy, Czesi, Żydzi, Cyganie, rodzina Niemca Barthla i Bułgara Rankova". Więc jest autor Słowakiem bułgarskiego pochodzenia, na co zresztą wskazuje nazwisko.
W tym wielokulturowym miasteczku na południu Słowacji żyje czwórka głównych bohaterów: piękna Maria oraz trzech zabiegających o jej względy przyjaciół: Słowak Jan, Węgier Peter oraz wywodzący się z żydowskiej rodziny Gabriel. Ich dramatycznie przebiegające drogi życiowe zaczynają się  1 września 1938 roku, gdy wszyscy mają po trzynaście lat, a w kraju umacniają się nazistowskie nastroje, kończą się zaś dokładnie trzydzieści lat później, gdy tzw. bratnia pomoc sprzymierzonych armii Układu Warszawskiego zakończyły kilka miesięcy trwający okres socjalizmu z ludzką twarzą pod rządami wywodzącego się ze Słowacji Aleksandra Dubczeka.



W ogóle powieść mocno osadzona jest w realiach społecznych i politycznych, a losy bohaterów nie pozostawiają wątpliwości co do tego, jak mocno historia i realia polityczne nazizmu i następującego nim w środkowej Europie komunizmu wpływają na ludzkie losy, jak niszczyły ludzi oraz relacje między nimi. W tym czasie bohaterowie szybko dojrzeli do dorosłości przeżywszy wojnę jako obywatele Węgier (południe Czechosłowacji dostało się bowiem na ten czas pod rządu węgierskiego regenta Horthy'ego, co zmusiło jednego z przyjaciół do przyjęcia imienia Janos, a drugiego Gabor), a potem pozbywali się złudzeń co do szans życia w wolności. Po wojnie wrócili do swych  imion, ale poczucie wolności mieli tylko wtedy, gdy byli poza granicami państw bloku sowieckiego, nawet gdy był to walczący o niepodległość Izrael, a jeden z nich się w wojnie 1948 roku odznaczył. Bo warto dodać, że Gabriel i Jan po wojnie szukali swego miejsca na świecie w Palestynie. Pierwszy, rozczarowany krajem, wrócił Gabriel, drugi Jan, gdy okazało się, że mimo zasług wojennych nie mógł podjąć studiów jako nie-Żyd. W 1956 roku trafił z kolei do zbuntowanego Budapesztu, gdzie próbował wykorzystać swe wojenne doświadczenie. Gdy bunt został zduszony, uciekł do Wiednia i ostatecznie osiadł w Ameryce, zostawiając w kraju Marię oraz jej córeczkę, o której istnieniu przypadkowo się dowiedział, gdy ta miała już kilka lat. W korespondencji z nim, z którą zresztą pozostali bohaterowie musieli się ukrywać, gdyż zagrażało to ich karierom zawodowym oraz warunkom bytowania i tak przecież bardzo skromnym.
Nie miejsce tu na streszczanie powieści. Trzeba ją przeczytać. Niezależnie od zgrabnie opowiedzianej historii, scen budzących zgrozę, ale też i wzruszenia, czasem też lekki uśmiech, jedni  przypomną sobie lata tzw. realnego socjalizmu  (na tle Czechosłowacji Polska była naprawdę weselszym barakiem w tym obozie), inni zrozumieją, jak musieli sobie radzić z życiem ich matki i ojcowie, że nie wszystko, co przeżyli było następstwem ich wyborów.
okładka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz