Nie wiem od jak dawna, chyba od roku z okładem działa we Wrocławiu wydawnictwo Czeskie Klimaty. Jak nazwa wskazuje, specjalizuje się ono w publikowaniu książek autorów czeskich. Ale nie tylko, bo także słowackich, węgierskich i greckich. Wszystkie wydane są bardzo gustownie, z wyszukaną prostotą.
I właśnie odłożyłem przeczytaną powieść Jaroslava Rudisa (wym. Rudisza) "Grandhotel : powieść nad chmurami". Z żalem, bo czytało się ją z dużą przyjemnością. To jak najprawdziwsze czeskie klimaty, te rodem z prozy Skvorecky'ego i Hrabala. Można rzec, że jest to historia opowiedziana w sposób tak bezpretensjonalny, jak to tylko możliwe. Większość z bardzo krótkich rozdziałów kończy się jakimś na pozór nic nie znaczącym szczegółem, opatrzonym uwagą "to tak na marginesie" lub zapowiedzią wyjaśnienia go lub dopowiedzenia w dalszych częściach opowieści.
Bohaterem i zarazem narratorem jest młody człowiek mający tylko nazwisko Freischman, wychowywany przez dyrektora hotelu stojącego na szczycie góry w Libercu i przez niego zatrudniony jako pomocnik do wszystkiego i trochę takie popychadło, na którego głowie szef może odreagować własną złość.Był zresztą takim popychadłem i przedmiotem różnych niewymyślnych żartów i złośliwości ze strony szkolnych kolegów. Do tego dokucza mu to, że nie może wyruszyć ze swojego miasta. Ani wcześniej z rodzicami, ani później z kolegami czy psychoterapeutką dociera do tablicy oznaczającej granice miasta i coś nie pozwala mu jej przekroczyć. Te wszystkie niepowodzenia, także ze strony koleżanek, bo jest wobec nich chorobliwie nieśmiały, rekompensuje sobie zamiłowaniami do meteorologii, obserwując chmury, prowadząc szczegółowy dziennik, wzbogacając wiedzę lekturami. Ulgę dają mu też cotygodniowe rozmowy z psychoterapeutką, która mu się podoba i do tego ładnie pachnie polskimi perfumami Wiosenne Słońce. Ma też towarzysza w osobie stałego mieszkańca hotelu Niemca imieniem Franz, urodzonego w Libercu, gdy był niemieckim miastem, który na starość powrócił w rodzinne strony i do tego z prochami zmarłych kolegów z dzieciństwa, które przy pomocy Fleischmana rozsiewa w miejscach ich urodzenia. Sam zresztą też chce, żeby jego skremowane resztki tu spoczęły.
Powieść jest całkiem mocno osadzona w czeskich realiach, także tych historyczno-politycznych, sięgających czasów przedwojennych oraz komunistycznych. A przywołane w powieści autentyczne postaci, filmy czy zdarzenia objaśnione są na końcu książki w postaci leksykonu.
Za Mariuszem Suroszem (autorem książki "Pepiki : dramatyczne stulecie Czechów") mogę dodać w podsumowaniu, że "zazdroszczę tym, którzy te historię mają przed sobą".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz