Cóż za pytanie? Tak pewnie zareaguje większość tych, którzy łaskawie zechcą rzucić okiem na to, o czym tu od kilku lat pisuję. Odpowiedź jest przecież oczywista. Każdy ma prawo, więc bibliotekarz też.
To w czym problem? Ano w tym, że błędy są rozmaite i w rozmaity sposób są traktowane przez zwierzchników tych, którym błędy się zdarzają.
Nie chodzi mi tu o błędy polegające na literówkach w rekordach bibliograficznych czy przypisaniu danemu tytułowi błędnej sygnatury, zwłaszcza gdy zdarzają się sporadycznie. A jeśli zdarzają się częściej, to uważałbym że błąd popełnił raczej ktoś, kto powierzył obowiązki komuś, kto się do pewnego rodzaju prac nie nadaje lub nie dostrzegł w czas symptomów braku staranności i nie zareagował zwróceniem uwagi. Albo nie stworzył klimatu, w którym staranność jest w cenie.
Chodzi tu głównie o biblioteki, w których panuje kultura zmiany, a więc o takie, których kierownictwo zakłada, że biblioteka powinna stale poprawiać jakość usług, co wymaga nastawienia się na zmieniające się potrzeby użytkowników i nie tylko rozpoznawanie ich i nadążanie za nimi, lecz także zaskakiwanie ich potrzebami chwilowo nieuświadomionymi. Zakłada też, że w gruncie rzeczy nic w bibliotece nie jest święte. Poza budżetem, rzecz jasna, obowiązującym prawem, dobrem czytelników, prawami pracowników oraz... normami MARC 21. Realizacja tak rozumianej kultury organizacyjnej wymagać może nie tylko wprowadzania nowych rodzajów usług, lecz także modyfikowania tych już świadczonych, zmiany w organizacji przestrzeni biblioteki oraz zmiany procedur wewnętrznych, dzięki którym nowe lub zmienione usługi mogą być oferowane.
Konieczne są więc innowacje. Najczęściej tzw. względne, czyli rozwiązania już gdzieś z dobrym skutkiem stosowane lub też znalezione w literaturze.I tu tkwią największe możliwości popełnienia błędów. Okazać się może bowiem, że np. nowy rodzaj usługi nie okazał się atrakcyjny, zmiana procedury usługi już świadczonej wymaga zbyt daleko idących zmian przyzwyczajeń użytkowników, a skrócenie procedury wewnętrznej powoduje konieczność daleko idących zmian innych powiązanych procedur. Lub też nietrafna albo niedostateczna okazała się komunikacja z użytkownikami czy współpracownikami.
Oczywiście możliwość popełnienia takich błędów można minimalizować. Można więc gruntowanie zapoznać się z funkcjonowaniem wdrażanych rozwiązań w tych bibliotekach, w których je zastosowano, policzyć koszty i przewidywane zyski, a przede wszystkim dogłębnie przedyskutować zanim podejmie się decyzję o wdrożeniu
Błąd jednak i tak może się pojawić. Częstą praktyką stosowaną przez zarządzających jest szukanie winnych, a więc pomysłodawców lub/i wykonawców oraz wyciąganie konsekwencji. Kto tak czyni musi sobie jednak uświadomić, że musiał wcześniej podjąć decyzję o wdrożeniu zmiany, powinien był na bieżąco ją nadzorować i służyć radą lub informacją, a więc sam jest za jej niepowodzenie współodpowiedzialny. Ale przede wszystkim musi zdać sobie sprawę, że karząc kogoś sprawi, że tym sposobem spowoduje rozmaite negatywne następstwa. Przede wszystkim nie będzie mógł liczyć na nowe pomysły ze strony pracowników albo że będą oni wdrażali konieczne zmiany w konspiracji. Straci więc kontrolę nad zespołem i straci ich zaufanie.
Nie ma rady. Zarządzającym zdarza się popełniać błędy (przyjąć nietrafioną strategię, zatrudnić lub awansować osobę, która nie spełni oczekiwań, nietrafnie ustalić budżet itd.), więc i swoim pracownikom powinni przyznawać prawo do błędów. Ale też powinni umieć wyciągać z nich trafne wnioski.
I zawsze mieć czas na rzeczowe rozmowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz