wtorek, 26 listopada 2013

Brak mi ISBNik-a

Zrobiłem dziś remanent na mojej poczcie mailowej. M.in. zarchiwizowałem na moim komputerze  wszystkie znajdujące się wśród "odebranych" numery biuletynu. Okazało się, że dwa czy trzy figurowały jako "nieprzeczytane". Bardziej prawdopodobne jest jednak, że przeczytałem je na poczcie służbowej, na której też je otrzymywałem.
Przychodziły one na moja pocztę od chyba 2001 roku, a od kilku ostatni lat regularnie co tydzień, z przerwami wakacyjnymi lub związanymi ze szpitalnymi lub uzdrowiskowymi przerwami jego redaktora, którym niezmiennie był mój - mam chyba prawo tak napisać - kolega po fachu i przyjaciel Wojciech Rozwadowski. Ostatni numer otrzymałem w końcu sierpnia, z informacją, że to już jest koniec. Bo nowe obowiązki zawodowe nie pozwalają Wojtkowi na kontynuowanie pracy. Bezinteresownej, trzeba dodać i absorbującej czasowo. Zniknął też profil ISBNik-a z Facebooka.



Trochę poczuwam się do winy i sądzę, że nie ja jeden. Zbyt rzadko wspieraliśmy redaktora swoimi artykułami lub choćby tylko drobnymi informacjami. Ze mną Wojtek sobie jakoś radził, bo mógł linkować wpisy na moim blogu, dodając czasem jedno- dwuzdaniowe wprowadzenia. Czasem udawało mu się nakłonić mnie do napisania czegoś wyłącznie na potrzeby biuletynu. Większość tekstów redaktor tworzył sam. Ale głównie podawał informacje istotne dla bibliotekarstwa akademickiego publikowane gdzie indziej - w sieci lub w w formie skanów z materiałów drukowanych. Dzięki temu czytelnicy biuletynu mieli aktualny przegląd tego, co w "bibliotekarskiej trawie piszczało": wgląd do interesujących publikacji, informacje o zbliżających się imprezach, jak targi książki, konferencje, seminaria, warsztaty. Dzięki biuletynowi można było dowiedzieć się o ruchu kadrowym w bibliotekarstwie - nominacjach na stanowiska kierownicze, awansach lub uzyskanych stopniach naukowych. Niektóre z informacji o planowanych szkoleniach czy konferencjach były jakby formą bezpłatnej reklamy. W sumie ISBNik był jak "Angora" dla prasy codziennej i tygodniowej: wyborem tego co najważniejsze lub najciekawsze, tyle że konkretnie w bibliotekarstwie. Z niejednych ust słyszałem,  że zastępował prenumeratę "Bibliotekarza" i "Przeglądu Bibliotecznego". Tym wartościowszym, że informacje były tu dużo bardziej świeże. Sam ceniłem sobie najwyżej informacje o planowanych konferencjach i seminariach. Mogłem sam się udziałem w nich zainteresować i zainteresować nimi moich współpracowników. Tym bardziej, że uczelnia stwarza nam warunki do rozwoju zawodowego i naukowego.
Zaczęło się wszystko wtedy, gdy ba fali szybkiego wzrostu uczelni niepublicznych rosło zatrudnienie w bibliotekach i powstała Sekcja Bibliotek Niepaństwowych Szkół Wyższych przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Wojtek, zasłużony działacz harcerski (doszedł zdaje się do stopnia harcmistrza) i turysta, zaproponował zorganizowanie spotkania zainteresowanych aktywnością w sekcji w zamku w Oleśnicy k. Wrocławia, pełniącym funkcję ośrodka szkoleniowego ZHP.Zjechało się nas tam około dwudziestki. Ustaliliśmy program działania sekcji, formę komunikacji w postaci listy mailingowej (padła zdumiewająco szybko) oraz m.in., że będziemy publikowali internetowy biuletyn, dla którego nasza koleżanka Marysia Czyżewska zaproponowała nazwę ISBNik (jako niedokładny akronim nazwy Informator Bibliotek Szkół Niepaństwowych i dokładny akronim Międzynarodowego Znormalizowanego Numeru Książki, zdrobniony przez wzgląd na różnicę znaczeń.
Podjął się tego Wojtek Rozwadowski i natychmiast po powrocie do stolicy zabrał się do roboty. I robił to przez ponad 10 lat z wyjątkowym polotem.
I do dziś, a właściwie do sierpnia) bok dorocznych konferencji, które też zyskały sobie renomę w całym środowisku bibliotekarskim, ISBNik stał się wizytówką i stałym elementem aktywności sekcji. Przy okazji redaktor stał się KIMŚ w polskim bibliotekarstwie, traktowanym jak redaktorzy periodyków papierowych, tyle, że wykonującym swoją pracę honorowo i właściwie w pojedynkę.
Wojtku, brakuje mi - i jestem pewien, że wielu innym Koleżankom i Kolegom - ISBNik-a. Wiem, że próba namówienia Cię do wznowienia jego wydawania nie ma większych szans. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zakończyć ten wpis w imieniu moim i innych odbiorców biuletynu jednym słowem: DZIĘ - KU - JE MY.
Zdjęcie z ostatniego chyba wydania ISBNik-a. Ja tradycyjnie od pierwszego razu w 1999 roku w... pierwszym rzędzie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz