niedziela, 27 października 2013

O zaufaniu


Podczas okresowych rozmów indywidualnych, których celem jest m.in. wspólna ocena stanu rozwoju dochodzenia do mistrzostwa w zawodzie, często pada kwestia zaufania lub wzajemnego zaufania. I to najczęściej w kontekście mojego stylu kierowania, który opiera się na zaufaniu. Zdaniem niektórych  rozmówców zbyt daleko idącym.
Podczas popołudniowego spaceru po parku, postanowiłem spróbować odpowiedzieć sobie, jak rozumiem zaufanie (bez zaglądania do obfitej literatury na ten temat) i jak powinno się one przejawiać z mojej strony w stosunku do członków załogi i na czym ma polegać ich zaufanie do mnie jako szefa.
Co więc znaczy, że obdarzam kogoś zaufaniem? Znaczy to, że wierzę, że ten ktoś  kieruje się w swoim postępowaniu dobrą wolą. Że innymi słowy, jest uczciwy,  a w razie trudnej sytuacji także w jakimś stopniu pomocny. Dzięki tak pojmowanemu i przeżywanemu zaufaniu mogłem pójść na spacer bez obaw, że zostanę napadnięty, lub znieważony. Choć oczywiście powinienem zdawać sobie sprawę, że jakiś procent niebezpieczeństwa zawsze istnieje.


Inaczej rozumiem zaufanie w relacjach z ludźmi w jakiś sposób mi bliższymi: członkami rodziny, współpracownikami, przyjaciółmi czy znajomymi. Relacje z nimi są stałe i bliższe, więc i zaufanie nabiera nowych wymiarów. Okazując im zaufanie przekazuję im więcej informacji o sobie, jestem szczery i lojalny, deklaruję gotowość i chęć służenia radą i pomocą, okazuję tolerancję dla nieszkodliwych słabości oraz drobnych błędów, jeśli oceniam, że nie są one dyktowane złą wolą, ale i sygnalizuję, co mi w zachowaniach tych osób nie odpowiada. I w podobnym zakresie oczekuję tego wszystkiego od tych osób. To wszystko powinno sprawiać, że wspólne mieszkanie z tymi osobami, współpraca czy spotkania sprawiają radość, a każdym razie nie powodują dyskomfortu. Bo jeśli ktoś mi ufa, a ja czuję, że czyjeś zaufanie zawiodę, powinienem w obecności tej osoby odczuwać wstyd.
Co więc oznacza dla mnie kierowanie się zaufaniem w relacjach z pracownikami biblioteki? Przede wszystkim ufam, że podobnie jak ja dążą w swoich działaniach do jak najlepszego postrzegania biblioteki zwłaszcza przez użytkowników i całą społeczność akademicką. Rozumieją bowiem, że jest to niezbędny warunek powodzenia uczelni, a więc i jej biblioteki wraz z zespołem bibliotekarzy. Ale ufam im, bo postrzegam ich jako po prostu przyzwoitych ludzi. Zaufaniem kieruję się także przydzielając im obowiązki oraz konkretne zadania, wierząc, że są w stanie je wykon(yw)ać, a w razie potrzeby czegoś się douczyć lub dopytać. Sam zresztą deklaruję gotowość pomocy.
Nie oznacza to, że rezygnuję z kontroli pracy i realizacji zadań. To jakby mój obowiązek „ustawowy”. Bo w razie czego każdemu szefowi grozi oskarżenie o niedopełnienie obowiązków przełożonego. Ale na uwadze mam przede wszystkim psychiczną potrzebę akceptacji każdego z nas, a więc i pracownika. Jeśli nie skontroluję wykonanego zadania, nie zauważę efektów samorzutnie  zrealizowanego pomysłu (jak np. ostatnio  pomysłowo i z talentem udekorowania jednego z pomieszczeń, gdzie miały się odbyć zajęcia dla uczestników półkolonii), nie zauważę codziennych wysiłków, to zwyczajnie sprawię ludziom przykrość.
Poza tym jest dla mnie oczywiste, że okazywanie zaufania innym jest niezbędnym warunkiem zaufania do mnie. Tyle, że nie jest to warunek wystarczający. Pracownicy powinni być pewni moich kompetencji zawodowych i zarządczych oraz mojej wobec nich lojalności. A więc, że nie zadziałam nigdy na ich szkodę, nie nadużyję wobec nich władzy (uważam zresztą, że cała moja władza, to władza podejmowania decyzji, bo nawet skontrolowanie jej wykonania, to już nie władza, tylko odpowiedzialność), nie zataję istotnych dla nich informacji lub nie skoryguję ich działań czy postępowania, gdy zauważę lub dowiem się, że jest taka potrzeba. Muszą mieć też pewność, że ewentualna krytyka moich działań lub konkretnego pociągnięcia zostanie przyjęta zrozumieniem. Zresztą, często powtarzam, że informacje o tym, że wszystko, łącznie z kierowaniem biblioteką, idzie dobrze, nie są dla mnie interesujące, bo ma iść dobrze. Interesują mnie informacje, że coś nie zadziałało jak należy i trzeba cos z tym zrobić lub że coś, co idzie dobrze mogłoby iść jeszcze lepiej, gdyby to i owo w tym celu zrobić.
Wydaje mi się także, że jako szef nie powinienem ukrywać, że czegoś nie wiem lub nie potrafię. Lepiej jest przecież przyznać się do niewiedzy i być otwartym na czyjąś wiedzę (i zaufać posiadaczowi tej wiedzy) niż podjąć nieracjonalną decyzję, która w konsekwencji może stać się źródłem utraty zaufania do siebie.

Tu ciśnie się pod klawisze następna kwestia: prawa pracownika do błędu. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jeśli szefowi zdarzają się błędy, to pracownicy też powinni mieć do nich prawo. I że podchodzenie do nich powinno odbywać się na zasadzie wzajemnego zaufania. Ale kwestię tę zechcę rozwinąć w którymś z następnych wpisów.


5 komentarzy:

  1. Oj jak bardzo chciałoby się mieć takiego SZEFA :)
    Pozdrawiam z Opola

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem szczęście do szefów, więc wystarczyło tylko twórczo zaadoptować wzory. A dziś nie jest to trudne, bo można uczyć się zarządzania na studiach podyplomowych lub szukać inspiracji w literaturze. Trzeba też jednak być otwartym na innych

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby więcej takich Szefów w bibliotekach i nie tylko!
    Zaufanie jest niezmiernie ważne, także w pracy, ponieważ wiąże się poniekąd i z wyrozumiałością dla drobnych przewinień oraz z rozłożeniem odpowiedzialności nie tylko na jedną osobę. Bo gdy zaufamy, możemy śmiało powierzyć zadania osobom, w których potencjał wierzymy.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O to mi szło! Rozwijam te kwestią pisząc o prawie do błędów. Również pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dobrym szefowaniu widzę łańcuch przyczynowo- skutkowy.
      Miałam dobrych szefów, którzy mi zaufali na tyle że miałam uczucie pełnej samodzielności, którą chętnie dzieliłam się z pracownikami. Rola "administracyjnego " szefa ograniczała się do akceptowania nowych pomysłów i ...miłych gratyfikacji pieniężnych przy różnych okazjach -:)
      Najważniejsze jednak było uczucie, samodzielnego kreowania przyjaznego wizerunku biblioteki i umacniania jej roli w środowisku.

      Usuń