Juliusz Machulski znany jest jako reżyser, twórca m.in. Seksmisji, dwóch części Vabank i wielu innych. Jest bowiem dość płodnym twórcą, a w porywach też aktorem i scenarzystą. Zresztą wszystkie niemal filmy, które wyreżyserował oparł o własne scenariusze.
Czytałem parę lat temu jego wspomnienia, a niedawno opowieść o rodzinie Machulskich, głównie zresztą o wspólnym dziele Haliny o Jana Machulskich, jakim było studio aktorskie, z którego wyrósł też Teatr Ochota.
Otóż Juliusz Machulski już jako bardzo młody człowiek pisywał sztuki dla teatru telewizyjnego "Kobra". Podpisywał je nazwiskiem jakiegoś Anglika lub Amerykanina, bo wiadomo, że polskie kryminały w dobie PRL były dość schematyczne i przedstawiały dzielnych oficerów Milicji Obywatelskiej w akcji, najczęściej na tropie przemytników "cennych dewiz" lub tzw. badylarzy. Zresztą filmy z serii Ewa wzywa 07 (też obracają się w tym kręgu, ale jednak nie były szablonowe, a główny bohater też wyłamywał się z utartego szablonu.
A ostatnimi laty Juliusz Machulski okazał się też autorem zręcznie napisanych powieści kryminalnych.
Ta, która trafiła w moje ręce, zatytułowana dość zagadkowo Nikczemny narrator (Znak, 2024) jest pod kilko względami wyjątkowa. Bohater nie ma żadnych związków z policją, nie jest detektywem czy profilerem.
Jest scenarzystą filmowym na wakacjach, które spędza w kraju, w Warszawie, po jednym semestrze wykładów o scenopisarstwie na jakiej uczelni w Nowym Jorku. Ściągnął go do stolicy kolega, reżyser filmowy, zaniepokojony tym, że w ciągu miesiąca zginęło kilka osób, z którymi stworzył swój ostatni film, dość zresztą marny i marnie zagrany.
Ginęły w sposób banalny: a to w wypadku samochodowym, a to utonęły.
Scenarzysta nie ma ochoty do prowadzenia śledztwa, nie wierzy bowiem, że te śmierci mają ze sobą i z filmem jakikolwiek związek. Z tego względu moja żona gdzieś na setnej stronie tej grubej księgi zrezygnowała z dalszej lektury. Jednak zapewnienie mu luksusowego mieszkania i obietnica zrealizowania jego scenariusza oraz więzy przyjaźni wzięły górę.
Ja jednak doczytałem do końca, kiedy okazuje się, że obawy reżysera, że i on może przedwcześnie pożegnać się z tym światem miały jednak pewne podstawy.
Ale czytałem także, a może głównie dlatego, że autor, filmowiec odsłonił w powieści realia świata filmu pierwszego dziesięciolecia III Rzeczypospolitej: warsztat reżyserki i scenopisarski (książkę kończy scenariusz filmu narratora napisany podczas pobytu w w Warszawie na zamówienie zespołu filmowego kierowanego przez Jerzego Kawalerowicza), relacje między ludźmi, formalne i nieformalne kulisy podejmowana decyzji i doborze współpracowników reżysera, świat krajowych festiwali filmowych, łódzkiej "Filmówki" itd.
Autor podaje autentyczne nazwiska twórców filmowych, ale już nieżyjących, jak właśnie Kawalerowicz. Stara się zaś, aby dość wyraziście rysując postaci występujące w powieści nie stworzyć jakichkolwiek podstaw do wiązania ich z postaciami autentycznymi. Co prawda można np. sprawdzić, kto był w czasie akcji powieści dziekanem i prodziekanem wydziału reżyserii łódzkiej "Filmówki", przedstawianych jako twórców średnio utalentowanych. Bo ci najlepsi co najwyżej zgodzą się wygłosić jakiś pojedynczy wykład gwiazdorski.
Tak jak reżyser tworzący filmy podszyte humorem i satyrą, tak Machulski jawi się jako pisarz, dodając powieści nieco zjadliwego humoru.
Mnie się to podoba
niedziela, 11 maja 2025
Kryminał filmowy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz